[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kythnajską kobietąbyła Jacinthe Siani — okaz domorosłej zdrajczyni, jeśligdziekolwiek się takowa uchowała.Wiedziała aż za dobrze,kim naprawdę jestem.Mogła też wiedzieć, że odleciałemz Asgarda jeszcze przed inwazją.Moja obecność „tutaj"i „teraz" stanowiła więc dla niej niespodziankę najwyższej klasy.Gorączkowy szept przycichł, a oczy Niebieskookiego nie wydawały się już blade, kiedy przeszył mnie zdumionym wzrokiem.Spoglądały na mnie bardzo, bardzosurowo.— Cóż, panie Rousseau — przemówiła mściwie Jacinthe Siani.— Tym razem, zdaje się, moje zeznania nie oczyściły ciebie z zarzutów.— To jeszcze nic pewnego — odparowałem z całązuchwałością, jaką mogłem z siebie wykrzesać.— Ja teżsądzę, że nie mogę nic dobrego o tobie powiedzieć.Nie mogłem jednak zapanować nad swym przerażeniem.Całe ich zaufanie tak pieczołowicie przeze mnie budowane legło w gruzach.Wyglądało na to, że nic jużnie uchroni mnie przed rozstrzelaniem.Albo czymś jeszcze gorszym.13915Sposób, w jaki obchodzili się ze mną teraz, zdradzałwyraźną natarczywość.Co dziwne, nie wyprowadzilimnie z kantyny, tylko odciągnęli w róg pomieszczeniai posadzili za stołem, na którym postawili obiecany posiłek.Niebieskooki nie zasiadł ze mną do jedzenia.Odszedł pobzykując jak rozdrażniony szerszeń wraz z nie-odstępującą go na krok Jacinthe Siani.Kiedy jadłem,strażnicy bacznie mi się przyglądali.Nie pozwoli sobie naluz.Widocznie otrzymali surowe rozkazy nie spuszczaniaze mnie oka.Na długo przed końcem posiłku zjawił się z powrotemNiebieskooki, a oprócz niego starszy, niższy mężczyznaz wysadzonymi łukami brwiowymi, które nawet wedługich miary, musiały być wydatne.Wyglądał na naprawdęgrubą rybę.Jadłem dalej, podczas gdy oni omawializaistniałą sytuację.Pomyślałem sobie, że jeśli mam zginąć,to nie muszę umierać o pustym żołądku.Apetyt jednak nieza bardzo mi dopisywał.Nie zdążyłem zjeść wszystkiego,kiedy dali znak, że czas się zabierać.Popędzili mnie z powrotem korytarzem, a potem naotwartą przestrzeń, gdzie na najbliższym odcinku torówstał podstawiony wagon pasażerski.Wepchnęli mnie bezceremonialnie do środka.Ze mną weszli Niebieskooki, nowy dostojnik, Jacinthe Siani oraz dwóch żołnierzy.— Czy nie prościej byłoby rozstrzelać mnie na miejscu?— zwróciłem się do mężczyzny o bladoniebieskich oczach,gdy ruszyliśmy.— Nie zamierzamy pana zabijać, panie Rousseau —140oznajmił.— Posiada pan zbyt wiele cennych informacji.Ale możemy traktować pana jedynie jak szpiega i wroga.Zabrzmiało to złowieszczo, jak zapowiedź tortur.— Wróciłem, bo poprosili mnie o to Tetrowie — pospieszyłem z wyjaśnieniem.— Tak samo jak szpiegiem, jestem też ich rzecznikiem.Tetrom bardzo zależy nanawiązaniu dialogu.Pragną przyjaźni, nie rozumieją, dlaczego ignorujecie ich wezwania.Kiedy dotrzemy na powierzchnię, będę więcej niż szczęśliwy, mogąc wystąpić w roli pośrednika, jeśli chcecie.— Nie jedziemy na powierzchnię, panie Rousseau —odparł.— Zdążamy w odwrotnym kierunku.Nie chcemypospiesznych kontaktów z kimkolwiek spoza Asgarda.Kiedy należycie się przygotujemy, będzie mnóstwo czasuna zajęcie się Tetrami.Tymczasem martwią nas inne pilnekwestie.Z pewnością zainteresuje nas, co ma pan do powiedzenia i zaręczam, że wyśpiewa pan wszystko, co pan wie.Zaczynałem już oswajać się z myślą, że jestem interesującą osobą.Jakby wszyscy mieszkańcy wszechświata zapragnęli nagle rozmawiać z Michaelem Rousseau, nieprzyjmując do wiadomości jego odmowy.Zdałem sobiesprawę, że Jacinthe nie zdemaskowała mnie jedynie jakotetrańskiego szpiega, ale jako faceta, który spenetrowałniższe poziomy i rozmawiał z supernaukowcami.Moje dotychczasowe obserwacje najeźdźców utwierdzałymnie w przekonaniu, że według standardów galaktyki sąoni wiejskimi burkami.Musieli już odkryć, jacy z nichprostaczkowie w porównaniu z innymi rasami galaktyki.Wiedzieli, że Tetrowie wyprzedzają ich o niebo, choćczynili, zdaje się, wszelkie wysiłki, by wieść o tym nie141dotarła do Tetrów z zewnątrz.Jacinthe Siani powiedziała im, że mają sąsiadów we wnętrzu Asgarda, o wiele bardziej rozwiniętych od Tetrów.To pewnie spowodowało, że grają na zwłokę, odrzucając propozycje dialogu zTetrami.Żywią nadzieję, iż uda im się pozyskać sprzymierzeńców, z pomocą których będą trzymać w szachu cały wszechświat.Przekonani byli, że kiedy zmuszą mnie do mówienia,będę im w tym dziele pomocny.Niestety, nie uwierząchyba w niewielką ilość rzeczy, które mogę im ewentualniezaoferować.a ich niewiara może mnie drogo kosztować,jeśli posuną się do przemocy jako środka perswazji.Zastanawiałem się, jak bardzo zbici z tropu i zaniepokojeni są ci pyszni zdobywcy Asgarda.Musieli przeżyć mocny wstrząs, najpierw odkrywając wszechświat, a potemdowiadując się, że nie są jedynym pasożytem w trzewiachtego makroświata.— Nie macie chyba pojęcia, kto zbudował Asgard, co?— zagadnąłem jasnowłosego, patrząc mu prosto w twarz.— Na ilu poziomach możecie działać? Dziesięciu.dwudziestu?— Nie docenia nas pan, panie Rousseau — odparłspokojnie, odwracając wzrok, by przyjrzeć się mijanympolom uprawnym za oknem pociągu.— Kontrolujemyponad sto biostref na ponad pięćdziesięciu poziomach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl