[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trask popatrzył prosto w oczyRobinsona i rzekł:- Ka\de wypowiedziane przez Scotta i Shanię słowo było prawdziwe od pierwszej chwili, gdytylko się tutaj zjawili.- Rozumiem.Ale czy masz pewność, \e powiedzieli wszystkie słowa?Trask zamiast odpowiedzieć, spojrzał na grupkę siedzącą przy stoliku, podniósł rękę i rzekł: - Ciii.Coś się dzieje!Shania gwałtownie wyprostowała się i przywarła plecami do oparcia krzesła.Nadal miałazamknięte oczy, ale jej usta rozchyliły się, a twarz uniosła lekko do góry, jak gdyby patrzyłana sufit ponad głowami Traska i Robinsona.Jednak w rzeczywistości  patrzyła na SchlossZonigen.- Biedni ludzie - szepnęła.Trask podszedł do stolika, \eby lepiej słyszeć.- Cierpią sątorturowani, przera\eni! Stra\nicy, poplecznicy i \ołnierze.Wielu z nich to przestępcy.Popełniają niewyobra\alne zbrodnie.Co za okrucieństwo! Robotnicy.okłamano ich.zawzięcie pracują, kończą roboty przy statku Mordrich.Są przekonani, \e będą wolni zchwilą odlotu statku grawitacyjnego, a ich bliscy zostaną uwolnieni.Ale nie wszyscy wierzą,\e Mordri dotrzymają słowa, a jednocześnie boją się nie wierzyć.Ale muszą w coś wierzyć.Najwa\niejsza z emocji wśród więzniów, zakładników i pracowników to nienawiść! Stanęlibydo walki, gdyby dać im szansę lub mo\liwość.Nawet niektórzy poplecznicy.Niestety,dotychczas nie mieli takiej szansy, a kara za wszelkie przewinienia jest bardzo surowa.Kiedy zamilkła, Trask z bliska odezwał się do niej.Nie chcąc przerwać jej połączenia zumysłami ludzi zamkniętymi w Schloss Zonigen, mówił równie cicho jak Shania:- Kiedy to będzie? Kiedy, Shania, kiedy?- Mordri przyspieszyli działania - powiedziała.- Wyglądają na wystraszonych, mo\e zaczęliodczuwać nienawiść albo energię utalentowanych esperów, którzy chcą z nimi walczyć.Przyspieszyli planowany czas odlotu.Zmieniali termin nie raz, ale dwa lub trzy razy.Terazma to być.to będzie.- Tak? - spytał Trask.- Ben! - rozległ się donośny krzyk dochodzący ze schodów.- Ben, to będzie o świcie! - łanGoodly właśnie zszedł ze schodów chwiejnym krokiem.- O świcie, Ben, to się stanie oświcie!Grupka przy stole natychmiast rozdzieliła się.Shania wstała i oświadczyła:- Tak, on ma rację.Zaplanowali odlot, gdy tylko się rozjaśni.Znikną wraz ze wschodemsłońca.Jeśli ich nie powstrzymamy, to wasz świat zniknie wraz z nimi.Trask podbiegł do schodów i pomógł prekognicie, który wyglądał na powa\niewstrząśniętego.- Co widziałeś? Do jasnej cholery, powiedz nam, co zobaczyłeś!Z pomocą Traska Goodly usiadł na krześle.- Co widziałem, Ben? - odpowiedział Goodly, powoli cedząc słowa.- Zobaczyłem i poczułemnawet zbyt du\o! Pierwszy brzask poranka.Srebrne światło opromienia szczyty gór nawschodzie.Znad dachu Schloss Zonigen wystrzelił do góry promień najczystszej energii.Pózniej znalazłem się w wielkiej jaskini, gdzie sztabki złota zamieniały się w płyn i płonęły wogniu elektrycznej burzy.Ben, to było naprawdę płynne złoto! Złoto, które płynęło, dymiło,wyparowywało, a w końcu stawało się niebiesko-szarym pyłem.Ze złota wydobyto esencję iprzetransformowano w promień czystej energii, który płynął przez otwór w sklepieniu jaskini.W ten sposób przekształcono tony złota, naprawdę tony! Elektryczność w jaskini zupełnieoszalała! Po pewnym czasie wszystko się skończyło.Zostały tylko kupki tego niebiesko-szarego piasku lub pyłu.Zgasły światła.- I? - spytał Trask.- Co pózniej? Co dalej, łan? Nie mów mi, \e tylko tyle widziałeś,poniewa\ wiem, \e było coś jeszcze!Trask wiedział, \e coś jeszcze będzie, i ka\dy, kto znał Goodly ego, wiedział z wyglądu jegooczu i wyrazu twarzy, \e to nie wszystko.- Coś jeszcze? - wystękał w końcu Goodly.- Tak, było coś jeszcze, ale raczej to wyczułem,ni\ zobaczyłem.Nieprawdopodobne zaburzenie czasoprzestrzeni.Potę\ny wybuch, poktórym nastąpiło niepowstrzymane ssanie, jakby nagle pojawiła się czarna dziura.O tym wszystkim mówiła ju\ Anna Maria English, kiedy pracowaliśmy razem w Centrali WydziałuE.Tylko \e teraz.teraz.- Mów, łan - powiedział Trask, zagryzając zęby.- Musisz to powiedzieć, bo my musimywiedzieć.Przez kilka długich sekund Goodly patrzył na Traska pustym wzrokiem, a\ w końcuprzemówił:- Oczywiście, rozumiem.Musicie wiedzieć.ale uwierz mi, \e wolałbyś nie wiedzieć.- Mów dalej - upierał się Trask.- Co było po wybuchu czy jakiejś eksplozji?- Wielka kasacja! - Goodly odpowiedział nieobecnym głosem ducha.- Ben, nie potrafię tegoopisać.To było jak.jakby wszystko, co wiedziałeś lub znałeś, zostało nagle zatrzaśnięte,wymazane, usunięte, skasowane.A\ do chwili, gdy nie zostaje nic oprócz ciemności.Traskowi zaschło w gardle i ledwie mógł wydobyć z siebie ochrypły głos:- A co potem?- Potem nic nie ma! - odpowiedział prekognita zapadając się w krzesło.Choć w Wydziale E reputacja lana Goodly ego była niemal\e legendarna, to Trask niezgadzał się, \eby wszystko skończyło się w taki sposób.Trask zawsze walczył do końca,wiedział, \e przepowiednia mo\e mieć zły wpływ na morale oddziału, a poza tym wiedział, \eprzyszłość jest zawsze zwodnicza.Trask usiadł i zachowując się tak, jakby nic się niezmieniło, przystąpił do przygotowywania planu na najbli\sze godziny, zachęcając wszystkichdo współudziału.- Powinniśmy coś zjeść - zauwa\ył Paul Garvey [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl