[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Który rośnie z każdym dniem.Powinniśmy się dowiedzieć, z kim mamydo czynienia. A gdy już się dowiemy?  zapytała Jelena. Znajdę inne dojście do Jelcyna.Mam nazwiska i dowody, które będęmógł mu przedstawić.Jeśli zrobili to mnie, Jeleno, mogą zagrozić każdemu.Jestem pewien, że to uczynią, a wówczas szkody będą ogromne.Już nikt nieodważy się zainwestować w Rosji.* * *193 Miała na sobie długą obcisłą suknię z rozcięciem sięgającym talii.Kiedy sięporuszała, rozcięcie prowokacyjnie się powiększało.Suknia nie była droga,bo i nie musiała.Mężczyzni śliniliby się na jej widok, nawet gdyby miała nasobie kuchenny fartuch.Weszła do restauracji i przemknęła między stolikamido dużej wyściełanej poduszkami kabiny, gdzie niecierpliwie czekał mężczy-zna, który tego wieczoru miał być jej kompanem.Golicyn zjawił się dziesięć minut wcześniej.Był właśnie w połowie trzeciejszkockiej  importowanej whisky, która nabrała szlachetnego smaku po latachleżakowania w piwnicach KGB.Restauracja była najdroższym i najbardziej eleganckim lokalem w Mo-skwie.Przynajmniej obecnie.Najbardziej popularne miejsca w mieście zmie-niały się co miesiąc, po trzech tygodniach ciągnących się bez końca kolejek itysiącdolarowych łapówkach, które trzeba było wręczyć właścicielowi, abyzarezerwować stolik.Wspomniany lokal zaczynał powoli popadać w zapo-mnienie.Przy stolikach siedzieli kanciarze i przedsiębiorcy, żrąc kawior i żło-piąc tyle szampana, że mogliby nim zatopić całą rosyjską flotę.Przy niemalwszystkich stolikach tłoczyły się piękne kobiety zmysłowo uczepione ramionmożnych i bogatych, chichoczące głośno z byle powodu i, ogólnie, ciężko pra-cujące, by przyjęcie potrwało jeszcze dzień, jeszcze tydzień, jeszcze miesiąc,zanim zostaną zastąpione przez kolejne chętne lalunie o dłuższych nogach ibardziej zarazliwym śmiechu.Wiwat kapitalizm! Aadne miejsce, masz gust  zauważyła Tatiana, uśmiechając się uroczo,choć była zgoła odmiennego zdania.Golicyn nie podniósł się na jej widok ani nie odwzajemnił fałszywego kom-plementu.Bluzka Tatiany miała niebezpiecznie głęboki dekolt.Gdyby niefor-tunnie się potknęła lub pochyliła centymetr do przodu, piersi niechybnie by sięwysunęły. Co słychać na Kremlu?  spytał Golicyn. Jak zwykle napięta atmosfera.Katastrofa ciągle czai się za rogiem.Przy stoliku stanął kelner.Zamówiła angielski gin, czysty, bez wody i lodu.Golicyn opróżnił szklaneczkę i skinął, by napełniono ją ponownie.W rogu salisiedział mały zespół muzyczny przebrany za kozaków, przygrywając stare194 rosyjskie pieśni ludowe publiczności rozgrywającej nową rosyjską grę. Pozwól, że wyjaśnię ci powód naszego spotkania  poinformował Goli-cyn. Słyszałem plotki. Jakie? Złe dla moczymordy. Jak złe? Siły reakcyjne szykują się do jego obalenia. Zapowiadają to od lat. Skończyli z obiecankami.Zaczynają werbować mętów z ulicy, zbrojąich i przygotowują zamach stanu.Uniosła brwi. To wiarygodne pogłoski? Bardzo.Moi dawni przyjaciele z KGB twierdzą, że w każdej chwili mo-że dojść do przewrotu. A Ruckoj? Jest w to zamieszany?  spytała cicho, mając na myśli Alek-sandra Ruckiego, wiceprezydenta Rosji, bohatera wojennego z Afganistanu,którego Jelcyn dokooptował do swojej drużyny, mając nadzieję, że uspokoi wten sposób prawicowych czubków i byłych komunistów, którzy nienawidzili gow stopniu graniczącym z obłędem.Małżeństwo to było od początku zle dobra-ne i z każdym dniem stawało się gorsze.Ostatnio stosunki między Jelcynem iRuckim zaczęły się psuć w coraz szybszym tempie.Byli zupełnie różnymiludzmi  jeden elastyczny, polityk do szpiku kości, drugi zawodowy wojskowyprzywiązany do idei absolutu w każdej dziedzinie z wyjątkiem moralności.Jedynymi z niewielu rzeczy, które ich łączyły, były legendarne samochwalstwoi nienasycona żądza władzy.Dziś ledwie ze sobą rozmawiali.Ruckoj knuł zprzyjaciółmi i sojusznikami w rosyjskiej Dumie, podkopując na każdym krokureformatorskie działania Jelcyna.Ten starał się nie pozostać mu dłużny.Idąc zaradą swoich amerykańskich przyjaciół, Jelcyn odsunął wiceprezydenta w cień iwyciągał zza drzwi za każdym razem, gdy na świecie odbywał się jakiś ważnypogrzeb.Nazywał go złośliwie  żałobnikiem. Tkwi w tym po uszy  odparł Golicyn, dopijając szkocką.Uśmiechnęła się, biorąc łyk ginu. Wiem, że go nienawidzisz, lecz obalenie Jelcyna nie byłoby nam terazna rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl