[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A kto po raz pierwszy będzie cię widzieć w majtkach i biustonoszu?- Nikt.- W ogóle nikt?- Nie.- W porządku.Chodzmy na pizzę.- Zwietny pomysł - niewielkie wahanie - ale najpierw muszę wpaść do Racheli Luke'a.Zostawiłam coś zeszłej nocy.Spojrzałam na nią bacznie.- Co? Zdrowy rozsądek?- Nie - odpowiedziała z odrobiną rozdrażnienia.- Mój telefon komórkowy.Wymruczałam jakieś przeprosiny.Ale kiedy przyszłyśmy do Rachel i Luke'a, któż nam się objawił, rozciągniętyna ich sofie i markotnie stukający butami w ich ceglaną ścianę?! Joey!RL - Wiedziałaś, że on tu będzie? - zapytałam Jacqui.-Nie.Na widok Jacqui Joey usiadł wyprostowany i przeczesał do tyłu włosy, próbu-jąc doprowadzić się do porządku.- Cześć, Jacqui! Zostawiłaś tu zeszłej nocy swój telefon komórkowy.Dzwo-niłem do ciebie.Dostałaś moją wiadomość? Powiedziałam, że wpadnę z nim dociebie, jeśli chcesz.Spojrzałam na Jacqui.Więc wiedziała, że on tu jest.Ale ona nie patrzyła namnie.- Oto on.- Joey podskoczył i zdjął go z półki.Było to całkiem zabawne: widzieć go, jak się stara być miły.- Dzięki.- Jacqui wzięła telefon i ledwie spojrzała na Jo-eya.- Anna i jaidziemy na pizzę.Wszyscy możecie się do nas przyłączyć.- A potem - zapytałam - może zagramy w scrabble?Na słowo  scrabble" wydarzyło się coś zabawnego, jakby w pokoju nastąpiłwzrost napięcia.Między Jacqui i Joeyem coś iskrzyło.- %7ładnego scrabble - powiedziała Rachel, psując nastrój -Muszę się wyspać.Jacqui i ja wracałyśmy taksówką do domu, siedząc w milczeniu.W końcu onaodezwała się pierwsza.- No, wal.Wiem, że chcesz coś powiedzieć.- Mogę zadać pytanie? Mama mówi, że włożyłaś rękę do jego spodni, żebyodzyskać swoją kostkę scrabble.- O Jezu! - Ukryła twarz w dłoniach.- Skąd mama Walsh o tym wie?!- Myślę, że Luke jej powiedział, ale to nie ma znaczenia; ona najwyrazniejwie o wszystkim, aleja zastanawiam się, czy to było przyjemne?Zastanowiła się chwilę.- Całkiem przyjemne.RL - Całkiem przyjemne? Po prostu całkiem przyjemne?- Po prostu całkiem przyjemne.- A on był miękki czy.no, wiesz?- Miękawy, kiedy zaczęłam.Twardy, kiedy skończyłam.Znalezienie tej kost-ki zajęło mi chwilę.Błysnęła ku mnie nieoczekiwanym kokieteryjnym uśmiechem.- Może zechcesz o czymś pomyśleć - powiedziałam.- O czym?- Na innych swoich mężczyzn narzekasz, że zawsze są mili na początku, do-brze skrywając fakt, że są draniami.Z Joeyem przynajmniej wiesz, na czym sto-isz.Jest cholernym palantem, który nigdy nie udaje, że jest kimś innym.Jacqui zamyśliła się, a potem powiedziała:- Wiesz, Anno, to naprawdę nie jest rekomendacja.Rozdział 26- Aidan? Spotkanie spirytystów? Powinnam dzisiaj pójść?%7ładen głos nie udzielił mi odpowiedzi.Nic się nie wydarzyło.Aidan nadaluśmiechał się z fotografii w ramce, zastygły w jakiejś dawnej chwili.- W porządku - powiedziałam.- Zróbmy tak.- Wyrwałam stronę z jakiejśgazety i zmięłam ją.- Cisnę tę papierową kulę do kosza, który tam stoi.Jeślichybię, zostanę w domu.Jeśli trafię, pójdę.Zamknęłam oczy i rzuciłam.Kiedy je otworzyłam, papierowa kulka leżała nadnie kosza.- Dobrze - powiedziałam.- Wygląda na to, że chcesz, żebym poszła.RL Najpierw musiałam znalezć jakąś wymówkę dla Rachel, ponieważ wciąż byłobardzo gorąco i chciała iść na plażę.Powiedziałam jej, że zamierzam spędzić tendzień w spa, z czego wydawała się dość zadowolona.- Ale następnym razem powiedz o tym mnie albo Jacqui, wtedy jedna z naspójdzie z tobą.- Zwietnie, doskonale - odparłam z ulgą, że mam wreszcie święty spokój.Nicholas już czekał w korytarzu.W tym tygodniu jego T-shirt mówi!  Piesjest moim drugim pilotem".Czyta! książkę zatytułowaną Tajemnice Syriusza ipopełniłam błąd, pytając o jej treść.- Przed pięcioma tysiącami lat na Ziemi zjawili się amfi-biotyczni, wodno-lądowi przybysze z kosmosu i przekazali plemieniu Dogonów z zachodniejAfryki sekrety wszechświata, obejmujące istnienie pewnej gwiazdy towarzyszą-cej Syriu-szowi, gwiazdy tak ciemnej, że w istocie niewidzialnej.- Dzięki! Wystarczy! Okay, wierzysz, że księżna Diana pracuje w jakimś ba-rze w Nowym Meksyku?- Jasne.I wierzę też, że zamordowała ją rodzina królewska Oto, jaki jestemdobry w wierzeniu.Ja naprawdę wierzę.- I w to, że Roosevelt wiedział wcześniej o ataku na Pearl Harbor, ale pozwo-lił, żeby do niego doszło, gdyż chciał włączyć Amerykę do wojny?- Jasne.- I w to, że sfałszowano lądowanie na Księżycu?- Też.Niebawem przyczłapał Zombie Fred, który - choć wszyscy inni niemal goto-wali się z gorąca - miał na sobie swój czarny garnitur i tylko odrobinkę się spocił.Następnie pojawiła się Barb.Opadła na ławkę obok mnie, rozsuwając uda, po czym uniosła rąbek spódnicyi wachlowała się energicznie.RL Przynajmniej tu będzie trochę powietrza.To nie dzień, żeby nosić bieliznę -dodała.O Boże.Czyżby właśnie mi powiedziała, że nie nosi majtek? W głowie mi sięzakręciło.Oto, do czego zredukowała mnie śmierć Aidana: do pałętania się z ta-kimi dziwakami.Ale czy oni byli dziwakami? (Oprócz Zombie Freda, który był tak dziwaczny,jak tylko to możliwe).Czyż nie byli po prostu złamanymi ludzmi? Albo zbankru-towanymi, jak w przypadku Mackenzie.- Tylko nie mów facetom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl