[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proste, co, kochanie?Mężuś na to:- A dlaczego, kochanie, potrzebny jest do tego akurat łysymężczyzna?- A no właśnie nie wiem, kochanie.Gromki śmiech przy stoliku nie wywołał nawet cienia uśmie-chu na ponurej twarzy Płończaka.- A teraz mów, co jest naprawdę ze strusiami - nalegał Grze-gorz, który w rzuconym niedbale przez Płończaka zdaniu o popy-cie na strusie węszył coś ciekawego.Płończak jednak oznajmił,że jest głodny, wstali więc i poszli do hrabiego, czyli do „Kubu-sia”, na obiad.Były hrabia, a obecny właściciel „Kubusia” wy-dawał znakomite obiady, w dodatku po niewiarygodnie niskichcenach.* * *W czasie oczekiwania na Stefana wmieszkaniu na Woli udało się Grzegorzowi naciągnąć Płończaka140na opowieści z jego dość bujnego życia.Gdy słuchał jednej znich, wpadł mu do głowy genialny pomysł.Zaproponował Płoń-czakowi włączenie się do szperania po budowach w okolicachPruszkowa.Płończak znał ten teren bardzo dobrze, miał tam teżsporo przyjaciół ze studenckich czasów.Nie mając zapewne niclepszego do roboty, chłopak zgodził się, jak to on określił, naszpiclowanie, i co ważniejsze, nie domagał się szczegółów.Umówili się, że jakby mu coś ciekawego się trafiło, da znać tele-fonicznie do Ruśca.Stefan zjawił się dopiero pod wieczór.Był w bardzo dobrymnastroju, nie przeszkadzała mu nawet ponura mina wątłego„Chrystusika”.Jechali do Ruśca wolno, raz że deszcz lał już teraz strumie-niami, dwa że Stefan miał rewelacyjne wiadomości.Jolka czuła się już znacznie lepiej.Była co prawda mocnoprzytępiona lekami uspokajającymi i przybita śmiercią ojca, alerezygnacja była w jej przypadku lepszym stanem niż obłędnepoczucie winy za śmierć dwojga ludzi.Sama też, wcale o to nieproszona, opowiedziała Stefanowi historię, która wydarzyła siępodczas wizyty Wydry w szpitalu nadaszyńskim.- Pamiętasz, Gregory, mówiłem ci wtedy, że Jolka musiałacoś Wydrze powiedzieć? Myślałem, że coś się jej niechcący wy-rwało.Okazuje się jednak, że doskonale wiedziała, co robi.Nieprzypuszczała tylko, że może się to tak tragicznie skończyć.Sa-ma zresztą była, być może, o krok od nieszczęścia.Pamiętasz, żeWydra miał paskudnie zranioną nogę? Widły wbiły się w spódstopy dość głęboko.Kiedy oczyszczono mu ranę, okazało się, żejest ona dość duża.Jolka założyła mu gruby opatrunek i gdy Wy-dra już wychodził ze szpitala, poradziła mu, żeby kupił sobie ja-kieś tanie sandały, o co najmniej dwa numery za duże.141- Wydra nosi chyba już ostatni z możliwych numerów.- za-kpił Grzegorz.- Wcale nie.Jolka może wtedy o tym nie wiedziała, powie-działa to ot, tak sobie, ale Wydra, jak ona twierdzi, prawie ze-sztywniał.Spojrzał na Jolkę tak, że aż się zlękła, i właśnie wtedyprzypomniała sobie te sandały.- Jakie sandały? - Grzegorz zaczął się domyślać, o co chodzi,ale trudno było mu uwierzyć, że to może być prawda.- Rok temu, na kilka dni przed śmiercią jej brata, Jolka spo-tkała się z żoną Wydry w Pruszkowie.Nomen omen, w sklepieobuwniczym.Jolka chciała kupić sobie jakieś wygodne chodakina obóz, Wydrowa też chyba jakichś butów szukała.Zaczęłyrozmawiać - jak to zwykle baby - o niczym i Wydrowa powie-działa wtedy Jolce, że poprzedniego dnia jej mąż po pijanemukupił sobie sandały jak kajaki.Zaproponowała też Jolce, żeby taodkupiła je dla brata.Wróciły do Nadaszyna razem, Jolka zaszłado Wydrowej, obejrzała sandały i powiedziała, że powie o tymWackowi.Potem o tym zapomniała.Kiedy jednak Wydręusztywniło jej zdanie o sandałach o dwa numery za dużych, wmózgu Jolki otworzyła się klapka.Zobaczyła tamte sandały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]