[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jabłko, powiadasz? Ukryłem je wbezpiecznym miejscu.Chyba nie sądzisz, że zostawiłbym je w rękach tego żółtodzioba.Ssssssssss.- Setka głów naraz zatrzęsła się z wściekłości.- Pożremy cię izosssstawimy głowę dla przykładu.- Wiele mówisz, ale nie zrobisz nic.- Szermierz ponownie splunął.- Obawiasz się, żejeśli mnie teraz zabijesz, nigdy nie odzyskasz swojego bezcennego jabłka.Słusznie.Zupełniesłusznie.Bestia zamilkła i jakby odrobinę się skurczyła.Głowy zaczęły naradzać się międzysobą, kilka z nich zdawało się kłócić z pozostałymi.Jeden z trzech większych łbówwymierzył im na oślep parę ugryzień, rozległy się głośne piski protestu.Przez chwilęszermierz żywił rozpaczliwą nadzieję, że może jednak jego blef zadziałał.Kłamssstwo!!! - W powietrze wzbił się chóralny syk.- Czuję zapach twojegokłamssstwa!I Smok uderzył.* * *Wiele mówisz, ale nie zrobisz nic.Timothy wstrzymał oddech.W tak bliskim sąsiedztwie Smoka emisja brzmiałaniewyraznie, mimo olbrzymich dawek mocy przekazywanych przez Weronikę.Zakłócenia itrzaski zniekształcały głos, w odbiorze nie pomagał też dobiegający z otoczenia hałas.Ogólny sens tego, co się działo, był jednak dla Timothy ego całkiem zrozumiały.- Weroniko, przygotuj się - szepnął.- Na co.?Kłamssstwo!!!Meble zatrzęsły się, buteleczka ze spirytusem stoczyła się z komody, palmtop spadł zhukiem z nocnej szarki.- Teleport! JU%7ł!Nigdy wcześniej nie próbował czegoś podobnego.Nawet w pełni sił, nawet zHomerem lub szafą do pomocy ryzykowałby zbyt wiele.Sama teleportacja na odległość, zapośrednictwem środków przekazu, sprawiała mu wystarczającą trudność.A przecież Timothynie zamierzał sprowadzać Lloyda do kościoła, tylko przenosił go do odległego miejsca,pozbawionego mocy czy też jakichkolwiek portali.Sytuację dodatkowo komplikowałaobecność Smoka.Timmy wcale nie przesadzał, tłumacząc się wcześniej opłakanym stanemczasoprzestrzeni.Taki wysiłek mógł go zabić.Timothy przywołał mapę miasta, wszystkie punkty i wszystkie współrzędne.W każdejchwili mógł załadować ją z palmtopa.Tworzyła w jego umyśle plątaninę podświetlonych liniii barwnych plam.Dzięki niej potrafił zlokalizować w Farewell wszystko, co było podłączonedo sieci telefonicznych, internetowych albo korzystało z radioodbiorników, włączając kioskioraz budki z chińszczyzną.Obecnie połowę mapy pokrywały ciemne, wygaszone plamy.Timothy odnalazłjednak słaby czerwony punkt oznaczający Lloyda.Zaczerpnął mocy.Tyle, ile zdołał.Miał wrażenie, że każda komórka jego ciała zostałanasączona energią.Ogarnęła go niesłychana euforia, ale zdołał odzyskać nad sobą kontrolę.Dał przybliżenie na czerwony punkt i wyobraził sobie postać skośnookiego szermierza.Zeskanował go dokładnie, a następnie odszukał czerwony punkt oznaczający telefonkomórkowy, z którego dzwoniła Eunice.Ustalił współrzędne.Wybadał relacje między wymiarami.Wziął poprawki nazdewastowaną strukturę czasoprzestrzeni.Wszystko to zajęło mu nie więcej niż ułameksekundy.A potem wykrwawił się z całej zaczerpniętej energii prosto w przygotowany czar.* * *Skoncentrowany do granic możliwości Charles Wight rysował kredą pośrodku saligimnastycznej znaki ochronne.Przy każdym z nich wypowiadał enochiańskie Słowo, jaknakazywała sztuka.Oczywiście nie miał czasu, aby postępować zgodnie ze wszystkimiklasycznymi traktatami.Jednak tak naprawdę tylko początkujący potrzebowali takichdrobiazgów, jak na przykład krew jagnięca i sproszkowany bezoar.Charles osiągnął jużwysoki stopień wtajemniczenia i wiedział, co robi.Wykreślił idealny pentagram bez pomocymiarki i niwelatora.Jego mistyczne symbole przewyższały kunsztem nawet znaki kanjimalowane przez mistrzów japońskiej kaligrafii.Utrwalał kredę magią, by nie została startapoprzez przypadkowe nadepnięcie - ilu starożytnych magów straciło życie z tak błahegopowodu!Charles żałował, że nie ma widowni, która potrafiłaby docenić jego sztukę.Eunicepobiegła do biblioteki po książkę, a pani Harper siedziała osowiała w kącie, poddanałagodnemu działaniu magii hipnotycznej.Gdyby nawet była całkiem przytomna, nie znała sięna mistycznych rytuałach.Nagle przerwał w pół sylaby.Coś się tu wyraznie nie zgadzało.W powietrzuzapachniało ozonem, zagęściła się moc.Pośrodku sali z głuchym trzaskiem uderzyło kilka biało-błękitnych błyskawic i wkręgu zmaterializowała się czarna sylwetka.Jaskrawe światło oślepiło Charlesa, a jego szóstyzmysł zwariował.Rzeczywistość na parę sekund stała się zupełnie niestabilna.Magiczne echorozeszło się po okolicy jak kręgi po wodzie.A potem wszystko ucichło.Kiedy już Charles odzyskał wzrok, zobaczył Lloyda wposzarpanym i zakrwawionym ubraniu stojącego w samym centrum pentagramu.Szermierzmiał twarz bladą jak pergamin, a jego oczy płonęły gorączką.- Udało mu się.- Roześmiał się chrapliwie.- Niewiarygodne.Myślałem, że już pomnie.To jest dokończone?- Nie.Znaczy, może pan wyjść.Czyja pana przyzwałem? - Charles nie mógł pozbieraćsię ze zdumienia.- Teleportował mnie Timothy - wyjaśnił Lloyd półgłosem.Kuśtykając, opuściłsymbol.- Miał rację, słyszał to chyba każdy wrażliwy na magię mieszkaniec Farewell.Smoktrafi tutaj bez trudu.Jest tak rozwścieczony, że koncept pułapki nie przejdzie mu przez myśl.Mniemam, że mamy jakieś dziesięć minut.- Pan jest ranny.- Błahostka.- Lloyd sięgnął do kieszeni spodni.- Przewidziałem to i zachowałemsobie pewien drobiazg.W małej plastikowej torebce spoczywał zamknięty bezpiecznie kawałek ściemniałejskórki jabłka z Ogrodu Hesperyd.Charles wybałuszył oczy.- Tworząc iluzję, Gabriel nie zużył wszystkiego - wyjaśnił Lloyd.Wyjął z torebkiskórkę, oderwał kawałek i dokładnie przeżuł.Zaraz odetchnął z wyrazną ulgą, stopniowowracały mu kolory.- Wiedziałem, że się przyda.- I co? Jak to działa w takiej małej dawce? - Charles nie mógł powstrzymaćciekawości.- Doskonale, muszę przyznać.- Szermierz wysupłał z drugiej kieszeni chustkę, apotem starannie wytarł ręce i twarz.- Rany nie zagoją się natychmiast, ale przynajmniejprzestaną się jątrzyć.Kończ pan te swoje hokus-pokus, nie zostało nam zbyt wiele czasu.W tym momencie dostrzegł skuloną w kącie panią dyrektor.- A cóż ona, do diabła, tutaj robi?!Nagle otworzyły się drzwi sali gimnastycznej i do środka wbiegła Eunice z książkąpod pachą.- Sorry, że tak długo, sprzątaczki kręcą się już po.Ooo.Lloyd? To już?- W rzeczy samej - przytaknął szermierz.- Smok zjawi się tutaj za siedem minut.Dajęci minutę, abyś wyjaśniła jej obecność.- Widziała mnie na gorącym uczynku - zająknęła się Eunice.- No wiesz, magia.Mogła podnieść larum.- A teraz może stracić zmysły - rzekł ostro Lloyd.- Pomyślałam, że ty, no wiesz, zmienisz jej wspomnienia.- Nie sądzę, abyś pomyślała.- Szermierz podszedł do przerażonej pani dyrektor.-Wiedziałaś, że ludzie z reguły racjonalizują to, co zobaczą.Twoje czary nie są zanadtowidowiskowe i pani Harper zapomniałaby o nich dosyć szybko.Obecnie zmiana wspomnieńistotnie stała się niezbędna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]