[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pacjent nibyustępuje, ale mruczy pod nosem:  Jasne, pewnie jakaś wybrakowana! Tylko stanowczośćpozwalała przełamać te głupie fanaberie.Lekarka śpieszyła się, w innych szpitalach czekalinastępni pacjenci, a dzienna norma transfuzji była męcząco wysoka.Kostogłotow widział jednak na własne oczy straszliwe krwiaki - efekt przebicia żyłyna wylot albo wprowadzenia igły obok niej, widział ludzi w szoku potransfuzyjnym, gdy zpośpiechu nie przeprowadzono najpierw próby krzyżowej.I absolutnie nie miał ochotyoddać się w te niecierpliwe, tęgie, różowe ręce.Własna, wykończona rentgenem, słaba ichora krew była mu droższa niż ów butelkowy dodatek.Własna dojdzie jakoś do normy.Poza tym przy słabej krwi prędzej przerwą leczenie.I wypiszą.- Nie! - oznajmił stanowczo.Nie podwinął rękawa i nie rozluznił mięśni.- Ta krew jest przeterminowana.I zle się czuję!Wiedział, że nigdy nie należy podawać dwóch powodów - zawsze tylko jeden!- ale tak mu się powiedziało.- Tak? Zaraz zmierzymy ciśnienie - jego słowa nie wywarły na lekarce najmniejszegowrażenia, a pielęgniarka niosła ciśnieniomierz.Lekarka była obca, zaś pielęgniarka tutejsza, z gabinetu zabiegowego, tyle że Olegnigdy się z nią nie zetknął - całkiem młodziutka wysoka czarnulka o nieco skośnych oczach,podobna do Japonki.Na głowie miała tak skomplikowaną fryzurę, że ani czepek, ani chustkanie zdołałyby jej ukryć i dlatego każde pasmo tej wieży włosów, każdy splot omotany byłbandażem - pielęgniarka musiała chyba przychodzić do pracy kwadrans wcześniej, niżtrzeba, i poświęcać go na okiełznanie fryzury. Oleg z ciekawością przyglądał się białej koronie na głowie pielęgniarki, usiłującwyobrazić sobie dziewczynę bez tej misternej konstrukcji.Powinien skupić się na walce zlekarką, dyskutować, wybrzydzać, stawiać opór, ale jego uwagę pochłonęła dziewczyna ojapońskich oczach.Jak wszystkie młode dziewczyny kryła w sobie zagadkę, tajemnicę,intrygowała właśnie tą niepojętą młodością.A tymczasem zaciśnięto mu ramię czarną rurką gumową i ustalono, że ciśnienie jest wporządku.Otworzył usta, gotów do dalszych protestów, ale ktoś poprosił lekarkę do telefonu.Zerwała się i wyszła.Pielęgniarka chowała części ciśnieniomierza do pudełka.Olegnadal leżał na plecach.- Skąd jest ta lekarka? - spytał.Pytał o lekarkę, lecz tak naprawdę zwracał się do tej dziewczęcej tajemnicy,dziewczyna czuła to i odpowiadała, uważnie wsłuchując się we własny głos.- Ze stacji krwiodawstwa.- A czemu przywozi przeterminowaną krew? - Oleg próbował pomarudzićprzynajmniej pielęgniarce.- Krew wcale nie jest przeterminowana - dziewczyna pokręciła głową i płynnieoddaliła się ze swą kunsztowną koroną.Była absolutnie pewna, że wie wszystko, co powinna wiedzieć.Może miała rację.Słońce przesunęło się, świeciło teraz od strony gabinetu zabiegowego.Jego promienie nie docierały do wnętrza, ale dwa okna jaśniały słonecznym blaskiem,a na suficie drżała duża plama światła, które odbijało się od czegoś na dworze.Było bardzojasno, czysto i cicho.Było dobrze.Ktoś otworzył drzwi, lecz weszła inna kobieta, nie tamta lekarka.Weszła niemal bezdzwięcznie, nie wystukując obcasami swego  ja.Oleg domyślił się.Nikt inny tak nie chodził.Właśnie jej brakowało w tym gabinecie, tylko jej.Wega!Nie pomylił się.Weszła w jego pole widzenia.Weszła tak zwyczajnie, jakby dopieroco stąd wyszła. - Gdzież się pani podziewała, Wiero Korniljewno? - uśmiechnął się Oleg.Nie wykrzykiwał, spytał cichym, uszczęśliwionym głosem.I nie usiadł, choć mógł tozrobić.Było cicho, jasno i dobrze.Wega też zadała pytanie, też z uśmiechem:- Wojuje pan?Lecz Oleg, coraz bardziej skłonny do kapitulacji, odparł:- Ja? Skądże, ja już swoje odwojowałem.Gdzie pani zniknęła? Tyle czasu, ponadtydzień.Powoli, jak nauczyciel, który dyktuje niezbyt rozgarniętemu uczniowi nowe słówka,odpowiedziała:- Organizowałam punkty onkologiczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl