[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kocham cię, bonie korzystasz z miejskich toalet i.Dlatego, że dajesz mikuksańca, jak chrapię, i każesz mi zjadać wszystko z talerza.O, iznajdujesz dziwną przyjemność w wyciskaniu wągrów.Eve się zaśmiała. Nie.wcale nie żartuję powiedział poważnie Frank.Chcę powiedzieć, że przywykłem do tych rzeczy.Dzięki nimwiem, że cię kocham.Znaczy, niespecjalnie lubię nawyki innych,ale twoje tak.Ale kocham cię również, ponieważ troszczysz się omnie i ponieważ jesteś dla mnie strasznie słodka, a ja nie wiem,dlaczego, bo niełatwo jest ze mną być.I, oczywiście, dałaś mi Leo,kiedy zaś patrzę na was razem, to uważam, że jesteś najlepsząmatką pod słońcem.I cierpliwie czekałaś, aż opowiem mu tęhistorię.Czasami, Eve, podejrzewam, że masz serce z czekolady izłota, bo nie mam pojęcia, jak udaje ci się to, że jesteś taka.takakochana. Przerwał i spojrzał na nią zaskoczony.Te słowa, którebyły zupełnie do niego niepodobne, zamieszały mu w sercu jak kijw puszce na wpół zaschniętej farby, i był poruszony skutkiem, jakina nim wywarły. Dziękuję ci, Frank. Eve chciała, żeby mówił dalej.Mogłatego słuchać cały dzień, bo zastanawiała się, czy kiedykolwiekbędzie jeszcze tak komplementowana. Chcę iść z tobą do łóżka powiedział nagle Frank. Mój Boże, Frank, to do ciebie niepodobne. To jak będzie? A wiesz, że to doskonały pomysł.Wpis nr 91Afrykańskie orły rybołowy szybują razem, wzlatując nanieprawdopodobne wysokości.Wtedy samiec podlatuje jeszczewyżej i unosi się przez chwilę nad samicą, zapewne ciesząc się jejurodą.Następnie opuszcza dziób i rzuca się pionowo w dół zniezwykła prędkością, kierując się w stronę partnerki.W idealnie dobranym momencie samica przewraca się wpowietrzu na grzbiet i tak szybuje.Samiec wchodzi w nią.Zwierająsię szponami i lecę w dół wirując w powietrzu.Pędzą w stronęziemi w nieprzytomnym uścisku i w chwili, w której wydaje się, żeuderzą o ziemię, rozłączają się i rozpościerają skrzydła.Razemlądują i ponownie startują, żeby znów wzlecieć w niebo.28Przez kilka następnych skwarnych dni Leo pomagał Hannah ijej młodszemu bratu, Edowi, w uporaniu się ze stertą oficjalnychpism, polis ubezpieczeniowych, wyciągów bankowych idokumentów związanych z pogrzebem, które zawsze pojawiają siępo czyjejś śmierci.Odwiedził ich wikariusz z kościołaparafialnego w Surrey, na którego cmentarzu leżała mama Hannah.Tylko raz spotkał ojca Hannah, Alana było to na pogrzebie jegożony.W odróżnieniu od swojej żony, Alan był zażartym ateistą ido kościoła chadzał jedynie podczas ślubów i pogrzebów, albowtedy, kiedy kościół był zabytkowy, a on przebywał na wakacjach.Misja wikariusza polegała na zebraniu informacji o Alanie, żebymógł wygłosić stosowną mowę nad trumną w kościele.Wszyscywiedzieli, że była to ostatnia rzecz, której życzyłby sobie Alan, ajednak była to również ostatnia posługa, jaką otrzyma przypochówku, skoro chciał być pochowany wraz z żoną.Wikariusztaktownie wypytywał o imiona członków rodziny Alana, o jegozasługi i pasje.W pewnej chwili Hannah zakryła usta dłonią ispuściła wzrok i Leo widział, że próbuje ukryć rozbawienie.Wikariusz mężnie brnął dalej, ale Hannah zaczęła otwarciechichotać.W końcu wikariusz wybąkał coś przepraszająco natemat biletu parkingowego i wyszedł. Co cię tak rozbawiło? zapytał Leo. Wyobraziłam sobie, jak tato spogląda z góry, jak pijemyherbatkę z wikarym, i zaśmiewa się do łez.I kiedy starałam sięprzestać o tym myśleć, tym bardziej mnie to bawiło.Anajdziwniejsze jest to, że gdybym się nie śmiała, to musiałabym sięrozpłakać.Na pogrzebie mowa wikarego była nieco pusta i bezbarwna,a wszystkie odniesienia do Jezusa Chrystusa wydawały sięfrazesami nie na miejscu tym, którzy znali Alana.Hannahodczytała ulubiony wiersz ojca, autorstwa Teda Hughesa, aorganista amator pastwił się nad jakimś elżbietańskim rekwiem.Leo siedział z tyłu kościoła i wsłuchiwał się w deszcz bębniący odach.Czy zawsze pada na pogrzebach?Drzwi kościoła otworzyły się ze skrzypieniem, Leo poczułlekki powiew chłodnego powietrza i czyjąś przemoczoną obecnośću swojego boku.Był to Roberto. Och, Leo wyszeptał. Miałem nadzieję, że cię tu zastanę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]