[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuję się.wolna. Podniosłana niego wzrok, uśmiechnęła się. Czy to głupio zabrzmiało? Skądże. Przesunął dłonią po jej długich włosach, odgarnął je na bok.Miała zaróżowioną buzię, w oczach odbijały się migoczące ogniki. Jesteśtaka piękna. Zawsze tak myślałam o tobie. Pocałowała go.Roześmiał się, przygarnął ją do siebie. Naprawdę?Przyjemnie było leżeć na jego ciepłej piersi. Zawsze myślałam, że byłaby z ciebie śliczna dziewczyna.I się niemyliłam, sądząc po zdjęciu twojej siostry. Ciekawe, że nigdy mnie nie tknęło, w jakim kierunku szybują twojemyśli.Może to i lepiej.126RLTRoześmiała się.Uwielbiała, gdy zaczynał mówić jak typowy Brytyjczyk. Ale facetem jesteś jeszcze lepszym. I całe szczęście. Zaczął gładzić ją po plecach. Zwłaszcza w takiejsytuacji. Wolę, że jesteś mężczyzną. Pocałowała go w szyję, potem w ucho.Brandon. szepnęła jesteś dla mnie taki wyrozumiały, taki delikatny iczuły.Z dzikim pomrukiem przetoczył się na nią, jego zielone oczy zalśniły.Przez mgnienie wyglądał tak jak wtedy w samolocie.Serce zatrzepotało jej wpiersi, lecz tym razem to nie był strach. Raven, miłość nie zawsze jest delikatna powiedział chrapliwie. Niezawsze jest czuła.Zmiażdżył jej usta wargami.Już nie był taki opanowany i uważny jakwcześniej; miała wrażenie, że tama powstrzymująca szalejące w nim emocjenagle pękła i teraz kierowała nim jedynie dzika, nieokiełznana namiętność.Cona nią niesamowicie podziałało. Tyle czasu mruknął. Tyle czasu o tobie marzyłem. Jego ustapaliły jej skórę, zmysłowy dotyk uwodził i oszałamiał.Ogień, który w nimbuzował, udzielił się również jej.Pragnęła Brandona całą sobą, całym swymjestestwem, on zaś niczego nie przyśpieszał, rozkoszując się każdą chwilą,każdą pieszczotą.Nie opierała się, przeciwnie, radośnie podążała drogą, którąją prowadził, rozpalona i roznamiętniona, otwarta na te nowe doznania, chętnado odkrywania mrocznych miłosnych sekretów.Oboje wznieśli się ponadprzestrzeń i czas, zatracając się w uniesieniu, a potem, splątani uściskiem,powoli powracali na ziemię.Polano przewróciło się w kominku, sypiąc iskry.Brand uniósł głowę,popatrzył na Raven i delikatnie pocałował jej usta.Zaczął wstawać.127RLT Nie odchodz poprosiła, przytrzymując go za ramię. Tylko dołożę do ognia.Przycisnęła kolana do piersi i patrzyła, jak podkłada nowe polana.Płomienie tańczyły na jego skórze.Był szczupły, lecz już poznała siłę jegotwardych mięśni.Odwrócił się i popatrzył na nią.Przez chwilę oboje mierzylisię wzrokiem, jeszcze nie wierząc w to, co przed chwilą przeżyli.Nagle Brandpotrząsnął głową. Boże, Raven, ja znowu ciebie chcę.Wyciągnęła do niego ramiona.Obudził ją jasny promień słońca.Raven powoli otworzyła oczy iodwróciła się do Branda.Jeszcze spał, oddychał równo i głęboko.Korciło ją,by odgarnąć niesforne pasemko włosów opadające mu na twarz, leczzwalczyła pokusę.Niech jeszcze pośpi.Po raz pierwszy obudziła się, patrzącna śpiącego obok niej mężczyznę.Było jej cudownie, po prostu bosko.Jest piękny, pomyślała, przypominając sobie jego zakłopotanie, gdywczoraj mu to powiedziała.I kocham go.Omal nie powiedziała tego na głos.Zawsze go kochałam, od samego początku.I przez te wszystkie lata.A terazkocham go jeszcze mocniej.Tylko tym razem nie popełnię błędu.Zamknęłaoczy, zdjęta nagłym lękiem, że znów mogłaby go stracić.Nie, żadnychnalegań, myślała gorączkowo.%7ładnej presji.Po prostu będziemy razem,niczego więcej nie chcę.Popatrzyła na jego usta.Potrafiły być takie czułe i takie spragnione,niemal brutalne.Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo Brand jej pragnął, jakszaleńczo pożądał.I ona jego.Tej nocy otworzyły się jej oczy, pękły bariery.Pięć lat, pięć straconych lat! Odepchnęła od siebie tę myśl.Nie ma jużprzeszłości, nie ma jutra, liczy się tylko to, co jest teraz.128RLTUśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie obfite śniadania, któreszykował sobie Brand.Zwykle schodziła na dół, gdy sprzątał ze stołu talerze.Niespecjalnie radziła sobie w kuchni, ale naszła ją chęć, by zrobić muniespodziankę i przygotować śniadanie.Ostrożnie oswobodziła się spod jegoramienia, sięgnęła po szlafrok i po cichutku zeszła na dół.Kuchnia tonęła w słonecznym blasku.Pierwsze, co zrobiła, to nastawiłaekspres.Wszystko po kolei.Dziwne, ale wcale nie była senna, przeciwnie,rozpierała ją energia.Zupełnie jak po koncercie.Może coś w tym jest.Nascenie też otwiera się przed publicznością, ujawnia emocje, burzy bariery.Takjak teraz z Brandem.Uśmiechnęła się na tę myśl, po czym sięgnęła popatelnię.Na górze Brand wyciągnął rękę, po omacku szukając Raven.Otworzyłoczy.Raven zniknęła.Pośpiesznie usiadł, rozejrzał się po pokoju.W kominkujeszcze płonął ogień, przez rozsunięte zasłony wlewało się słońce.Napodłodze leżała nocna koszulka Raven, tam, gdzie wczoraj upadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]