[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. McAllister, ochrona specjalna.Mężczyzna uważnie przyjrzał się fotografii, po czymskinął głową i zasalutował. Oczywiście.Proszę jechać. McAllister? zapytała Gillian, gdy ruszyli. Trudno wykorzenić stare nawyki. Trace schowałodznakę do kieszeni. Boże święty, co to za pałac!Dom był rzeczywiście olbrzymi.Fasady miał białe ieleganckie, a trawniki wokół starannie utrzymane.Tracenatychmiast przypomniał sobie wszystkie marne hotelowepokoje, w których sypiał przez tyle lat, posiłki, które ojciecprzygotowywał na elektrycznej kuchence, duszne garderoby,publiczność, która równie często gwizdała, co klaskała.Przypomniał sobie pot i kurz, skrzypienie desek na nierównejscenie i muzykę. Pięknie tu westchnęła Gillian. Zupełnie jak naobrazku. Siostrzyczka nadrabia zaległości.Zawsze powtarzała,że nie będzie całe życie sypiać w podrzędnych motelach.Poczuł nagle, że ogarnia go duma. No i proszę.Mała Chanteldotrzymała słowa.Niezła jest, no nie? Mówisz jak typowy brat parsknęła śmiechem Gillian.Zmiech był nieco sztuczny i wymuszony, bo też i Gillian czułasię spięta i skrępowana.Nie była przygotowana na spotkanie ześmietanką towarzyską Hollywood.A przecież miała się także440spotkać z rodziną mężczyzny, którego pokochała.Co będzie,jeśli jej nie polubią? Może powinna się wycofać?Było już jednak za pózno.Drzwi wejściowe otworzyłysię nagle i wypadła z nich piękna kobieta z burzą jasnychwłosów, opadających na wytworną szafirową suknię.Ruszyła poschodach w kierunku Trace'a i z radosnym piskiem wpadła muw ramiona. Trace!!! Jesteś! Naprawdę jesteś! Przywarła do niegotak mocno, że nie mógł się poruszyć. Wiedziałam, żeprzyjedziesz.Nie wierzyłam w to, ale wiedziałam.Iprzyjechałeś. Witaj, Maddy. Chcąc złapać oddech i przyjrzeć sięsiostrze, musiał oderwać ją od siebie.Azy spływały po jejtwarzy, ale uśmiechała się do niego promiennie.Miała taki samuśmiech, jaki zapamiętał sprzed lat. O rany. Wyciągnęła chusteczkę z jego kieszeni, poczym roześmiała się głośno. Chantel mnie zabije, jeśli będęmiała czerwony nos.Jak wyglądam? Okropnie, ale w sumie co można zrobić z taką twarzą? Roześmiał się i znów wziął ją w ramiona.Gdyby tak zewszystkimi członkami rodziny mógł witać się tak radośnie iszczerze. Tęskniłem za tobą, Maddy. Wiem, głupku. Znowu pociekły jej łzy. Zostaniesztym razem na dłużej? Tak. Pogłaskał ją po włosach. Zostanę. Nie mogę się doczekać, żeby cię wszystkim pokazać. Zdążymy, Maddy.Poznaj, proszę, Gillian Fitzpatrick. Ach, tak.Przepraszam.Miło mi cię poznać, Gillian. Maddy wyciągnęła dłoń do Gillian. Rozumiesz, że441jestem strasznie podniecona? Na pewno rozumiesz.Mrugnęła do niej dyskretnie i uśmiechnęła sięporozumiewawczo. Cudownie wyglądacie ze sobą.Chodzcie wzięła ich pod boki i razem ruszyli po schodach musiciekoniecznie poznać Reeda.O, właśnie idzie!Przez hol zmierzał ku nim szczupły mężczyzna o krótkoostrzyżonych włosach.Był przystojny i elegancki, jak gdybyurodził się w smokingu.Reed Valentine z wytwórni płytowej Valentine Records dysponował ponadto wielkim bogactwem,cechował go zaś tradycyjny i konserwatywny charakter.Myśląco swojej wiecznie niespokojnej i niepokornej siostrze, Tracedoszedł do wniosku, że żaden mężczyzna nie mógłby do niejmniej pasować.A jednak. Reed, to jest Trace.Mówiłam ci, że przyjedzie. Mówiłaś. Reed objął Maddy ramieniem i zmierzyłwzrokiem jej brata, który nie pozostał mu dłużny, Maddy bardzosię cieszyła na to spotkanie.Witamy syna marnotrawnego.Wyciągnął przed siebie dłoń. A ja gratuluję przyszłemu ojcu odparł Trace.Słyszałem już radosną nowinę. Dziękuję. Reed skłonił uprzejmie głowę. Och, Reed, nie bądz takim sztywniakiem! Maddyszturchnęła męża w bok. W końcu i tak będzie jak wprzypowieści.Trace wrócił, a my zabijemy cielę i wyprawimyucztę!Reed spostrzegł wyraz twarzy Trace'a i uśmiechnął się zezrozumieniem. Mam wrażenie, że póki co Trace wolałby drinka. Zaraz go dostanie.A to jest Gillian. Maddyzaprezentowała ją z wrodzoną bezpośredniością. Przyjechała442do nas z Trace'em.Usiądzcie gdzieś, a ja poszukam reszty,dobra? Nie wiesz, Reed, gdzie są chłopaki Abby?Nie musiała ich szukać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]