[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie wiem nic na temat tych.Seanchanów.? na temat tych Seanchanów.Ale wiem jedno, że Perrin nie jest żadnym Sprzymierzeńcem Ciemności, a ty niezaaresztujesz tutaj nikogo.Perrin zrozumiał, że z każdą chwilą sytuacja staje się coraz grozniejsza.Byarrównież o tym wiedział i starał się nakłonić Bornhalda do opamiętania, szarpiącgo za ramię, szepcząc coś do ucha, odciągając z miejsca, w którym widok Perri-na najwyrazniej pozbawiał tamtego zmysłów.Bran oraz mieszkańcy Dwu Rzekrównież się zaparli; teraz zapewne nie pozwoliliby Bornhaldowi go zabrać, nawetgdyby się przyznał do tego, co tamten mu zarzucał.Jeżeli ktoś nie obleje wszyst-kich zimną wodą, w każdej chwili może rozgorzeć płomień walki.Nienawidził sytuacji wymagających podejmowania błyskawicznych decyzji.Pod tym względem przyznawał rację Loialowi.Raptowność w myśleniu zawszekończy się niedobrze.Ale teraz miał wrażenie, iż widzi rozwiązanie.223 Czy powstrzymasz się z aresztowaniem mnie, Bornhald? Dopóki nie skoń-czymy z trollokami? Do tego czasu nigdzie nie pojadę. Dlaczego miałbym się powstrzymywać? Ten człowiek był kompletniezaślepiony nienawiścią.Jeżeli dalej będzie próbował postawić na swoim, zginiewielu ludzi, wśród nich najprawdopodobniej również on sam, niczego nie osiąga-jąc? Nie było jednak najmniejszego sensu tłumaczyć mu cokolwiek.Zamiast tego Perrin powiedział: Czy nie widziałeś tych wszystkich farm podpalonych dzisiejszego ranka? Szerokim gestem objął chmury dymu na horyzoncie. Rozejrzyj się dooko-ła.Sam stwierdzisz.Trollokom przestały już wystarczać przypadkowe napaści najedną lub dwie zagrody każdej nocy.Teraz zaczęły atakować wioski.Jeżeli spró-bujesz wrócić do Wzgórza Czat, możesz nie dotrzeć tam żywy.Miałeś szczęście,że udało ci się dojechać tak daleko.Ale gdy zostaniesz w Polu Emonda.Bran zwrócił się w jego stronę, z tłumu dosłyszał głośne protesty, Faile podje-chała bliżej i schwyciła go za rękaw, ale zignorował ją.Będziesz wiedział przez cały czas, gdzie jestem, natomiast twoi żołnierzez radością zostaną powitani w szeregach obrońców wioski. Jesteś pewien, że tego chcesz, Perrin? zapytał Bran, chwytając strze-mię Steppera, podczas gdy z drugiej jego strony Faile mówiła podniesionym gło-sem: Nie, Perrin! To zbyt wielkie ryzyko.Nie wolno ci.to znaczy.proszę,nie.Och, Zwiatłości, żebym spaliła się na popiół! Nie wolno ci tego robić! Nie dopuszczę do tego, by ludzie walczyli przeciwko ludziom, jeśli mamtaką możliwość oznajmił zdecydowanie. Nie będziemy wykonywać za trol-loki ich roboty.Faile niemalże uwiesiła się na jego ramieniu.Patrząc spode łba na Bornhalda,wydobyła ze swej sakwy osełkę i zaczęła ostrzyć jeden ze swych noży, który niewiadomo w jaki sposób pojawił się w jej dłoni. Hari Coplin nie wiedziałby, co o tym wszystkim myśleć podsumowałgniewnie Bran.Nasadził prosto swój krągły henn na głowę, odwrócił się ku Bia-łym Płaszczom, a koniec swej włóczni wbił w ziemię. Słyszeliście, jakie sąjego warunki.Teraz przyjmijcie do wiadomości moje.Jeżeli wjedziecie do PolaEmonda, nie wolno wam aresztować nikogo bez wyraznej zgody Rady Wioski.Nie wolno wam też bez pozwolenia wejść do niczyjego domu.Nie będziecie po-wodować żadnych kłopotów i będziecie uczestniczyć w obronie wioski wszędzietam i zawsze, kiedy was się poprosi.I nie życzę sobie nawet odległego wspomnie-nia Smoczego Kła! Zgadzacie się? Jeżeli nie możecie wracać, skąd przyjechali-ście.Byar patrzył na okrągłego człowieczka, jakby owca nagle stanęła na tylnychnogach i wyzwała go na pojedynek.Bornhald nawet na chwilę nie spuścił wzroku z twarzy Perrina.224 Zgoda powiedział na koniec. Dopóki nie zniknie zagrożenie ze stronytrolloków, na ten czas zgoda!Zawrócił konia i pogalopował z powrotem ku swoim żołnierzom, a białypłaszcz łopotał za nim na wietrze.Kiedy burmistrz rozkazał, aby wozy usunięto z drogi, Perrin zorientował się,że Luc mierzy go wzrokiem.Siedział swobodnie w swym siodle, dłoń leniwiespoczywała na rękojeści miecza, w błękitnych oczach błyszczało rozbawienie. Sądziłem, że będziesz oponował zwrócił się do niego Perrin bio-rąc pod uwagę, że przedtem namawiałeś ludzi do wystąpienia przeciwko BiałymPłaszczom.Luc powoli rozłożył ręce. Jeśli ci ludzie chcą mieć wśród siebie Białe Płaszcze, niech je mają.Alety powinieneś mieć się na baczności, młody Złotooki.Wiem co nieco na tematprzytulania wroga do serca.Kiedy znajduje się bliżej ciebie, jego klinga staje sięszybsza.Zaśmiał się, zawrócił konia, przeprowadził przez tłum i pognał do wioski. On ma rację dodała Faile, wciąż nie przestając ostrzyć noża. Byćmoże ten Bornhald dotrzyma słowa i nie aresztuje cię, ale cóż mu broni kazaćjednemu ze swych ludzi wbić ci nóż w plecy? Nie powinieneś się zgadzać. Musiałem odparował. Lepiej to niż wyręczać trolloki.Białe Płaszcze zaczynały wjeżdżać do wioski, Bornhald i Byar jechali na cze-le kolumny.Obaj patrzyli na niego z nieskrywaną nienawiścią, pozostali zaś.W ich oczach nie było nienawiści, ale dostrzegali Sprzymierzeńca Ciemności tam,gdzie kazano im go widzieć.A Byar zdolny był wszak do wszystkiego.Musiał tak postąpić, przyszło mu jednak do głowy, iż może się okazać wcalenie takim złym pomysłem pozwolić Danillowi, Banowi i reszcie chłopców jezdzićza nim wszędzie, tak jak tego chcieli.Nie będzie już mógł spać spokojnie bezwarty przy drzwiach.Straż.Jak u jakiegoś głupiego lorda.Przynajmniej Failebędzie zadowolona.Gdyby tylko udało mu się sprawić, żeby gdzieś zgubili tensztandar.ZASAONYNa ciasnych, krętych ulicach Calpene, w pobliżu Wielkiego Kręgu, stały gęstetłumy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]