[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna strzała mu-snęła jego udo.Strażniczki pochyliły włócznie.Rozwścieczony Var wyprostował się i rozpłatał głowę królowej jednym ciosem to-porka.Rozległ się wrzask przerażenia.Var nie musiał patrzeć na swą ofiarę.Gdy wy-szarpnął z jej czaszki zbroczone krwią ostrze, wiedział, że jest martwa.Złapał Soli za ramię i popędził do najbliższego pomieszczenia znajdującego się zatronem.Nikt za nimi nie podążył.Kobiety stały wstrząśnięte losem swej królowej.Za drzwiami ujrzał kolejną drabinkę. Wspinaj się! krzyknął.Soli posłuchała go w milczeniu.Var stanął z toporkiemw ręku, gotów odeprzeć atak.Po chwili nadciągnęły wyjące z wściekłości amazonki.Wtedy uderzył toporkiemw podłogę przed sobą.Sznur i łyko ustąpiły łatwo i podłoga zaczęła się zapadać.W jed-227nej ze szczelin ujrzał grubą linę podtrzymującą podłogę na tym poziomie.Przerąbał jątrzymając się drabinki i atakujące wojowniczki runęły na niższy poziom.Soli czekała na niego na następnym piętrze. Gdzie jesteśmy, Var? zapytała żałosnym głosem. W Gniezdzie! wydyszał. Zabiłem królową os.Weszli do kolejnego wielkiego pomieszczenia, gdzie mężczyzni pracowali przy wy-plataniu koszyków.Byli nadzy.Ich mięśnie były zwiotczałe.Var zauważył natychmiast,że są kastratami.Nic dziwnego, że te kobiety były nim tak zafascynowane.Rzadko oglą-dały całego mężczyznę!Lecz choć ci mężczyzni byli zupełnie nieszkodliwi, nie dotyczyło to amazonek, któ-re wyroiły się z krzykiem przez sąsiednie drzwi.Var i Soli ponownie rzucili się do ucieczki.Następny pokój był jednak wnęką bezdrzwi, przylegającą do łagodnie zakrzywionej ściany zewnętrznej.Znalezli się w pułap-ce. Ogień! krzyknęła Soli.228Var przeklął się za to, że nie pomyślał o tym wcześniej.Odruchowo sięgnął ręką doplecaka w poszukiwaniu zapałek i nafty.Suche Gniazdo szybko zajmie się ogniem.Oczywiście nie miał plecaka.Został on, wraz z resztą jego ubrania, w komnaciekrólowej.Soli jednak rozpalała już ogień za pomocą zapasów z własnego plecaka.Gdy tylkopierwsza wojowniczka wpadła do tego pokoju, dziewczynka podpaliła naftę rozlaną nadrewnianej podłodze.Amazonka przebiegła przez ogień krzycząc głośno.Var uderzył ją toporkiem.Padłana podłogę gubiąc tarczę.Płomienie ogarnęły jej ciało. Jesteśmy w pułapce, Var! krzyknęła Soli.Przez chwilę był zbyt szczęśliwy,że wróciła do siebie i mówi do rzeczy, by zwracać uwagę na jej słowa. Spalimy się! krzyknęła mu prosto do ucha.To poskutkowało.Podbiegł do ściany i zaczął walić w nią toporkiem.Włókna by-ły twarde, a ostrze kilkakrotnie uderzyło o metal, lecz w końcu udało mu się zrobićdostatecznie dużą dziurę.229 Szybko! krzyknęła Soli.Var spojrzał na nią, nie przestając rąbać.Ku swo-jemu zdumieniu spostrzegł, że ogień nie pochłania wszystkiego.Paliła się tylko samanafta.Soli stała za płonącą kałużą z pałkami w rękach i odpierała ataki wojowniczekpróbujących przedostać się przez drzwi.Na szczęście ciasnota uniemożliwiła łucznicz-kom użycie swej broni.Wkrótce jednak nafta się wypali i tłum rozwścieczonych kobietwtargnie do środka.Niektóre już teraz próbowały stłumić ogień tarczami. Przez dziurę! krzyknął Var.Soli posłuchała go skwapliwie, podczas gdy onosłaniał jej odwrót.Odtrącił rzuconą w siebie włócznię i wysunął się przez dziurę, gdy tylko stopydziewczynki zniknęły mu z oczu.Daleko w dole ujrzał wodę.Zapomniał, gdzie sięznajdują! Nie mogli zeskoczyć z tak zawrotnej wysokości!Gdzie była Soli? Nie widział jej ani na ścianie, ani w wodzie.Jeśli spadła i sięutopiła. Tu jestem!Spojrzał w górę.Uczepiła się kratownicy ponad dziurą.Po raz kolejny ulga była taksilna, że niemal przyprawiła go o omdlenie.230Oczywiście mogli uciec po linach, na których zawieszona była cała konstrukcja!W otworze pojawiła się głowa w hełmie.Soli, przytrzymując się belki nogami, ude-rzyła pałką, aż hełm zadzwonił.Głowa zniknęła.Zaczęli się wspinać.Var trzymał toporek w zębach.Ta droga była łatwiejsza niżwejście na szczyt Góry Muz.Liny i rozpory dawały wygodne oparcie dla stóp i rąk,a w miarę jak wspinali się wyżej, powierzchnia stawała się coraz bardziej pozioma.Na dachu otworzyła się jakaś klapa, a pod nią pojawiła się głowa wojowniczki.Varzamachnął się toporkiem i klapa natychmiast zamknęła się z powrotem.Panowali naddachem.Lina, na której wisiało Gniazdo, okazała się znacznie grubsza niż się to wydawałoz daleka.Miała ponad stopę średnicy.Składała się z ciasno splecionych drutów i nylo-nowych oraz konopnych sznurków.Var pomyślał o przerąbaniu liny i strąceniu całego Gniazda do morza, ale zrezygno-wał z tego zamiaru.Jego mały, wyszczerbiony toporek nie podołałby temu zadaniu.Zaczęli wspinać się po linie jak po słupie.Soli wciąż dzwigała swój ciężki plecak.Nie mieli czasu, by się zamienić.Na szczęście droga była krótka.Var zastanawiał się,231czy dziewczynka zdoła wytrzymać to wszystko, po długim okresie nieprzytomności.A jeśli amazonki wyjdą na dach i zaczną strzelać do nich z łuków.Wyszły, lecz za pózno.Var i Soli siedzieli już na potężnej stalowej rozporze, z któ-rej zwisało Gniazdo, i mieli dobrą osłonę.Byli bezpieczni.Pozostało tylko wejść napowierzchnię przebiegającej po moście drogi i oddalić się.Nagą skórę Vara zaatakował zimny wiatr.Musiał znalezć sobie nowe ubranie, a tak-że broń.Ten toporek, choć okazał się użyteczny, nie podobał mu się.Poprowadził Soli po pochyłej belce prowadzącej do dzwigarów.Zostawili za sobągniewne krzyki amazonek.Grzechot ich strzał odbijających się od kratownic ucichłw końcu.Var był ciekaw, dlaczego wojowniczki nie podążyły za nimi.Z pewnościąwiedziały, jak się dostać na most.Nagle zapiekła go skóra.Z początku myślał, że to wiatr, lecz po chwili rozpoznałdotyk Rentgenów. Do tyłu! zawołał, przytrzymując Soli. Promieniowanie!Wycofali się w czyste miejsce, gdzie krzyżujące się ze sobą belki tworzyły coś w ro-dzaju kosza.Teraz już wiedzieli, dlaczego amazonki ich nie ścigały.Z pewnością prze-232konały się na własnej skórze, że przez most nie można przejść, i dlatego zbudowały swąsiedzibę właśnie w tym miejscu.Var wiedział, co go czeka: most był siedliskiem Rentgenów, co czyniło z niegoZły Kraj.Zapewne teren pomiędzy Gniazdem a wyspą, na której tunel wychodził napowierzchnię, również był skażony.Soli, do tej pory tak dzielna, nagle oparła głowę o ramię Vara i zaczęła płakać.Nieczyniła tego od wielu miesięcy.Wiatr stawał się coraz zimniejszy.Zapadał zmierzch.15To była nieprzyjemna noc.Soli miała w plecaku żywność i trochę ubrania, więc Varmógł z grubsza doprowadzić się do porządku, lecz lodowaty wiatr i beznadziejność ichpołożenia sprawiły, że sen stał się cierpieniem.Przytulili się do siebie, jak niegdyś na płaskowyżu na szczycie Góry Muz, i zaczęlirozmawiać. Czy boli cię głowa? zapytał Var, starając się, by jego pytanie zabrzmiało jaknajspokojniej. Tak.Chyba się w nią uderzyłam.W jaki sposób wydostaliśmy się z tunelu?234Var opowiedział jej wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]