[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy huśtał Dianętak wysoko, że omal nie spadła.Musiał zabierać się do pracy.To była fascynująca historia, wiedzieć, co doprowadziłodo narodzenia się jego i Fern.Wszyscy ci Holendrzy o silnej woli i ich zażywne żony.Jegoojciec ma w sobie wiele z owych mieszczan.Richard zaśmiał się do siebie.Lepiej tego niepisać.Stary nie byłby zadowolony.Najlepiej nagrać.Rozśmieszy Dianę.Potem może toskasować.Wrócił do domu, w górę po schodach i pod wspaniałym portykiem.Wielki hol byłzimny, tchnący spokojem po panującym na zewnątrz upale.Kotary nadal poruszały się wprzeciągach, których nikt nie potrafił zlokalizować.Kiedy byli mali, Fern straszyła go, żeomal się nie zesrał, mówiąc, iż kryje się tam mężczyzna w niemieckiej zbroi z głową świni.Co za krowa, powiedział do siebie i potrząsnął głową.Na górę i do pracy.Czuł natchnienie.Miał pokój z biurkiem i zamykany sekretarzyk na swoją dokumentację i listy - masę listów odludzi z całego świata, którzy mieli jakieś związki z ich rodziną - swój dyktafon, papierosy;wszystko, czego pisarz może wymagać.Poświęcił na pracę całe popołudnie, a kiedyodtworzył to, co nagrał, był prawdziwie zaskoczony, że było tak dobre.Interesujące itreściwe.Miejscami także zabawne.Rozległo się pukanie do drzwi.Zajrzał jeden z młodszych służących.- Przepraszam, że przeszkadzam, sir.%7łyczy pan sobie herbatę? Już prawie piąta.Prawie piąta.Czas szybko minął.- Nie, dzięki, nie sądzę.Mam jeszcze robotę, ale przynieś mi whisky z wodą sodową.*Zapomniał, że Diana wraca w terminie.Pracował gorączkowo nad swoją książką isłuchał nagrania, unoszony radością, że staje się tak oryginalne i zabawne.Po kilku drinkachbyło to nadzwyczaj łatwe.Dla młodego lokaja, który mu usługiwał, stanowiło rzeczcodzienną, że znajdował go rano śpiącego w ubraniu.Nikt nie wiedział, co robić.Czekali,ponieważ pani Richardowa miała wrócić do domu pod koniec tygodnia.Podjechała aleją, a majestatyczny dom lśnił w promieniach słońca niczym perła.Takspragniona spotkania z Richardem! Spragniona krzątania się koło niego i obdarowania goprezentami, które przywiozła.Była bardzo opalona i bardzo, ale to bardzo zmęczona.Ospałapo seksualnym maratonie z dziesiątkami poznanych facetów.W chwili kiedy samolotwylądował, zamknęła w pamięci portugalskie wspomnienia.To będzie cudowne zobaczyćRicharda i Nancy.Przywiozła jej bardzo piękną lalkę.Nie zapomniała o tym, że miała znalezć jakieś miejsce, dokąd mogliby pojechać najesieni.Miejscowy pracownik biura podróży rekomendował jej hotel w głębi lądu, który byłprywatnym pałacem.Miał cudowne pokoje i balkony ponad tarasami dekoracyjnychogrodów.Spodoba się Richardowi.Zaparkowała samochód, wbiegła do domu i w góręschodami do ich pokoi.Siedział przy biurku.Z początku nie zobaczyła ani karafki, ani szklanki.- Kochanie! Wróciłam!Podbiegła, by go objąć.Wstał i zatoczył się.- Di! - Utrzymał równowagę.- Di, kochanie.Witaj.Dianę zmroziło.Szedł ciężko w jej stronę, z twarzą rozpromienioną uśmiechem.- Dobrze się bawiłaś? Było wesoło? Mnie tak.Pracowałem i pracowałem.Posłuchaj, chodz i posłuchaj tylko.jest cholernie dobre, wiesz?Był pijany.Bardzo pijany.Pozwoliła mu się podprowadzić do biurka, posadzić najego miejscu i siedziała, podczas gdy on puścił taśmę.To był bełkot.Pochylił się ku niej ispojrzał na nią.- O co chodzi? Nie podoba ci się? Co się stało?Diana wstała.Chwiał się na nogach.- Siadaj, Dick - powiedziała.- Znowu do tego wróciłeś, co?- Niezupełnie - zaprotestował.- Tylko jeden kieliszek od czasu do czasu.To mi niezaszkodzi.Nie podoba ci się książka?- Tak - wymamrotała.- Podoba.Jest bardzo dobra!Musiała zabrać go z Ashton z powrotem do Londynu.Służący wiedzieli, oczywiście,ale nie było gospodyni, ani - dzięki Bogu! - Lily Parker.Młoda służba nie ośmieli siępowiedzieć niczego Alice.Musiała zabrać go do domu.Nie miała pojęcia, co dalej począć.Wypiwszy stawał się wylewny.Afektowany i przyjacielski, chętny na wszystko, coproponowała.Tego samego wieczoru zawiozła go do domu.Był wystarczająco trzezwy, bysię rozpakować i zachowywać normalnie, kiedy weszli do mieszkania, lecz od razu zaczął sięrozglądać za butelką.Diana nie trzymała nigdy w domu alkoholu.- Wyskoczę tylko po papierosy, kochanie - powiedział.Stanęła, zagradzając sobą drzwi.Trzęsła się. To kara dla ciebie.Kara boska za to, corobisz.Tak często krzyczał na nią ojciec. Bóg wie, że kłamiesz.Wie, jaka jesteś.- Nie kupuj alkoholu - powiedziała.- Proszę, Dick, błagam cię.Nie wychodz i niekupuj wódki.Wystarczy na dzisiaj.- Nie bądz śmieszna, Di.Nie ma powodu do obaw.Panuję nad wszystkim.- Nie wolno ci - stwierdziła z rozpaczą.- Nie możesz wypić ani kieliszka więcej.Przecież wiesz! Och, dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego? Tylko dlatego, że wyjechałam nadziesięć dni?Wybuchnęła płaczem.Potrząsnął głową.- Nie dlatego - rzekł.- Posłuchaj, kochanie.Nie jestem zalany.No, może trochę,niewiele.Nie dlatego piłem, że cię nie było, tylko dlatego, że miałem ochotę.Jesteś tutaj, a janadal chcę pić.Jeżeli nie napiję się dzisiaj, zrobię to jutro.Poszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi.Nie chciała go widzieć, jak będziewychodził ani kiedy będzie wracał.Potrzebowała pomocy.Musiała przerwać to picie przedpowrotem Alice.Był piątek, w Ansaphone dano jej numer na wypadek nagłej konieczności.Zadzwoniła.Zgłosiła się jakaś kobieta.Diana jąkała się z przejęcia.Kobieta po drugiej stroniebyła przyzwyczajona do takich rozmów.- Przykro mi - powiedziała - ale mój mąż wyjechał na północ.Nie wróci przedponiedziałkiem.Może pani zatelefonować do niego na Harley Street o dziewiątej rano.- Co ja mam teraz począć? - krzyknęła Diana.- Jak go powstrzymać?- Nie sądzę, żeby to się udało - padła odpowiedz.- Po prostu musi pani wytrzymać doponiedziałku.I proszę się nie martwić.Czy nie ma pani nikogo, do kogo mogłaby się panizwrócić?- Nie - stwierdziła Diana po namyśle.- Nie mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]