[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. U mnie z tym nie tak łatwo. urwał rozmowę.Długo w noc jednak zastanawiał się potem nad słowami przyjaciela.Nie, chyba się wdziewczynie nie kochał.Och, na pewno nie.Bo to zresztą pierwszy raz się zdarza, że mu sięktóraś dziewczyna podoba i chętnie spędza z nią czas?Ale z Werą było zupełnie inaczej.Od pierwszego spotkania, wtedy, gdy naprawiał jejrower.Podobała mu się jej zjadliwość, dowcipny, złośliwy język.Bo jeśli chodzi o urodę,Wera nie była specjalnie ładna.Już ta nauczycielka Zocha biła ją na głowę, a może nawet iWila z Karwicy.Bestia, miała zaprosić na zabawę, i nic.Pewnie doszła i do niej opinia, jaki zniego rozrabiacz.No więc z urodą Wery też średnio.Tyle że jest piekielnie zgrabna.I gdziesię takie coś wychowało w tych lasach?W ogóle dziwacznie wygląda ta znajomość.Przecież na palcach łatwo policzy się ichspotkania.A i wtedy obrywał wciąż paternoster czy nawet w ogóle nie chciała z nim gadać.Może to właśnie sprawiało, że ciągnął jednak do niej, myślał częściej, niż pragnął.Na pewnobyło w tym wszystkim wiele podrażnionej ambicji.Jakiś czas dużą rolę odgrywała wdzięczność.Wtedy gdy się dowiedział, jak często goodwiedzała w chorobie.Stąd może świadomość winy, gdy wyzwał ją nieopatrznie od głupichkóz.Ale już w czasie wizyty w nadleśnictwie czuł coś innego.Wcale jej nie pragnął, tak jaktych różnych kociaków w Olsztynie.Tamto wszystko było przelotne, z góry obliczone na kró-tko.A tutaj w ogóle nie chciał wychodzić, zapomniał o nabojach, po które przyjechał, bał sięnawet objąć dziewczynę i pocałować.Potem rozróba na zabawie i w efekcie jej pogardliwe spojrzenie na rynku w Piszu.Albo polowanie.Jej okrzyk.Odczuł to jak niebywałe szczęście.Jakże rad był z poje-dnania, jakie nastąpiło pomiędzy nimi.Odwiedził ją po dwóch dniach.Była bardzo miła, jak-by speszona.Umówiła się na niedzielę.I wtedy dowiedział się, że wyjeżdża.Reorganizacja wprowadzeniu administracji leśnej.Dyrekcja organizowała w Olsztynie specjalny kurs księgo-wości.Rejon musiał właśnie ją wytypować! Wiadomość ta uderzyła go jak obuchem w łeb.Nie potrafił tego ukryć, choć bardzo pragnął.Była zaskoczona jego zmartwieniem.Pamiętał,jakby się to działo przed chwilą, odprowadziła go na próg, pogłaskała po policzku, mówiąc,że będą się potem częściej spotykać.I że w czerwcu ma urlop, całe dni spędzą wtedy nadwodą.A ten Mietek się dziwi, że w czerwcu nie chce mieć nic wspólnego z nim ani z jegorybami.Rozejrzał się po pokoju.Odbita od śniegu poświata oświetlała puste pomieszczeniedosyć wyraznie.Pomyślał, że przydałoby się tu jakoś lepiej urządzić.Coś powiesić na ścianie,zdobyć parę krzeseł, może niewielką szafę na ubranie.Bo przez dłuższy czas koczować wpodobnej pustce czterech ścian to nie ma sensu.Tym razem rozzłościł się na dobre.Zerwał się i zaczął krążyć dokoła stołu.Przez dłu-ższy czas.Niedawno myślał,, że zarobi na zwózce i wróci do Olsztyna.Na jakiś czas starczymu grosza, rozejrzy się od nowa za dobrą pracą.Dosyć, tego konikowania i burd ulicznych.A tu nagle chce mu: się pokój urządzać na tym zadupiu, meble nawet kupować, psiakrew.Olicho, niedoczekanie! W takiej głuszy, jakże ją określiła Wera? Aha, gdzie diabeł mówidobranoc, właśnie.I on ma tu wiekować? Lato można przetrwać, ale potem? A nawet poczerwcu będzie już można wyjechać. Wera, Wera, Wera! z pasją głośno rzucił te słowa w ciszę pokoju, z rozmachempokładając się znów na łóżko, które tylko jęknęło i zapiszczało wszystkimi sprężynami.Ale aż do zaśnięcia ani na chwilę nie odczepił się od imienia dziewczyny.A wiatr zerwał się koło północy niespodziewany, gwałtowny, rozegnał resztki łapczy-wego mrozu, lunął ciepłą falą w twarz grubym jeszcze w załomach i bardziej cienistych miej-scach warstwom śniegu, zakołysał drzewami, strącając twarde, zakrzepłe w soplach okiście,zwilżył dachy, które pokapywać jęły bujnymi kroplami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]