[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szwagier nagrał mirobotę, w warsztacie, języka znać nie trzeba, tylko dryg do me-chaniki mieć, a ten to ja mam, panie, od małego.Szybciej-350-nauczyłem się ojcu pomagać dłubać w jego maluchu niż jeź-dzić na rowerze.Ale musiałbym się telepać przez całą Euro-pę, bo do samolotu za nic nie wsiądę.— Ma pan aerofobię.— Co?— Strach przed lataniem — wyjaśnił pasażer.— Ale fo-bie można leczyć.— E tam, nie wierzę w te psychiczne fiku-miku.To, pa-nie, zwyczajnie nienaturalne jest i już, człowiek został stwo-rzony do chodzenia po ziemi, a nie do latania.Pasażer nie ciągnął dyskusji, tylko oparł się wygodniej nasiedzeniu.Wrócił myślami do weekendu i uśmiechnął się pe-łen uznania dla własnej zimnej krwi.Nie wszystko poszłozgodnie z planem, ale w krytycznych chwilach potrafił odpo-wiednio zareagować i w efekcie zrealizował swoje zamierzeniaw stu procentach.Tak, umiejętność improwizowania była je-go dużym atutem.Dotąd wykorzystywał ją głównie do podry-wania dziewczyn, z politowaniem patrząc na nieboraków,którzy podchodzili do dziewczyny z przygotowanym tekstem,a kiedy nie odpowiedziała zgodnie z ich przewidywaniami,wycofywali się czerwoni ze wstydu i upokorzenia.Tacy fraje-rzy mogli dymać te dziewczyny tylko w swojej fantazji, on ro-bił to w realu.A teraz wydymał Przygodnego, komisarza odsiedmiu boleści.Podpuścił go, podsunął przynętę na haczy-ku, a ten chapnął ją jak wygłodniały okoń.Jezus mordującyewangelistów, nieźle wymyślił.To się nazywa umieć skorzy-stać z inspiracji! Gdyby ten wariat do niego nie zadzwonił, niewpadłby na tak genialny pomysł i został przy indiańskiejoprawie, którą zastosował przy Majewskim.Też była dobra,nawet bardzo dobra — musiał sam się pochwalić — ale mia-ła ten mankament, że nie prowadziła do konkretnego spraw-cy.A tak za jego sześć trupów odpowie kto inny i sprawazostanie odłożona ad acta.Do tego Nawrocki jest idealnymkozłem ofiarnym, nawet nie wie, co się wokół niego dzieje, nie-351-będzie darł mordy, że jest niewinny, nie będzie najmował ad-wokatów, szukał dowodów swojej niewinności.Kto wie, możenawet da sobie wmówić, iż rzeczywiście zabił.— Dojeżdżamy — powiedział taksówkarz.Minął ostatnie domy, zatoczył łuk przed terminalem i za-trzymał się przed halą odlotów zagranicznych.— Dwadzieścia cztery siedemdziesiąt.Pasażer przejrzał przegródki w portfelu, miał banknotdwudziestozłotowy i pięciozłotówkę, ale podał setkę.O trzy-dzieści groszy reszty głupio się było upominać, a chciał je do-stać.Jechał wprawdzie załatwić transakcję na osiemset tysięcy,ale nikt się jeszcze nie wzbogacił, szastając pieniędzmi.Bogaci dlatego są bogaci, że oglądają każdą złotówkę przed wyda-niem.Jak ktoś tego nie umie, może zarabiać krocie, a i tak niebędzie w stanie zgromadzić większego majątku.Wysiadł z samochodu, zabrał bagaż — miał dwie dużetorby i jedną małą, wszystkie na kółkach, oraz czarną tubęsłużącą studentom architektury do noszenia projektów —i zatrzasnął bagażnik, nie przejmując się tym, że taksówkarzpewnie przeklina jego skąpstwo.„Poczekasz parę godzin nanastępnego, to docenisz, że miałeś wypłacalnego pasażera",pomyślał złośliwie.Wszedł do hali odlotów.Czy raczej na ten skrawek cias-nego wrocławskiego terminalu, do którego odnosiło się toszumne określenie.Przystanął, niemile zaskoczony długą ko-lejką do stanowiska odprawy.Nawet jeśli teraz już nigdzie sięnie śpieszył, nie miał ochoty na stanie w kolejce.Dlategoz ulgą odczytał na monitorze, że czekający odlatują Ryana-irem do jakiegoś angielskiego miasta.Angielskiego z nazwy,może było irlandzkie.Wszystko jedno — co go obchodzili fra-jerzy, którzy nie potrafili się urządzić, tylko musieli zostawiaćswoje żony i dzieci, żeby zapewnić im godziwy byt.No dobrze,on nie miał żony ani dzieci, ale gdyby miał, nie utrzymywał-by ich z pracy na zmywaku.I był z tego dumny.Od czasów-352-prehistorycznych nic się nie zmieniło, wartość mężczyznyzależy od tego, ile potrafi przynieść do domu.Kiedyś mięsaz polowania, teraz pieniędzy.I on należał do tych warto-ściowszych.Pieprzenie, że wszyscy ludzie są równi.Skierował się w stronę stanowisk numer trzy i cztery,gdzie odprawiano pasażerów odlatujących do Frankfurtu.Nieżadną tanią linią dla motłochu, tylko LOT-em.Oglądanie zło-tówki, oglądaniem złotówki, ale pewien poziom wypadałoutrzymywać.Przed nim były zaledwie dwie osoby, więc czekałtylko chwilę na swoją kolej.Promiennie uśmiechniętej pra-cownicy podał paszport i wydrukowany bilet — rezerwacji do-konał przez internet — a duże torby położył po kolei nataśmociągu.— Tylko to pan nadaje? — Krytycznym okiem spojrzałana ponadmetrową tubę.— Mam nadzieję, że wpuści mnie pani z tą rurą do samo-lotu, bardzo bym jej nie chciał oddawać, boję się, że cięższetorby by ją zmasakrowały, a zawiera cenne projekty.Dla mniew ogóle bezcenne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]