[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Im dłużej się moczyła, tym mniej mnie absorbowała.Nie nawykłem dozajmowania się małymi dziewczynkami.Pozwoliłem jej więc pluskać się jeszczedobre pół godziny, po czym kazałem wyłazić z wanny i ubierać się.Sam też wziąłem prysznic, ogoliłem się.Zebrałem wszystkie brudne rzeczy,swoje i Kelly, spakowałem do plastikowej torby.Pozbędę się tego przy pierwszejokazji.Kelly zdążyła już się ubrać, ale - jak to dziecko - pomyliła guziki u bluzki.Zabrałem się do poprawiania, gdy spostrzegłem, że patrzy na mnie z wyraznądezaprobatą.- O co chodzi?- Te twoje dżinsy są takie.smutne.Powinieneś kupić pięćset jeden, jak tata.Kurczę! Na domiar wszystkiego trafiła mi się jeszcze dyktatorka mody.- Właśnie, jak tata - ciągnęła znawczyni najnowszych trendów - też bym takiechciała, ale mama mówi, że nie robią pięćset jeden dla dzieci.A mama nie nosidżinsów.Aida też nie.Wolą sukienki i spódniczki.Stanął mi przed oczami obraz Marshy na klęczkach w jej własnej sypialni.Odwróciłem się, skrywając twarz przed wzrokiem Kelly.Zacząłem ją czesać.Szło mi raczej niesporo.Mała protestowała głośno, bo wmoim wykonaniu czynność ta okazywała się nader bolesna.Zrezygnowałem więcz fryzjerskich ambicji na jej rzecz.Gdy zajęła się fryzurą zacząłem wypytywać ją o PIN Keva.- Wiesz - powiedziałem - nie pamiętam, jaki tata ma numer do włączaniakomórki.Próbowałem już jedenaście, jedenaście oraz dwadzieścia dwa, dwa-dzieścia dwa, ale to nie to.Może ty pamiętasz?Odłożyła szczotkę, spojrzała na mnie z uwagą i po chwili kiwnęła głową.- Pamiętasz?Nie odpowiedziała, ale widać było, że się głęboko zastanawia.Może przyszłojej do głowy, że podając mi numer w jakiś sposób zdradzi ojca.Wyciągnąłem komórkę z kieszeni.Włączyłem.- Widzisz? Tu jest napisane, że trzeba teraz podać numer.No więc, wiesz, jakinumer tata wprowadzał?Milcząc kiwnęła głową.Podałem jej aparat.- Pokażesz mi?Małymi paluszkami zaczęła przebierać po klawiaturze.Patrzyłem uważnie.- Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt! - odczytałem głośno.- Właśnie, rok mojego urodzenia - potwierdziła z wyrazną satysfakcją i znówsięgnęła po szczotkę.Ja tymczasem zacząłem studiować książkę telefoniczną.- Czego szukasz? - spytała, nie przerywając czesania.- Sprawdzam adres takiej jednej restauracji.Nazywa się Good Fellas.Po-jedziemy tam poszukać Pata.Początkowo chciałem po prostu zatelefonować i dowiedzieć się, czy wiedzą,gdzie obraca się Pat.Doszedłem jednak do wniosku, że przez telefon niczego niewskóram.Zbędą mnie i tyle albo, co gorsza, doniosą gdzie trzeba, że taki jedentelefonował.Konsekwencje mogą okazać się fatalne.Uznałem więc, że lepiejpojechać na miejsce.Założyłem okulary, co wywołało niepohamowaną wesołość Kelly.Gdy po-dawałem jej kurtkę zauważyłem, że na dżinsach dynda jeszcze metka ze sklepu.Naprawiłem to przeoczenie i jeszcze raz sprawdziłem uważnie, czy wszystko jestw porządku.Krótko mówiąc, zachowałem się jak troskliwy ojciec przed wyj-ściem z pociechą na spacer.Włożyłem kurtkę, sprawdziłem magazynki w kieszeni i komórkę.- Pamiętasz Pata? - spytałem.- Nie, a dlaczego?- Pat, Patrick, kolega taty, może go widziałaś?- A czy ten Pat zabierze mnie do domu?- Już niedługo pojedziesz do domu.Musisz być tylko grzeczna i mnie słuchać.Posmutniała.- A w sobotę? Wrócimy do domu na sobotę? - spytała.- W sobotę są urodzinyMelissy, mojej najlepszej koleżanki.Zaprosiła mnie na cały weekend.Zmilczałem, bo co miałem powiedzieć? Zresztą nie umiem pocieszać mło-dych dam.- Pat pewnie przychodził do was czasami - zmieniłem temat.- Musiałaś gowidzieć.- I muszę kupić prezent dla Melissy.- Kelly ciągnęła swoje.- Zrobiłam dlaniej bransoletkę z koralików, ale chcę jeszcze coś.- Tak więc - trwałem przy swoim - spróbujemy odszukać Pata, bo Pat pomożenam wrócić do domu, a kto wie, może pójdzie z tobą po zakupy.- A gdzie on jest?- Myślę, że znajdziemy go w restauracji, ale musimy bardzo uważać.Pamię-taj, żebyś z nikim nie rozmawiała, a gdy ktoś cię o coś zapyta, to tylko kiwnijgłową i nic nie mów.Jeśli nie będziemy ostrożni, to nie dowiemy się, gdzie jestPat.Wierzyłem, że mała zachowa się jak należy, że mogę na nią liczyć.Udo-wodniła to, gdy pojawił się Luther.Czułem się nieswojo, zapewniając ją o ry-chłym powrocie do domu, ale też nie miałem innego pomysłu i w ogóle nie bar-dzo wiedziałem, jak się postępuje z małymi dziewczynkami w takiej sytuacji.Przy odrobinie szczęścia nie mnie przypadnie obowiązek objawienia jej całejprawdy.Przed wyjściem zadbałem jeszcze o to i owo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]