[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieliśmy cię nakłonić, byś ich nikomu niepokazywał.- Położył rękę na trzymającej mieszek dłoni Tora.- Ja nic z tego nie rozumiem,synu.Podobnie jak nie pojmuję twojej magicznej mocy.Obawiam się tylko, że to wszystkomoże prowadzić do czegoś, czego nie zrozumie żadne z nas.- Uśmiechnął się do Ailsy.- No,mamusiu, dość już tego smutku.Nasz syn wyrusza do pałacu.Powinniśmy być dumni, a niezałamywać ręce.Chodzmy spać, a jutro zrobimy sobie wolne.Pojedziemy do Rymond iwybierzemy Torowi konia, buty i nową koszulę na drogę.Kto wie, może znajdziemy tę zżółtego jedwabiu, o której marzyłaś.Ailsa w końcu się uśmiechnęła.Torowi także zrobiło się lżej na duszy.Wiedział, żerodzice sobie poradzą, a sam był coraz bardziej podniecony wizją przyszłości.Miał jednak dopokonania jeszcze jedną przeszkodę: chciał przekonać Alyssę Qyn, by mu towarzyszyła.A skoro nie mógł się z nią skontaktować mentalnie, będzie się musiał pojutrzepofatygować do jej wioski i osobiście jej wszystko opowiedzieć.4ZNIKNICIE ALYSSY QYNAlyssa weszła do domu, wołając ojca, by sprawdzić, czy ten jest na miejscu.Jemuwprawdzie i tak było wszystko jedno: ostatnio spędzał większość czasu na pijackichrozmowach z duchami.Nie potrafiła mu wybaczyć kobiet.Nie wątpiła, że kochał matkę.Pojej śmierci starało się o niego kilka zacnych dam, on jednak znajdował pociechę w ramionachtych, które nie pragnęły jego miłości, lecz pieniędzy.Azy nabiegły jej do oczu.Co mogło tak zdenerwować Tora, że zaczął na niąwrzeszczeć i zupełnie zapomniał o bukiecie? Była pewna, że chłopak wreszcie zdobędzie sięna zadanie pytania, na które tak czekała.Wszystko szło świetnie, dopóki nie pojawił się ten siwy staruch.Ciekawe, co to zajeden.Na domiar złego od tamtej pory Alyssa pomimo wielokrotnych prób nie potrafiła sięskontaktować z Torem.Myśli, które mu wysyłała, napotykały jakąś tajemniczą pustkę.Czyżby chciał ją w ten sposób ukarać?Przemyła sobie twarz, by się pozbierać, wiedząc, że ojciec w każdej chwili może siępojawić.W końcu wrócił, jak zwykle pijany.Zdejmując mu buty, Alyssa zaczęła wesołotrajkotać, próbując złagodzić jego chroniczny gniew.Potem poprowadziła milczącego ojca dostołu i podała mu miskę zupy.Siedział wpatrzony w naczynie, a ona paplała dalej, mającnadzieję, że jej głos zachęci go do jedzenia, a potem ukołysze do snu.Może i udałoby jej się, gdyby nie zaczęła podśpiewywać pod nosem podczaszabierania talerza ze stołu.Jak na pijaka Lam Qyn zareagował z oszałamiającą szybkością.Nim się spostrzegła, jego wielka dłoń uderzyła ją w twarz z takim impetem, że talerzroztrzaskał się o przeciwległą ścianę, a ona sama upadła na kolana, uderzając nimi boleśnie okamienną posadzkę.Zupełnie straciła czucie w policzku, w który trafił cios.- %7łebym więcej nie słyszał w tym domu piosenek twojej matki! - ryknął na nią Lam.Patrzyła przez łzy, jak ojciec chwiejnym krokiem opuszcza dom i znika w mroku.Tym razem nie wróci tak szybko.Nienawidziła swojego życia.Jedynym jego światłem był Torkyn Gynt.Możliwośćrozmawiania z nim pomimo dzielącej ich odległości stanowiła dla niej jedyną pociechę w tejsamotnej, pozbawionej miłości egzystencji.Gdyby jej matka zdołała przeżyć narodziny córki, którą ledwie zdążyła przytulić, nimskonała! O co chodziło ojcu? Czyżby obwiniał Alyssę o śmierć ukochanej żony? Dziewczynaze łzami w oczach myślała o Torze.Tak bardzo go teraz potrzebowała.Tymczasem godzinymijały, a ona wciąż płakała.W końcu zdołała wstać i powlec się do swojej maleńkiej sypialni.Wzięła zchyboczącego się stołu dzbanek i nalała do miski trochę wody.Była lodowato zimna, Alyssazmusiła się jednak do zanurzenia w niej całej twarzy, próbując dojść do siebie.Dokładnie obmyła się flanelową szmatką, szczególnie koncentrując się wargach i szyi,gdzie Torowi udało się złożyć krótki pocałunek, jakby usiłowała zmyć z siebie jegonamiętność.Wycierając się ręcznikiem, spostrzegła, że jej żal zmienił się w gniew.Ze złościąwspominała wyraz twarzy Tora, gdy ten spoglądał na starca: w jego oczach - tych wielkich,niebieskich, hipnotyzujących oczach - malował się nie tylko strach.Był tam też podziw.Alyssa potrząsnęła głową, by wyrzucić z myśli obraz Tora.Potem włożyła czysteubranie i zeszła po wąskich kamiennych schodach, nienawidząc swego domu i bojąc siępowrotu ojca.Ayknęła trochę wody, by się uspokoić, ale nagle dzbanek wypadł jej z drżącychrąk i roztrzaskał się o posadzkę.W drzwiach stała jakaś postać.Alyssa poczuła w ustach krew.Chyba przegryzła sobie wargę.- O rany - odezwała się grzecznie nieznajoma, zdejmując czepek i szal i niepewnieprzestępując próg.- Przepraszam.Myślałam, że to.- Alyssa urwała.- Kim pani jest?- Po prostu przechodziłam i pomyślałam, że może pozwolą państwo starej kobiecieodpocząć chwilę w stodole.Alyssa prawie jej nie słyszała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]