[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jessie stała nadal w progu, zatopiona w myślach, ale Ray otrząsnąłsię już z transu i zapytał:- Znaczy.widział pan prawdziwy latający talerz? Taki z innej planety?- Owszem, widziałem - odparł bez wahania Rhodes.Jego zdaniem incydent ten i tak stanie się zapewne przyczynkiem do dopisanianowego rozdziału do podręcznika procedur bezpieczeństwa, a więc czemu nie miałby mówićprawdy?- Weryfikacja zgłoszeń o zaobserwowaniu UFO wykazuje, że w dziewięćdziesięciuprocentach były to odłamki meteorytów, pioruny kuliste, mistyfikacje i tym podobne.Zupełnie inaczej rzecz się ma z pozostałymi dziesięcioma procentami.Przed trzema laty wstanie Yermont rozbił się PPZ - pojazd pozaziemski.Zebraliśmy próbki metalu i fragmentyciał obcych istot.Drugi PPZ spadł zeszłego lata w Georgii; był to jednak obiekt zupełnie innejkonstrukcji niż tamten z Yermont, pilot również reprezentował całkiem odmienną formężycia.- Zdradzam tajemnice państwowe dzieciakowi z pomarańczowymi szpikulcami wewłosach! - uświadomił sobie nagle.Ray, w odróżnieniu od Toma, który zdawał się nieobecnyi nadal pucował pracowicie swoje okulary, chłonął każde jego słowo.- Z czasem, biorąc pod uwagę rozmaitość kształtów obserwowanych PPZ, doszliśmydo wniosku, że Ziemia leży w pobliżu.no, jakiejś kosmicznej superautostrady, być może czegoś w rodzaju korytarza łączącego jedną część galaktyki z inną.Niektóre PPZ, podobniejak nasze samochody, psują się; zostają wessane w atmosferę ziemską i rozbijają się.- O rany.- wyszeptał Ray wybałuszając, i tak już powiększone okularami, oczy.Rhodes zdawał sobie sprawę, że za wyjawienie tej informacji bez upoważnienia grozimu spędzenie reszty życia w więzieniu, ale usprawiedliwiały go okoliczności, a poza tymnikt, kto sam nie doświadczył  bliskiego spotkania", i tak nie dawał wiary podobnymhistoriom.Spojrzał znowu na Toma.- Moi ludzie uprzątają teraz miejsce katastrofy.Do północy będziemy gotowi doodjazdu.I.będę chyba zmuszony zabrać ze sobą tę istotę.- Jaką znowu istotę? - Głos Jessie był cichy, ale stanowczy.- To moja córka!Rhodes westchnął, nie była to pierwsza tego rodzaju nieprzyjemna rozmowa w jegokarierze.- Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zabrać tę istotę do Webb, a stamtąd dolaboratorium badawczego w Wirginii.Nie wolno nam pozostawić jej samej sobie; nie znamyjej intencji, nic nie wiemy o biologii, chemii ani o.-.psychice - dokończył za niego Tom.Rozdygotanymi palcami założył okulary.Otrząsnął się już z szoku, choć nadal wszystko wydawało mu się nierealne.- Właśnie.Ani o psychice.Jak dotąd ona, a właściwie tonie przejawia agresji, aletrudno przewidzieć, co może tę agresję wyzwolić.- Jasny gwint! - zawołał Ray.- Moja siostra jest kosmitką!- Ray! - fuknęła Jessie i uśmiech chłopca zgasł.- Pułkowniku Rhodes, nie pozwolimypanu zabrać Stevie.- Głos jej się załamał.- To wciąż nasza córka.- Ona tylko wygląda jak córka państwa.- Ale przecież to, co w nią wstąpiło, może się wynieść! Jeśli ciało Stevie jest wporządku, to być może ona przyjdzie z czasem do siebie.- Pułkowniku! - W drzwiach między living roomem a gabinetem stał Gunniston.Piegowata twarz jeszcze bardziej mu pobladła i wyglądał na tego, kim w istocie był: naprzestraszonego dwudziestotrzyletniego chłopca w mundurze lotnictwa wojskowego.- Onajest już przy ostatnim tomie.- Jeszcze do tego wrócimy - rzucił Rhodes do Jessie, zrywając się z fotela.Przebiegłdo gabinetu.Ray deptał mu po piętach.Tom otoczył Jessie ramieniem i oboje ruszyli za nimi.Tom zatrzymał się jak wryty zaraz za progiem.Ray stał już tam i gapił się z otwartymiustami. Podłoga zasłana była encyklopediami.Wśród nich walały się również słownikWebstera, Atlas świata, tezaurus Rogeta i inne podręczniki.W samym środku bałaganu tkwiłaStevie, trzymając w rękach tom WXYZ Britanniki.Siedziała w kucki, pochylona w przód, iprzypominała ptaka.Tom patrzył oniemiały, jak jego córka otwiera encyklopedię i zaczynaprzewracać kartki z szybkością mniej więcej jednej co dwie sekundy.- Słownik i tezaurus już zaliczyła - odezwał się Rhodes.Należy to coś nazywaćobcym albo istotą, upomniał się w duchu, ale te zimne określenia nie pasowały mu jakoś dodziewczynki w dżinsach i bawełnianej koszulce.Jej oczy nie były już martwe; skrzyły się ipłonęły, przesuwając w skupieniu po stronicach.-Opanowanie alfabetu zajęło jej okołotrzydziestu minut.Potem przypuściła szturm na waszą bibliotekę.- Boże.dzisiaj rano ledwie potrafiła sylabizować - powiedział cicho Tom.- Przecieżona nie chodzi jeszcze do szkoły!- To było rano.Przypuszczam, że teraz jest już na poziomie college'u.Kartki migały w imponującym tempie.W pewnej chwili Tom zauważył kałużęwsiąkającą w dywan pod Stevie.- Najwyrazniej ciało wciąż funkcjonuje normalnie  orzekł Rhodes.- Wiemy więc, żepracuje, choć bez udziału świadomości, przynajmniej część ludzkiego mózgu.Jessie wzięła męża pod rękę; zauważyła, że się chwieje i przestraszyła się, że zarazrunie jak kłoda.Stevie, pochłonięta wciąż książką, coraz szybciej przewracała kartki.- Wchodzi na wysokie obroty! - zauważył Ray.- O rany, spójrzcie tylko! - Postąpiłkrok w stronę siostry, ale pułkownik chwycił go za koszulę i przytrzymał.- Hej, Stevie! To ja,Ray!Głowa dziewczynki uniosła się i odwróciła ku obecnym.Oczy patrzyły ciekawie,badawczo.- Ray! - powtórzył chłopiec i klepnął się dłonią w pierś.Mała przekrzywiła głowę.Zamrugała powoli powiekami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl