[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma potrzeby ujmować tego w taki sposób.Janetjest jeszcze młoda i stanowi dobrą partię - odparł ostrymtonem, po czym rozluznił fular na spoconej szyi i spioru-nował wzrokiem Hugona Robinsona.Co prawda, był gościem w Rivendale, a Hugon synemgospodarza, lecz nie znaczy to, że pozwoli, by ten bezczelnymłodzik pozwalał sobie na przytyki wobec Janet.Na Hugonie karcący ton nie zrobił żadnego wrażenia.Jeszcze raz otaksował kpiącym spojrzeniem wysoką, potęż-nie zbudowaną młodą damę o myszowatych włosach.Ba-dała wzrokiem zawartość bufetu, gawędząc z kobietą, któ-rej wygląd świadczył o tym, że jest jej matką.- Jestem pewien, że pańska matka nie może doczekaćsię zięcia, nawet jeśli to jest Pomeroy.Kiedy wesele? - zapytał leniwie.119- W czerwcu.Doskonała pora, wiem to od pań.Kwiaty,jedzenie, stroje.wszystko jest wtedy najlepsze i tak dalej.- Guy przekazywał swoją świeżo nabytą wiedzę.- Pod na-miotem na terenie Spire Park - dodał.- Czy to rozsądne? Na tle pańskiej siostry, ubranej wbiałejedwabie, trudno będzie dostrzec ten namiot - zauważył zło-śliwie Hugo i roześmiał się, po czym dał Guyowi kuksańcaw żebra.- Pomeroy będzie miał w nocy co chwytać.Guy z hukiem odstawił szklankę.- Posłuchaj, Robinson, co za dużo, to niezdrowo.Jeszczejedna taka uwaga, a przyślę ci sekundantów - powiedziałstanowczo, poczerwieniał z gniewu i zacisnął pięści.Hugo protekcjonalnie poklepał go po ramieniu.- Spokojnie, chłopie! Nie znasz się na żartach? - odparłpojednawczym tonem, lecz czuł satysfakcję.Udało mu sięrozwścieczyć Guya! - A gdzież to się podziewa znakomitość, która nawiedziła Hertfordshire? Jestem pewien, żedziś zobaczymy w Rivendale Rockinghama.Rodzice gozaprosili - wyjaśnił.Guy milczał, obrażony.- Nie widziałem go dzień czy dwa - odpowiedział w końcuniechętnie.- Chyba wspomniał, że nie zabawi długo w Hertfordshire.Ma jakieś sprawy rodzinne do załatwienia - dodał.Mruknął, że przeprasza, i obrócił się na pięcie.Hugo chwycił go za ramię i wskazał głową podwójnedrzwi.- No proszę, jest wreszcie pewna młoda dama, któraz pewnością przypadnie mi do gustu.120Guy powędrował wzrokiem za spojrzeniem Hugona.Gospodarze witali przybyłą właśnie rodzinę Meredithów.Ucieszył go ich widok.Gdyby nie to miłe towarzystwo, za-smuciłby matkę i siostrę, nie wspominając już o gospoda-rzach, sir Anthonym i lady Robinson, oddalając się przed-wcześnie po prostu dlatego, by uwolnić się od bezczelnegomłodzieńca.Do niedawna Guy nie miał wyrobionego zdania o Hu-gonie Robinsonie.Był od niego o jakieś dziesięć lat starszyi choć dorastali w sąsiedztwie, rzadko obracali się w tychsamych kręgach.Teraz Guy cieszył się, że wreszcie nada-rzyła się okazja i pozna go bliżej.Po dwudziestu minutachspędzonych w jego towarzystwie uznał, że młody Robinsonnie zasługuje na nic więcej niż pogardę.- Są spóznieni, niemniej bardzo mile widziani.-Hugon wpatrywał się w zgrabną postać Sylvie spowitejw różowy jedwab.Zaczesała jasne włosy na bok; lśniącepukle opadały na delikatny obojczyk.- Hm, ale smakowita - mruknął.Przywołał na twarz uprzejmy uśmiech i ruszył, by ser-decznie powitać Meredithów.-Odejdz!- Nie jesteś dla mnie zbyt miła, a oboje wiemy, że to nierozsądne.- Zawoalowana grozba padła z nadal uśmiechniętych ust.Hugo wiedział, że są obserwowani.Skierowałwzrok w okolice kominka, gdzie zgromadziła się grupkadam i ukłonił się dwornie pani Meredith.- Okazywałem121cierpliwość, lecz każesz mi zbyt długo czekać.Czas dokoń-czyć to, co zaczęliśmy.Wiesz dobrze, że pragniesz tego taksamo mocno, jak ja.- Jesteś niepoczytalny! Odsuń się - syknęła Sylvie.Odepchnęła go ręką, wcale się z tym nie kryjąc.Chciaławyminąć natręta, lecz umiejętnie stanął tak, żeby zabloko-wać jej drogę.Zdołał ją oddzielić od June i Williama, kiedy przystanęlirazem nieopodal nakrytego do kolacji stołu.Następnie,przy użyciu subtelnych manewrów, odizolował Sylvie w ką-cie salonu, przy tarasie.Wieczór był ciepły i duże drzwiDozostawiono na wpół otwarte.Sylvie wiedziała, że Hugozmierza do wywabienia jej na ciemny taras
[ Pobierz całość w formacie PDF ]