[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sama zobaczysz, jak wstanie Malwina.Ostatnio ma fazęnakoty.Starsze zwierzątko ma ją gdzieś i od razu wskakuje na najwyższą półkę.A młodszy jest jeszcze głupi i lubi się bawić.Biegającałymi dniami po ogrodzie, aMalwina wrzeszczy:"Cicuś!Ciciuś!Oć tu cipko!".%7łebyś wiedziała swoją drogą, jaksąsiad zza plota nanas patrzy.Miśka podchwyciła i kot dostał imię trochę na cześćsąsiada.Jak się czasem złoszczęna Miskę, która notorycznie zapomina o zamykaniu drzwi i wrzeszczę napół dzielnicy: "Znowu zostawiłaśdrzwi na oścież otwarte i Cycek mi uciekł!", to dalej takdziwnie patrzy.376- A wtedy mama woła: "Cycek!Cycek!Wracaj do pani!" - dołożyła z chichotem Miśka.MójNikodem po długim namyśle wyciągnął łapkę w stronędrugiego chłopczykai wsadziłmu palecw oko.Trafił bezbłędnie.Za chwilę obaj rozdarli się chórem.- Niezle się zaczyna - uznała Kicia, wyciągając z torby chrupkikukurydziane.- Dajesz mucoś opróczcyca?Ile on ma miesięcy?- Prawie trzy - powiedziałam,a Kiciazdumiała się nieco.- Tyle że wielki z natury.Nie, nic mu jeszcze nie daję oprócz mlekaz butli, za to Malwinka nakarmiła go już wszystkim, comiała podręką, z muchami oraz plasteliną włącznie.Przeżył.- Mój ma jużpięć i sama popatrz - odrzekła ze zdumieniem-mniejszy.A może taki sam, ale na pewno nie większy.Mówisz, żena butelcetaksię wyhodował?Czemu nie karmisz piersią?- Nie wyszło mi tym razem - przyznałam.- Bardzo żałuję, alepo prostu się nie dało.Uparłam się dla odmiany nie przerywaćstudiów, do tego mi doszły wyjazdy służbowe,za dużyzakręt.W sumieszkoda, to chybabyłaostatnia okazja.- Nie mów "hop"- powiedziała Kicia.- Wszystko się możezdarzyć.- Jak ci powiem"hop", to popamiętasz!- roześmiałam się.-%7ładne takie.Już i tak chyba pobiłamrekord uczelni, jeśli chodzio liczbę dzieci przypadających na jednąstudentkę.I podniosłamśrednią grupie w tej sferze.Na dwanaście osób przypadaośmiorodzieci, w tym trójka moich.- Areszta ma pięcioro?- zdumiała się Kicia.-Co ta młodzieżtaka płodna?Myśmy się tak nie rozmnażali.- Waszrok rozmnażał się na stażu - przypomniałam.- Prawiewszystkie laski chodziły brzuchate.- Tylko ja nie - zaśmiała się krótko Kicia.- Ja byłam akuratw tej sferze mocnoopózniona i wiesz,co?Chyba nie żałuję.Wyszalałam się, dorobiłam tego i owego, skończyłam wreszcie ten cholerny doktorat.A teraz cieszę się dzieckiem.Nie wyobrażam sobie,żebym mogła mieć takie podejście w młodości.- A ja wszystko zawsze robiłam od dupy strony - przyznałam.-Ale wiesz, co?Teżnie żałuję.Ani trochę.Może jeszcze dwa latatemu miałaminne zdanie,trochę zazdrościłam wszystkim, którzy takładnieposzli do przodu, jeśli chodzi o karierę, w tym tobie, ale.377.Ja akurat długo szukałam swojej własnej drogi.Iznalazłam ją.Chcę pisać,a oprócz tegochcę pracować wzawodzie.Będę się starała dostać sięna rehabilitację, to mnie ostatnio interesuje.Kiciazerwała się na równe nogi, mało nie upuściła młodego,który przysypiał, przytulony doniej, z chrupkami w obu łapkach.- Zwariowałaś?- prawie krzyknęła, wstrząśnięta, aja przezmoment zastanawiałam się, o co chodzi.Co ja takiego powiedziałam?- Na mózg ci padło?Dlaczego niechcesz robić psychiatrii?- A dlaczego mam robić?- Tego tematu nie poruszałam oddawna, nawet sama przed sobą.- Bo się nadajesz,jak mało kto.Bo cię to interesuje.Boto jestdziedzina, w której się zrealizujesz i będziesz szczęśliwa.Nic innego - powiedziała ostro, z pełnym przekonaniem.Kicia znałamnie, bardzo dawno temu, doskonale.Byłaświadkiem wielu moich faz i wybryków, przegadałyśmy z sobą setki godzin, ale są rzeczy, októrych wolałam jej nie mówić.A są też takie, w których orientowała się lepiej niż ja sama.-Niewolno ci odpuścić.- Popatrzyła mi w oczy surowo.-Jeśliodpuściszpsychiatrię, to lepiej już rzuć w diabły całą medycynęi zajmij się pisaniem.Naprawdę zdumiała mnie jej stanowczość.- Rehabilitacja też misię podoba - odrzekłam cicho.- Pozatym jest.wygodniejsza.Bardziej do pogodzenia zmoim trybemżycia, zrodziną, ze wszystkim.- Boisz się pełnego zaangażowania - oświadczyła Kicia, wstając.Młody zasnął i postanowiła odłożyćgo do wózka.- Jakzwykle.Tyle ci powiem.Zrezygnujesz, i będziesz miała do siebie żalprzez długie lata.Nie pierwszy raz, zresztą.Zatkało mnie,a Kicia, nie zwracając na touwagi, kontynuowała.- Jedenz moichnajbliższych przyjaciół jest psychiatrą - powiedziała łagodniej.O tym akurat wiedziałam doskonale.-Mojaosobista siostra zresztą też.Ile razy dyskutuję z nimi, słucham ich opowieści o pracy, tyle razy zawsze myślę o tobie, oniektórych twoichteoriachz przeszłości i przenikliwości, jakiej nie miał nikt z nas.Pasujesz do nich.- Dziękiza komplement- prychnęłam.- Ale.chyba jednaknie skorzystam.- Mam nadzieję, że się namyślisz.378- Niesądzę.Skończmy już ten temat, proszę, bomniedenerwuje - powiedziałam.- Zresztą, nie ma co gdybać i bawić się w proroka.Wszystko itak wyjaśni się na stażu,i w dużej mierze będzie zależałood tego, jak zdam LEP.Wtedy zobaczę, czy w ogóle będęmiałajakiś wybór.- Jeśli będziesz miała, to ja jeszcze z tobą porozmawiam -oświadczyła Kicia.Resztę wieczoru spędziłyśmy szalenie miło, gadając o zupkach,kupkach oraz obgadująclicznychznajomych."Boiszsię zaangażowania".Nie wiem,czy mi się wydawało, czy Kicia, mówiąc o tym, niewspomniałaprzelotnie, niemalniezauważalnie opewnej mojej.znajomości,z początku studiów.Poznałam wtedy znacznieod siebiestarszego faceta, jużlekarza i była to taka rzecz, która na chwilępostawiłana głowie mój uporządkowany świat.Niewiele osób oniej wiedziało, ponieważ miałam jużwtedy narzeczonego, amój przyjaciel -dośćniezobowiązujący związekz jedną panią.To był szalony czas, a dla mnie ogromnafascynacja.Ale gdywszystko zaczęło zmierzać ku nieuchronnemu rozwiązaniu, byćmoże nawet z widokami naprzyszłość, stchórzyłam.Z różnychprzyczyn.Poukładałam sobie życie tak, a nie inaczej, i dobrze się stało.Ale.myślałam otamtymczłowieku jeszczeprzez długie lata i memogłam się odczepić od tych myśli,zwłaszcza gdy w świecie rzeczywistym coś układało się nie tak.Kicia, która skądinąd szalenie lubi mojego męża i uważa nas zawyjątkowozgranąparę,uważała, że postąpiłam zle.Nie dlatego, zewybrałam, jak wybrałam.Skąd.Dlatego, że przeprowadziłam całą sprawę tak, a nie inaczej.Niemówiłamjej wszystkiego,ale wprzypływie jakiejśtam pijackiejszczerości, powiedziałamtrochęza dużo, i nie spodobała jej sięmoja motywacja.Wiem.Czy boję się zaangażowania?Emocji?Już chyba nie.Jednak tofakt, wtedy bałam się strasznie.Nie odważyłam się spojrzećimw twarz.Najbardziej bałam się - rozczarowania.379.Pózniej przez długi, długi czas pragnęłam wykrzesać z siebie zaangażowanie do wszystkiego, comnie otaczało.I nie mogłam.Jakbym nagle zapadła w sen.Czy miało to jakiś związek z moją ucieczką wtedy, wzamierzchłych czasach wczesnejstudenckiejmłodości?Ucieczkąod siebie,ogromu własnych emocji,które mnie przeraziły śmiertelnie i.nietylko od siebie.Nie myślałamnigdy o tym wtaki właśnie sposób.Nie myślałamrównież, już ładnych parę lat, o tamtymczłowieku.I nie będę myślała teraz.Nie ma sensu.Nie będę, nie będę,nie będę.I tak czteryrazy.Podwa razy.Ciekawe, czy w końcu się ożenił?Czy ma dzieci, czy pracuje, cou niego, czynapisał wymarzoną pracę naukową,czy nie ukradł mujejzawistny docent, czy pamięta o mnie, ile razy widzi mlekow tubce i pierwsze bazie?Przynosił mi forsycje, dopóki kwitły, imałe zawilce, i bzy.Jedną, małągałązkę.Zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]