[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. 242hmm.zaprezentować szerszemu gronu.Poza tym, wcale się pokątach nie kryjemy - oświadczył z godnością.- Tomiejsce trudnotak określić.- A jak długo się znacie?- chciała natychmiast wiedzieć Ciotula.-1 czy topoważne?Jejminaświadczyła o tym, że śmie powątpiewać.Strzelaniez majteknie utwierdziło jej w przekonaniu, żemożna w tym towarzystwie mówić opowadze.Zresztą samanie znam odpowiedzi nato pytanie.Cholera.%7łebyśmy musieli takie sprawy rozstrzygać przy Ciotuli?- W jakim sensie?- Paweł postanowił nie dać się wielorybom.- W sensie sakramentu, rzecz jasna - powiedziała Ciotula.-Ciocia odrazu z grubej rury- odezwałam się w końcu.Starałamsię zachować lekki ton.- Nie rozmawialiśmy jeszcze o konkretach.- Jak to?Przed chwilą ten młodzieniec powiedział, że jest mężczyzną twojegożycia.Chcesz z nimżyć bez ślubu, ty, z takiegodomu?- obruszyła sięCiotula, cospowodowało wyciek następnejporcji wody górą.Niewiele byjej zostało,szczęście, że cały czas napływała nowa.- To znaczy z jakiego?- zainteresował się Paweł.Chciałam gokopnąć wkostkę, ale chybakopnęłam ciocię, bo spojrzałana mniez oburzeniem.Przez techolerne bąbelki nic nie widać.- Z dobrego, młody człowieku,z dobrego.Z tradycjami - warknęła i ku mojemu szczęściu wzrok jejpadł na zegar.-Zapraszamwas na herbatę,w piątek po południu, życzę sobie poznać cię bliżej- powiedziała doPawła i hałaśliwie pocałowała Marcelka w mokryłepek, aż się skrzywił.- A teraz muszę już wychodzić, bomi tecwaniaczki doliczą następnągodzinę.Nawet minuty człowiekowinie darują,wyzyskiwacze.- Dziękuję zazaproszenie, ale w piątek pracuję - powiedział Paweł, wstając.Podał cioci rękę, o którą się wdzięcznie oparła, wychodzącz jacuzzi.Pawełek ugiął sięlekko.- A Dominika ma zajęcia.- Tow sobotę.- Ciotula nie ustąpiła.- W sobotęteż mam zajęcia - powiedziałam szybko.- Jestemna zaocznych.- To ustalcie ze sobą termin i zadzwoń do mnie, proszę.- Ciotula nigdysię nie poddawała.-Tylko nie w przyszłymroku.Do tygodnia.Czekam.243.Odwróciła się i odeszła, potrząsając monstrualnym zadem, obleczonym w kostium w kolorzeturkusowym.W gwiazdeczki.- O, Boże!- Pawełek otarł z czołakropelki wody.-Co to było?To naprawdę twoja matka chrzestna?Zachichotałam.- Niezła jest, prawda?Obawiamsię, że na tę herbatkę wykopienas choćby spod ziemi, więc musimy iść.Dobrze sobie zniąradzisz, swoją drogą.- Dlatego, żeona mi w gruncie rzeczy zwisa - uświadomił mniePaweł.- Chyba, że niepowinna?- Sama nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.-To rodzinnymegafon, najstarsza z rodzeństwa.Aadny klops.Jednoci powiem -roześmiałam sięnagle.- Jest taka głupia teoria, według której psychicznie jesteśmy podobni do rodziców chrzestnych.Otóż przysięgam ciuroczyście, że ja nie jestem.W żadnym calu.- Nie mamco do tego żadnych wątpliwości - oświadczył Pawełek ipocałował mnie w sameusta.- Tyjesteśpo prostu perfekcyjna.Aco do cioteczki, to trzeba wymyślić jakąś śmiesznąstrategię -rzucił lekko.- Możebyć niezły ubaw.Niech mówi, co chce, ja jestem przerażona.Zapewne Ciotuli niezdążą wyschnąć włosy, jak już obdzwoni z sensacjącałą rodzinę.Z moją matką na czele.Niech to szlag.Skąd to babsko się wzięłosamo w parku wodnym,tak swojądrogą?CzternastyMoja matka i tak wytrzymała prawie całą dobę.Jakna nią, to chyba rekord.- A ten kolega, z którym byłaś na basenie, to kto?- spytaław końcu, kiedyzgodnie kroiłyśmy warzywa na niedzielną sałatkę.Westchnęłamsobie po cichutku, tylko troszkę.- Ciotula dzwoniła?- zapytałam zupełnie niepotrzebnie, tylkopo to, żeby odwlec nieuniknione.Mama krótkokiwnęła głową.-Dziśz samego rana.Opowiadała same ciekawe rzeczy.-Odłożyła nóż ispojrzała na mnie z namysłem.W jej wzroku nie było wyrzutu ani przygany.244- Kolega z pracy - wyjaśniłam ostrożnie.- I.przyjaznimy sięodpewnego czasu.Może nawet coś więcej.Nie gniewaj się, mamo - powiedziałam nagle i równieżodłożyłam mordercze narzędzia.Oparłam sięo stół i wyrecytowałam szybko wmarchewki: -Jest bardzo miły,możliwe, że nawetzakochany.Ale.Nic niemówiłam, bo nie było o czym.Sama jeszcze nie wiem,jak to z namijest.- Niemam pretensji - powiedziała mama z leciutkim zdziwieniem.- Nie musisz się tłumaczyć.- Tylko co?-Nic.Po prostu się zdziwiłam.- Mama podeszła do mnie i potarła nosem o moje ramię.-Hej.Denerwujesz się, prawda?Co powiem ja, copowiedzą wszyscy.rozumiem.A ty zrozum, że ja.cóż, byłoby bardzo miło, gdybyś miała domnie tyle zaufania, żebyczasem coś opowiedzieć oswoich problemach czy też sympatiach,ale widzę, że z jakiegoś powodu ci trudno.Sama dociekać aniwypytywać niebędę.Jesteś dorosła i ufam, że wiesz, co robisz.Obserwuję tylko z daleka,jak przyjaciel.Ostatnio mam oczy w mokrym miejscu.Rozpłakałamsię.Mama zdziwiła sięjeszcze bardziej.- Hej, a co to ma być?Przez dłuższą chwilę pociągałam nosem, próbując dyskretnieobetrzeć go w rękaw, ażmamazlitowałasię i podała mipapierowyręcznik kuchenny.- Dzięki, mamo - wybąkałam.- To jest.Nie tylko za ręcznik.Myślałam.Wiesz.Już raz zawaliłam, o mało nie spieprzyłamsobieżycia, musieliście mnie zbierać- rozgadałam sięnagle.- Myślałam, że.- %7łe z tego powodu dopóznej starości będziemy baczniecię obserwować i ingerowaćw każdytwój ruch?- domyśliła się mama.-Wiem, że zawaliłaś.Uciekłaś z domu, nie pytając nikogoo zgodę,związałaś się z tym.Krystianem, którego nigdy nie poznałam.- Zamyśliła się.-Nie żałuj - odrzekłam krótko.- To szmata, nie człowiek.- Niemów tak - ofuknęła mnie.- Człowiek zawsze zostaje człowiekiem.Kiedyś go kochałaś.Szanujsamą siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]