[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie spotykasz się dziś z chłopakami? Spędzają dzień z rodziną.Sophie podniosła duży wazon.Yvonne pomogła jej wnieść go do kwiaciarni, po czymobjęła ją ramieniem i wyprowadziła na zewnątrz. Chodz.Zostaw te kwiaty na chwilę, przecież nie zwiędną.Wypijesz w moim ogródkukawę.Mam wrażenie, że mamy sobie coś do powiedzenia. Przytnę tylko krzew róży i już do ciebie idę odpowiedziała Sophie z uśmiechem.John Glover przyciął sekatorem łodygę i uważnie obejrzał kwiat, którego korona dorów-nywała wielkością koronie piwonii.Płatki były przepysznie pomięte, co nadawało róży dzikicharakter, o którym John tak bardzo marzył.Musiał przyznać, że rezultat zeszłorocznegoszczepienia przeszedł jego najśmielsze oczekiwania.Wystawi swoje dzieło na przyszłorocznejwystawie kwiatowej w Chelsea i prawdopodobnie wygra główną nagrodę.Dla Johna Glovera nie była to zwyczajna róża, lecz największy paradoks, z jakim kiedy-kolwiek przyszło mu się zmierzyć.Stary księgarz pochodził z arystokracji angielskiej, tymcza-sem skromność traktował niemal jak religię.Odziedziczył po poległym na polu chwały ojcumajątek, ale sam nim nie zarządzał.%7ładen z sąsiadów ani żaden z klientów maleńkiej księgarni,w której przepracował całe życie, nie domyślał się, że ten samotny mężczyzna, żyjący w naj-mniejszej części domu, którego był właścicielem, jest tak bogaty.Tablica pamiątkowa z jego imieniem mogłaby zostać wmurowana nad drzwiami wej-ściowymi wielu szpitalnych pawilonów.Liczne fundacje zawdzięczały mu tak dużo, że chętnieRLprzyznałyby mu medal zasługi, gdyby szczodry darczyńca nie postawił im jednego jedynegowarunku: będzie hojny za cenę zachowania anonimowości.I oto w wieku siedemdziesięciu lat, widząc przed sobą ten kwiat, uległ pokusie i nazwałgo swoim nazwiskiem.Nazwie różę o bladej sukience Glover".Jako jedyną wymówkę swojej próżności znalazłfakt, iż nie miał potomstwa i tylko w taki sposób mógł sprawić, by jego nazwisko przetrwało.John wstawił kwiat do wazonu i zaniósł go do szklarni.Spojrzał na białą fasadę swojegowiejskiego domu, szczęśliwy, że po tylu latach pracy może spędzić w nim zasłużoną emeryturę.Wiosna z całym swym przepychem zawitała w ogrodzie.Ale mimo otaczającego go pięknaJohn tęsknił za jedyną miłością swojego życia: kobietą, którą kochał z sobie tylko właściwąpowściągliwością.Wierzył, że pewnego dnia Yvonne przyjedzie do Kent, że zamieszka z nim.Antoine'a obudziły odgłosy krzątających się dzieci.Mężczyzna przechylił się nad balu-stradą i zajrzał do salonu.Louis i Emily przygotowali sobie śniadanie i teraz, siedząc na podło-dze, pochłaniali je, aż im się uszy trzęsły.Dopiero zaczęły się kreskówki.Antoine będzie miałjeszcze chwilę spokoju.Wycofał się po cichutku, by nie zostać zauważonym.Marzył o odrobi-nie snu.Musi wykorzystać nadarzającą się okazję.Zanim dał nura do łóżka, wemknął się dosypialni Mathiasa.Zobaczył nietknięte łóżko.Usłyszał śmiejącą się Emily, która właśniewchodziła na piętro.Zmiął pościel, zdjął z wieszaka w łazience piżamę i powiesił ją na krześle,na widocznym miejscu.Zamknął cichutko drzwi i wrócił do swojego pokoju.Mathias z niepokojem przeszukiwał kieszenie spodni.Nie miał marynarki, portfela i tele-fonu.%7łeby tylko starczyło na zapłacenie rachunku! Poczuł pod palcami banknot, z ulgą podałkelnerowi dwadzieścia funtów szterlingów.Młody mężczyzna wydał mu resztę i odebrał gazetę.Na pytanie, czy wiadomości są po-myślne, Mathias, wstając z krzesła, odparł, że czyta tylko po tamilsku: póki co, hindi był dlaniego zbyt trudny.Najwyższy czas wracać.Audrey już prawdopodobnie na niego czeka.Zawrócił drogą,którą przyszedł, i na pierwszym skrzyżowaniu zorientował się, że kompletnie zabłądził.Kręcącsię w kółko w poszukiwaniu tabliczki ze znajomą nazwą ulicy lub budynku, pojął, że w żadensposób nie jest w stanie odnalezć adresu.Był tutaj przecież tylko nocą: raz przyjechał piloto-wany przez Audrey, a raz taksówką.RLPoczuł, że zaczyna panikować i poprosił o pomoc przechodnia.Elegancki mężczyznamiał siwą brodę i niezwykle starannie zawinięty na czole turban.Jeżeli Peter Sellers z Przyjęciamiał brata, to był to właśnie on.Mathias szukał trzypiętrowego domu z frontem z czerwonej cegły.Mężczyzna wskazałręką dookoła.Wzdłuż wszystkich sąsiednich uliczek ciągnęły się domy z czerwonej cegły i, jakto bywa w wielu angielskich miastach, wszystkie były identyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]