[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogładził palcem czarne pióro przy jej masce. A także dlatego dodała cicho że cię o to proszę. Bardzo jesteś mnie pewna. Znam ludzi twojego pokroju. Cóż to znaczy? Jesteś dżentelmenem.Parsknął śmiechem.Może ta kobieta rzeczywiście nie była Fią.Kiedyś, dawno temu Fia Merrick była świadkiem jego całkiemniedżentelmeńskiego zachowania, kiedy zdradził jej brata, swojegoprzyjaciela.Z pewnością nie przypisywałaby mu roli, którąnarzucało pochodzenie z dumnego, starego rodu, ale którejdoświadczenie nie pozwalało mu przyjąć.Nie zachowywała się też jak Fia, która choćby postępowała wnajgorszy sposób, zawsze poruszała się, mówiła i gestykulowała zniezwykłym wdziękiem.Ta kobieta ruszała się jak Cyganka& iśmiała często i wesoło.A jej oczy, chociaż mogły być tego samegokoloru trudno powiedzieć, ponieważ ocieniała je maska lśniły ibłyszczały szczerym rozbawieniem.Oczy Fii były jasne, leczgłębokie, niczym szkło na mrocznej tafli wody nie sposób byłodotrzeć do ich dna.Podniosła rękę, gładząc wierzchem dłoni jego policzek.Obudziło się w nim gwałtowne pożądanie; nie chciał tego.To takżezrozumiała. Tchórzliwe serca nie zdobywają względów dam, lordziePiracie.Czemu mamy zatrzymywać się teraz, gdy jesteśmy takblisko porozumienia? W cichym głosie kryła się kpina, ale takżejakieś inne uczucia.Jego gniew zelżał.Przyjrzał się uważniezamaskowanej postaci, szukając jakichś wskazówek co do jejtożsamości.Czy to Fia? A jeśli nie, to czego od niego chciała? Porozumienia, do którego dążą wszyscy mężczyzni i doktórego skłaniają się w końcu wszystkie kobiety: wiesz, jak54zaspokoić swoje pragnienia i dzielisz tę wiedzę ze mną. Teraz w jejgłosie zabrzmiała gorycz, której nie usiłowała nawet ukryć. A co z twoimi pragnieniami? Jaki mężczyzna martwiłby się kiedykolwiek o coś takiego? Jeśli uważasz, że to, co istnieje między kobietą a mężczyzną,sprowadza się do zaspokajania przyjemności mężczyzny, dlaczegomiałabyś dążyć do pogłębienia porozumienia między nami?Jej miękkie, kapryśne wargi zesztywniały.Nie przewidziałatakich pytań, pomyślał Thomas, i to jej się nie spodobało. Fe, mój panie powiedziała z irytacją, odwracając się.Zamieniłbyś prostą przyjemność w męczącą pracę. Coś mi mówi, moja pani, że żadna przyjemność nie byłabyprosta z tobą.Odwróciła się roześmiana; jej nastroje zmieniały się równieszybko, jak cień i światło na jej sukni. Być może masz rację.Ale przyjemność, która kosztuje więcejtrudu, bardziej smakuje niż ta przypadkowa. Mówisz, pani, zawile.Oświeć mnie, błagam. O to zamruczała jak kotka, kładąc dłonie na biodrach częstomnie oskarżają. Nagły poryw wiatru zatrzepotał jej suknią wokółnóg i poruszył srebrne ozdoby na głowie. Ale skoro odpowiada ciprosta mowa, objaśnię ci zatem, co mam na myśli.Grę hazardową.Grę w karty. Wskazała pobliską, niezajętą ławkę. Tam.Zerknął w bok, nagle zaniepokojony.Do diabła, ta kobietamusiała być Fią.%7ładna inna nie wywoływała u niego takiej gęsiejskórki. A stawka?Dotknęła ust, udając, że się zastanawia.Thomas nie dał sięzwieść.Z pewnością dawno postanowiła, o co będzie się toczyć gra;był też przekonany, że każde słowo, które padło z jej czyjego ust,zostało przewidziane, a wszystko, co działo się przedtem, miało godoprowadzić do tego miejsca i do podjęcia zakładu.Nie podobałomu się, że ktoś tak zręcznie porusza sznurkami, każąc mu tańczyć,jak zagra. Wiem powiedziała, niezbyt przekonująco udając namysł.Skoroś taki pewien, że jestem damą, którą znałeś niegdyś, jeśli55wygrasz, pozwolę ci zdjąć mi maskę. A jeśli ty wygrasz? Wówczas płomień pochodni zadrżał na wietrze wówczasbędę miała prawo cię pocałować.Uśmiechnął się drapieżnie. Stawka jest wyraznie korzystna dla jednej strony.Jak mogęprzegrać?Jej uśmiech był równie gładki, jak ton jego głosu. Cóż za łatwa galanteria! Miałam nadzieję na więcej.Chociażnie spodziewałam się tego.Jej słowa zabolały go& i był pewien, że o to właśnie chodziło. Całowanie ciebie to przecież nagroda.Zbyt nisko się cenisz. Ach! pokiwała w rozbawieniu palcem. Mężczyzni słysząto, co chcą usłyszeć, a nie to, co się im mówi.Powiedziałam, że to jacię pocałuję.Musisz pozostać bez ruchu.Spochmurniał. Co na to powiesz? zapytała.Przynajmniej wybrała grę, w której mieli równe szanse.Wfaraona nigdy by z nią nie wygrał.Córka Carra wychowała się przystołach gry, a Fia, jeśli dama była w istocie Fią, miała i tak zbyt dużąprzewagę. Prowadz, pani.566 Pierwszy ruch jest twój, lordzie Piracie oznajmiła kobietaodziana w czerń i srebro, wywołując szmer wśród tłumku zebranychwokół nich gapiów.Zrobiła to, rozpowiedziała, na czym polega zakład, zapewniającim publiczność.Nawet Johnston pospieszył w tę stronę,wypatrzywszy prześliczną istotę, która postawiła pocałunekprzeciwko zdjęciu maski.Thomas zyskał przewagę: jego król trefl pokonał jej króla kier.Patrzył na karty w dłoni.Prowadził dzięki asowi pik; jeśli nie miałapików, musiała albo go przebić, albo stracić kolejkę.Przebiłaósemką kier. To będzie moje powiedziała, zgarniając karty i natychmiastpołożyła waleta kier, kolejny atut.Thomas zamyślił się.Pobił waleta królową i wyłożył ósemkępik.Nie miała pików, a to oznaczało, że musi wyłożyć silną kartęalbo przegra.Jeśli nie miała więcej atutów, on je miał: dziewiątkętrefl.Mało prawdopodobne, żeby Fia miała dziesiątkę i jeszcze jakiśatut.Przebiła trójką trefl, zgarniając karty i wyrównując wyniki. Chwila prawdy szepnęła. O nie, moja pani, to będzie chwila, kiedy zostanieszzdemaskowana.Dosyć teatru.Wyłożyła dziesiątkę kier.Podniósł wzrok, napotykając jejiskrzące się w cieniu maski oczy. Wygrałam. Tę rundę, pani zgodził się.Podniósł się. Czekamniecierpliwie, kiedy odbierzesz wygraną.Również wstała. Nie musisz długo czekać, bo odbiorę ją teraz.Spojrzał na nią zimno. Publiczny spektakl z czegoś, co zaczęło się jako prywatnyzakład? Nie. Czy masz prawo głosu w tej sprawie? Nie przypominam sobie,byśmy omawiali kwestię, kiedy i gdzie zwycięzca odbierze nagrodę57 oznajmiła wyzywająco.Rozłożyła ramiona, odwracając się dopubliczności. Co wy na to, panowie? Tu cię ma, chłopcze odezwał się dandys w tureckim stroju.Inni, w tym Johnston przeklęty niewierny pies przytaknęliskwapliwie.Thomas zmusił się do uśmiechu A ja nie przypominam sobie, żebyśmy mieli odwoływać się dopubliczności w sprawach spornych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]