[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś wszedł do pokoju, zatrzymał się ze zdziwieniem.Zaskoczeni, popatrzyli razem naTammisa przyglądającego się im w progu.BZ pośpiesznie, bezwiednie cofnął dłonie; stał obokMoon, gdy jej syn wszedł do pokoju.Tammis zatrzymał się ponownie, patrząc na BZ i matkę z niewypowiadaną sympatią.- Powiedziano mi, że tu jesteście oznajmił.- Mam dla was wiadomość.- Moon zesztywniała, alepowaga chłopca przeszła w uśmiech.Zaraził ich oboje promieniującą z twarzydumą i radością.- Merovy i ja będziemy mieli dziecko.Z gardła BZ wydarł się cichy okrzyk zdumienia, twarz Moon opuściły wszystkie uczucia.Tammis niepewnie popatrzył na oszołomioną minę matki, potem na BZ.- Znowu jesteśmy razem powiedział.- Dogadaliśmy się.Zawdzięczam to.- Urwał, niepowiedział ani panu, sędzio , ani tobie, ojcze.Wyciągnął rękę.- Moje gratulacje.- Gundhalinu potrząsnął jego dłonią, zapragnął objąć chłopca, ale niemógł.nagle zdał się tak obcy swemu synowi, jak jego własny ojciec wydawał się zawsze jemu.-Cieszę się, że to słyszę.Tammis uśmiechnął się przelotnie z takim samym żalem jak on, zwrócił w stronę matki.Spoważniał.- Co się stało?Przycisnęła dłoń do ust, pokręciła głową w niemych przeprosinach; jej oczy niespodziewaniewypełniły się znowu łzami.- Usiądz, Tammisie powiedział BZ spokojnie.Wyjaśnił wszystko, odwracając wzrok, niepotrafił patrzeć, jak przyjmuje jego słowa.- Matko nas wszystkich.- mruknął Tammis, gdy skończył.- Przykro mi, Tammisie szepnęła Moon że psuję twą wspaniałą wiadomość.- Wstała zkrzesła i podeszła do niego.BZ zobaczył, jak patrzy na syna z przeprosinami za zbyt liczne chwilepodobne do tych.Mimo to rozjaśniła się uśmiechem, jaki zawsze pamiętał.- Trudno mi w touwierzyć powiedziała, uśmiechając się jeszcze szerzej.- Dziękuję ci, że wróciłeś nam teraznadzieję.- Tammis wstał z miejsca, Gundhalinu patrzył, jak obejmują się z miłością, zawszemarzył o takim tuleniu ledwo znanego syna, przesuwały mu się przed oczyma obrazy z całegożycia.Dziecko, pomyślał, jest śmiechem nadziei skierowanym w twarz istnienia.- Myślisz, że tacie uda się sprowadzić Ariele? - zapytał Tammis, gdy puściła go wreszcie.- Nie wiem.- Moon lekko pokręciła głową, patrząc na BZ.- Możesz mu pomóc? - zapytał Tammis, w ślad za nią kierując wzrok.- Czy możesz wysłaćtam Policję?- To nie takie proste odpowiedział BZ.- Ale na wszystkich mych przodków, zrobię, cotylko będę mógł.- Obejrzał się na otwarty, czekający ekran komputera, na tajemnice, do którychnie miał dostępu.- Tammisie, czy wiesz coś o osobistych hasłach swego.swego ojca? - Zapytał,choć wiedział, że robi to nadaremnie, że Tammis i Sparks nigdy nie byli z sobą zbyt blisko.Ale chłopiec przytaknął, patrząc ciekawie.- Zwykle używał znaków do zapisywania pieśni merów.- Wzruszył ramionami, zauważywszyzdumione spojrzenie BZ.- Rozmawialiśmy z sobą dłużej tylko wtedy, gdydowiadywałem się czegoś nowego o merach.- Wyjął piszczałkę z sakiewki przy pasie;Gundhalinu uprzytomnił sobie, że Tammis miał ją zawsze przy sobie, jak kiedyś Sparks.Chłopiecpatrzył chwilę na kruchą muszlę, wzrok miał nagle daleki.- O co chodzi, Tammisie? - zapytała Moon miękko.Spojrzał na nią.- Zastanawiałem się tylko powiedział niemal niedosłyszalnie czy tatapoleciałby po mnie.- Uniósł piszczałkę, podszedł do BZ siedzącego przed nie odpowiadającymkomputerem.Tammis zagrał krótką melodię; nic się nie zmieniło.Spróbował nowej, jeszcze jednej.W końcu, po przedstawieniu niemal tuzina, pusty ekran ożywił się nagle.Program otworzył sweniewidzialne wrota, zaczęły nimi płynąć dane.BZ uśmiechnął się triumfalnie, dzielił przez chwilę radość ze stojącym obok chłopcem.Popatrzył na ekran, wchłaniał potok symboli, korzystał z poznanych w Przeglądzie technik, byniemal równie szybko co bezpośrednie połączenie gromadzić dane obrazowe.Pieśń merów jakociągi fug
[ Pobierz całość w formacie PDF ]