[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gina wątpiła w to, ale okazało się, że Struan miał rację.Byładoświadczonym lekarzem i miała naturalny instynkt ułatwiającyjej rozpoznawanie ciężkich przypadków.Nie byłaprzyzwyczajona do kontaktów ze starszymi pacjentami, ale niezapomniała jeszcze tego, czego nauczyła się podczas stażu naoddziale chorób wewnętrznych.RS121Zresztą była zadowolona, że ma dużo pracy.Lubiła czuć siępotrzebna.Wykonywała swoje normalne obowiązki i częstoodwiedzała oddział dziecięcy, na którym leżał mały Jack, akażdą wolną chwilę pochłaniali jej Lisa i Wacky.Pielęgniarkizatrudnione na oddziale dziecięcym nadal traktowały Lisę jakpacjentkę, więc kąpały ją i przynosiły jej zabawki, ale ona czułasię najlepiej w mieszkaniu Giny.A Gina, widząc jak Lisapromienieje na jej widok, zaczęła się zastanawiać, do czego towszystko doprowadzi.- Zjesz podwieczorek na oddziale - powiedziała do niej popołudniu, karmiąc psa.- Muszę pojechać do chorego.- Wolałabym zjeść go z panią - odparła dziewczynka, robiącsmutną minę.- Wiem - Gina przytuliła ją czule - ale ja jestem lekarzem imuszę pracować.Jeśli czujesz się samotna, możesz wrócić doszpitala.- Zostanę tutaj - oznajmiła stanowczo Lisa, patrząc na nią zniepokojem.- Zostanę na zawsze, jeśli pani mi pozwoli.Na zawsze.Gina poczuła się bezradna.Co ja narobiłam? -pytała samą siebie.Zapomniałam o dystansie do pacjentów ipogorszyłam całą sytuację.Czuła, że nie powinna myśleć tak intensywnie o przyszłościLisy.Coraz trudniej było jej oddzielić los dziewczynki odwłasnych bolesnych wspomnień.Przed wyjazdem do chorego zajrzała ponownie do Jacka.Odwiedzała go co dwadzieścia minut, by sprawdzić poziompłynów w organizmie.Państwo Messer nie odchodzili od łóżkadziecka.Gina szczerze im współczuła.Wiedziała, jak trudnejest takie czekanie.Zajrzała do karty choroby, by odczytać ostatni zapistemperatury.Trzydzieści osiem i dziewięć.Po raz pierwszyspadła poniżej trzydziestu dziewięciu stopni.Gina zerknęła nazegarek.Od ostatniego pomiaru upłynęło niemal pół godziny.RS122- Czy może siostra zmierzyć mu temperaturę? - poprosiłapielęgniarkę.- Mam to zrobić dopiero za pięć minut - odparła młoda, niecoprzesadnie umalowana siostra dyżurna.- Proszę to zrobić teraz.- Gina westchnęła i postanowiłaporozmawiać z nią przy okazji bez świadków.Pielęgniarkimiały obowiązek stosować się ściśle do rozkładu zajęć, ale niewolno im było kwestionować poleceń lekarza.Dziewczyna niemal niedostrzegalnie wzruszyła ramionami ipodeszła do łóżka, wyjmując z pokrowca termometr.Miała gowłaśnie włożyć pod pachę Jacka, kiedy Gina chwyciła ją zarękę.Przy okazji przeczytała wypisane na plakietce imię.- Nie rób tego z taką złością, Suzanne - powiedziała łagodnie.Potem zdała sobie sprawę z przyczyny irytacji pielęgniarki izmarszczyła brwi.- Czy kończysz już dyżur?- Tak - odparła Suzanne wyzywającym tonem.- Następnebadania powinna przeprowadzić nowa zmiana.- Pewnie masz ważne spotkanie i dlatego uważasz dodatkowypomiar temperatury za stratę czasu, tak? - Gina mówiła cicho,starając się opanować rosnący gniew, ale ci, którzy poznali wprzeszłości ten ton, wiedzieliby, że nie wróży on nic dobrego.- Prawdę mówiąc, mam ważne spotkanie.- Suzanne spojrzałana Ginę z ironią.- Jestem umówiona z Wayne'em.Powiedziałmi, że nie jest już z panią zaręczony.Współczuję ci, pomyślała Gina z ulgą.Skoro Wayne nie traciczasu, to i ona nie ma powodów do wyrzutów sumienia.- Więc idz, Suzanne - powiedziała do dziewczyny, niepodnosząc oczu.- Ja zrobię za ciebie te badania.Baw siędobrze.I przyjdz do mojego gabinetu jutro o dziewiątej rano.Chcę z tobą porozmawiać.Dziewczyna zaczerwieniła się i spojrzała na trzymany w rękutermometr.- Czy chce pani, żebym zmierzyła mu temperaturę? - spytałaniepewnie.RS123- Chcę, żebyś wyszła - odparła Gina.- Twoje miejsce jestgdzie indziej.Odwróciła się do Jacka i wsunęła mu termometr pod pachę.- Mój Boże.- Ojciec chłopca zaśmiał się nerwowo.- Cieszęsię, że nie jestem w jej skórze.- Jest jeszcze młoda - odparła Gina z roztargnieniem, mierząctętno chłopca.- Ale nie wróci już na oddział dziecięcy - oznajmił Struan,który musiał stać w drzwiach od dłuższej chwili, a terazpodszedł do łóżka i spojrzał na rodziców Jacka.- Proszę się niemartwić.Skoro ma takie podejście do chorego dziecka,znajdziemy kogoś innego.Nie pozwolę na to, żeby wprowadzonym przeze mnie szpitalu traktowano w ten sposóbpacjentów.Co nowego? - spytał, patrząc na Ginę.- Zaraz się przekonamy - odparła - ale chyba ma zdrowszysen.Struan kiwnął głową.Czekali trzy długie minuty.W końcuGina wyjęła termometr spod pachy dziecka.Słupek rtęcipotwierdził to, co poczuła, dotykając czoła Jacka.- Trzydzieści osiem i dwa - oznajmiła z uśmiechem.- Chybanajgorsze mamy za sobą.- Naprawdę? - Kobieta spojrzała na nią takim wzrokiem,jakby usłyszała jakiś okrutny żart.Gina pochyliła się nadłóżkiem i wzięła ją za rękę.- Naprawdę.Nadal jest bardzo chory i na pani miejscuzostałabym przy nim na noc, ale moim zdaniem od jutra będziemógł już przyjmować płyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]