[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pró-bował podejść do tego chłopca zwyczajnie, jako do Tashira, lecz nie było to łatwe;szczególnie w chwilach gdy Tashir obracał ku niemu swe wymowne spojrzenie.Wtedy Vanyel pragnął już tylko porwać go w ramiona i.och, nieważne.Czy dzieje się tak tylko dlatego, że on wygląda jak Tylendel? Czy to coś wemnie? Usiłując pozbierać myśli, zanucił refren Kochanka z Krainy Cieni. Nie wiem już, kim jestem.Shavri i Randi są dla mnie więcej nizli tylko przy-jaciółmi; Shavri bardziej nawet niż Randi.O wiele bardziej.Nie pojmuję, co toznaczy.Po prostu nie pojmuję.A na dodatek pojawia się jeszcze Tashir.dolicha.Ale gdzie tkwi przyczyna: czy to przez jego urok, czy może przez to, żeprzypomina mi Lendela? Próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek choćbyw najmniejszym stopniu pociągała go jakaś inna kobieta poza Shavri, ale nikt takinie przychodził mu na myśl.Ciekawe, w jakim stopniu spowodowane jest to fak-tem, że cały czas oboje starali się być w pobliżu mnie? Bogowie, nienawidzę byćściganym.Szczególnie nie lubię, gdy ktoś ugania się za mną na oczach innych.Już sama myśl o tym, że mógłbym pójść do łóżka z kimś, na kim mi nie zależy.Uczuł uścisk w żołądku.Bogowie, bogowie, gdzie kończy się przyjazń, a zaczynamiłość? W jakim stopniu to, że stałem się shayn było zdeterminowane przez mojąnaturę a w jakim stopniu zadecydowało o tym pojawienie się Lendela?Posępne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.Vanyel poderwał się.Wszak z Medrenem już wszystko wyjaśnił.Wizyta Melenny nie była nadto praw-dopodobna, przynajmniej według Yfandes.Nie spodziewał się nikogo, nawet Sa-vil.Z przyciśniętą do piersi lutnią odwrócił się od okna i starannie odłożył instru-ment na stojak.Bezszelestnie przeszedł przez pokój i właśnie gdy gość zdecydo-wał się zapukać po raz drugi, już bardziej niepewnie, Vanyel otworzył drzwi.Stał przed nim Tashir: blady jak płótno, z oczami potępieńca.Vanyel zamarłoniemiały, a chłopiec tymczasem wśliznął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi;potem oparł się o nie i zwrócił ku Vanyelowi swą przerażoną, wylęknioną twarz,której wyraz nie sposób było zinterpretować.Blade światło świecy sprawiało, że Tashir jeszcze bardziej przypominał Ty-lendela.Vanyel poczuł, że serce wciska mu się do gardła, a pierś rozsadza ból. Słyszałem, jak grałeś rzekł chłopiec chrapliwym głosem. Nie niepo-koiłbym cię, gdybym nie miał pewności, że nie spisz.Czy mogę.przeszkodzićci na chwilkę? Proszę bardzo, usiądz wykrztusił Vanyel, z trudem łapiąc oddech, Oczywiście, że możesz; jesteś tutaj mile widziany i nie nazywaj tego przeszka-168dzaniem.Co mogę dla ciebie zrobić?Chłopiec podszedł do stołu niepewnym krokiem i zatrzymał się, kładąc ręcena oparciu jednego z krzeseł.Potem obejrzał się przez ramię na Vanyela.Jegotwarz dzięki bogom! znajdowała się w cieniu.Vanyelowi udało się wreszciewciągnąć dwa głębokie hausty powietrza, jeden po drugim. Jervis powiada, że jesteś.shayn wyszeptał Tashir. Czy to prawda?Vanyel stanął przy drugim krześle i wskazał mu gestem, by zajął miejsce.Tashir usiadł, a właściwie przysiadł, na brzeżku krzesła.Vanyelowi mignął przedoczami pewien obraz: oto młody ogier na skraju zalanej słońcem łąki w pełnisezonu łowieckiego, będącego zresztą zarazem okresem rozpłodu.Kłębiły się wtym chłopcu pragnienie, potrzeba, poszukiwanie, niewiedza o tym, czego mu brak,lęk i całe mnóstwo innych, trudniejszych do zdefiniowania emocji. To nie tajemnica odparł Vanyel z ostrożnością, nie potrafiąc przewi-dzieć, na co się zanosi. Tak, jestem. A czy zechciałbyś zostać moim kochankiem? wyjąkał Tashir rozpaczli-wym tonem.Vanyel poczuł, że natychmiast musi usiąść.I zrobił to w ostatniej chwili, za-nim nogi same odmówiły mu posłuszeństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]