[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy byli zbyt zmęczeni, aby schodzić po schodach nadziedziniec, i siadali, opierając się o mur.Reszta zeszła na dół.Rzucali broń naziemię i siadali w cieniu blanków.Pojawiła się służba, roznosząca w wiadrachświeżą wodę do picia.Arutha także oparł się plecami o mur. Wrócą powiedział po cichu do siebie.Wrócili ponownie jeszcze tej samej nocy.Rozdział 18OblężenieJęki rannych przywitały wschodzące słońce.Tsurani atakowali zamek przez dwunastą noc z rzędu i o świcie wycofywali sięna swoje pozycje.Gardan nie mógł znalezć żadnego sensownego powodu, któryby usprawiedliwiał niebezpieczne, nocne ataki na mury.Przypatrywał się z góry,jak Tsurani zbierają ciała poległych i wracają do namiotów. Dziwnie się zachowują.Nawet nie mogą wykorzystać własnych łuczników,bo ci wystrzelaliby ich własnych żołnierzy wspinających się na mury.My nie ma-my takiego problemu.Sytuacja jest jasna każdy w dole to wróg.Nie wiem.nie mam pojęcia, o co im chodzi.Arutha siedział odrętwiały, zmywając mechanicznie z twarzy krew i kurz.Niezwracał najmniejszej uwagi na unoszący się wszędzie smród.Był zbyt zmęczony,aby odpowiedzieć Gardanowi. Proszę. Usłyszał głos obok.Zdjął z twarzy mokry ręcznik.Ujrzał przed sobą kubek w wyciągniętej ręce.Nie podnosząc głowy, przyjął napój i wypił duszkiem, smakując mocne wino.Spojrzał w górę.Stała przed nim Carline ubrana w bluzę i spodnie.U pasawisiał miecz. Co tu robisz? spytał ochrypniętym z wyczerpania głosem.Carline podrzuciła głowę. Ktoś przecież musi roznosić jedzenie i wodę.Mężczyzni całe noce walcząna murach.Jak myślisz, kto rano ma siły, aby usłużyć innym? Z pewnością nie ciżałosni staruszkowie ze służby, zbyt słabi, by walczyć.Arutha rozejrzał się dookoła.Pomiędzy siedzącymi na dziedzińcu żołnierza-mi krążyły damy ze dworu, służące i żony rybaków, roznosząc jedzenie i picieprzyjmowane z wdzięcznością przez wygłodniałych wojaków.Arutha uśmiechnął się po swojemu. Jak sobie radzisz?362 Niezle.Pod pewnymi względami siedzenie w podziemiach jest równieciężkie jak walka na murach.Każdy najmniejszy odgłos bitwy, który docierado lochów, sprawia, że któraś z kobiet wybucha płaczem powiedziała Carli-ne z dezaprobatą. Siedzą zbite w kupę jak króliki.Mam tego dosyć.Przez chwilę stała w milczeniu. Widziałeś Rolanda?Arutha rozejrzał się. Tak, dziś w nocy przez moment.Przykrył na chwilę twarz wilgotnym, przyjemnie chłodnym ręcznikiem. A może było to poprzedniej nocy.? Zupełnie straciłem rachubę czasu. Wskazał ręką odcinek muru znajdujący się najbliżej głównego zamku. Po-winien być gdzieś tam.Powierzyłem mu dowództwo nad odpoczywającą zmianąwarty.Jest odpowiedzialny za obronę w razie ataku z flanki.Carline uśmiechnęła się z ulgą.Dobrze wiedziała, że Roland rwał się do walki,lecz w sytuacji, kiedy był odpowiedzialny za inną stronę murów, było to małoprawdopodobne, chyba żeby Tsurani zaatakowali ze wszystkich stron. Dziękuję, Arutha.Książę udał, że nie rozumie. Za co?Uklękła przy nim i pocałowała go w mokry policzek. Za to, że znasz mnie lepiej niż ja sama. Wstała i odeszła.* * *Roland przechadzał się po blankach, obserwując odległe lasy rozciągające sięza łąkami po wschodniej stronie zamku.Zbliżył się do wartownika stojącego przydzwonie alarmowym. Coś się dzieje? Nic.Cisza, panie.Roland kiwnął głową. Miej oczy szeroko otwarte.Te łąki to najwęższy odcinek otwartej prze-strzeni wokół zamku.Jeżeli zaatakują z flanki, to pewnie od tej strony. A tak po prawdzie, panie, to dlaczego atakują ciągle tylko jedną i to najsil-niej obsadzoną stronę?Roland wzruszył ramionami. Nie będę udawał, że wiem.Może chcą okazać swoje bohaterstwo i lekce-ważenie przeciwnika? Może mają jakiś powód nie z tej ziemi ? Naprawdę niemam pojęcia.363Wartownik stanął na baczność i zasalutował.Carline podeszła do nich po ci-chu.Roland chwycił ją za ramię i szybko ruszył przed siebie. Co ty znowu wyprawiasz? Co tu robisz? rzucił szybko ostrym tonem.Uczucie ulgi na widok, że Roland żyje i nic mu się nie stało, przeszło błyska-wicznie w gniew. Przyszłam, żeby zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku odpowie-działa wyzywającym tonem.Poprowadził ją ku schodom.Zeszli na dziedziniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]