[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic ci nie jest? - zapytała, a ja w milczeniu pokręciłam głową.- To upał -dodała.Ruszyłam na zewnątrz, a pani Altman chwyciła mnie za rękę.- Alice - powiedziała.- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz.Spojrzałam na nią, na jej szerokie matczyne oczy i twarz w kształcie serca, izastanowiłam się, jak by to było, gdyby to była prawda.Jak by to było żyć wświecie, w którym są wycieczki i wakacje, gdzie odgrywanie zaćmieniapokrywkami od plastikowych pojemników jest największą traumą, a rodzice kupująci konia, kiedy koleżanki są dla ciebie wredne.Trudno było uwierzyć, że paniAltman mieszka po drugiej stronie tego samego miasta.Jej świat był tak daleki odmojego.- Jeśli chcesz, porozmawiam z twoim tatą - zaproponowała, a ja odsunęłam jejrękę.Prędzej Darling zabije mnie na placu, niż ojciec usłyszy od pani Altman, żebyłam zbyt przerażona, by jechać na tej klaczy.- Wszystko w porządku - powiedziałam.- To nic wielkiego.Kiedy wyłoniłamsię zza rogu przyczepy, ojciec i Patty Jo zdejmowali siodło z Toy Boya.Ich palcesplatały się na popręgu.Stałam, czekając, aż mnie dostrzegą, aż mój ojciec zabierzerękę, odsunie, ale on nie odrywał oczu od oczu Patty.Już miałam powiedzieć, żejestem gotowa i że, co tam, miejmy to już za sobą.Zanim jednak zdołałam sięodezwać, Patty podniosła dłoń mojego ojca do swoich ust, ściskając zębami koniuszekpalca wskazującego.Strach, który huczał w moich żyłach, nagle stał się zimny i cichy.Patty Jozobaczyła mnie i zamarła, z bezwładnym nadgarstkiem ojca w dłoniach, z jegopalcem w ustach.Ojciec podążył za jej spojrzeniem i cała nasza trójka stała jakskamieniała, z nieruchomym wzrokiem.- Alice - odezwał się ojciec i wyszarpnął rękę, by wepchnąć palce we włosy.- Właśnie pokazywałam twojemu ojcu wstęgę - powiedziała Patty i błysnęłaustami pełnymi doskonale białych zębów.- Drugie miejsce - dodał ojciec z wymuszoną żywością.- Nie najgorzej jak nanowicjusza, co?Kiedy zaczęła się klasa reining, Patty i pani Altman dołączyły do Modliszek natrybunach.Stałam za ojcem, pusta i led wie się trzymając na nogach.Chwila minęłai teraz się zastanawiałam, czy jej sobie nie wyobraziłam.Ojciec na mnie nie patrzył,nie próbował wyjaśnić, nie przeprosił.Pomógł mi wsiąść na Darling, a potem stał zprzodu i trzymał wodze, by się nie ruszyła.Kolejni zawodnicy wjeżdżali na plac iwykonywali poszczególne elementy schematu.- Widzisz? - mówił ojciec.- To nic wielkiego.A ja patrzyłam.Tamci wykonywali układ powolnym, pieczołowiciewytrenowanym galopem.Ale ja czułam Darling pod sobą, jej ciepłe żebra przymoich nogach.Starałam się skoncentrować na elementach schematu - spiny i koła,na końcu sliding stop.Ojciec mówił do mnie przyciszonym głosem, kiedy pozostali jezdzcy jechali, alenie mogłam się skupić na jego słowach.- Wszyscy inni robią proste zmiany nogi - powiedział.- Nie myśl więc sobie, żemusisz zrobić coś wymyślnego.- Małe koło w prawo, zmiana nogi.- Możeszpozostać przy kłusie, jeśli chcesz.- Małe koło w lewo, zmiana nogi.WyjechałaSheila i brama otworzyła się na pusty plac.- Dobra - powiedział ojciec.- Po prostu jąprzez to przeprowadz.Ty musisz się tylko utrzymać.Odwróciłam głowę w stronę trybun, a pani Altman podniosła do mnie kciuki.Patty siedziała obok niej, obojętna i uśmiechnięta.  Właśnie pokazywałam twojemu tacie wstęgę".Ojciec puścił wodze, a japoczułam napięcie w krokach Darling, sprężystość w kolanach, lekkość kopyt naziemi, kiedy szłyśmy pod krytą areną.Brama zamknęła się za mną i zostałam sama.Kiedy tylko rozciągnęła się przed nami przestrzeń areny, poczułam, że ciałoklaczy spina się pode mną.I wtedy zrozumiałam: klacze zarodowe, kopniaki iugryzienia i całe dnie okładania - nic nie poskutkowało.Ona się nie uciszyła ani niespokorniała.Przetrwała je, tak jak przetrwała te dni, które spędziła związana nasłońcu.Nie była niczyim zwierzaczkiem.Nie będzie kłusowania.Jej matka byłakoniem wyścigowym i ona pogna.Wszystko miała we krwi.Klacz pogna, a ja się nie utrzymam.Zrzuci mnie, stratuje, zabije.Będzie bolało.Czekałam chwilę, czekałam na strach, na przerażenie.Ale nie nadeszło.Jeśli towłaśnie chwila mojej śmierci, to trudno.Zwiat się rozpadł.I trudno.Nie pamiętam, jak dotknęłam obcasami jej boków.Nie pamiętam, jakpoluzowałam wodze.Pomyślałam tylko jedno słowo:  Jedz".I jej ciało pode mnąwystrzeliło.Prędkość mnie powaliła.Przez chwilę bałam się, że Darling wyskoczy spodemnie, zostawiając mnie na końcu areny, skąd będę mogła tylko na nią patrzeć.Czułam, jak siodło prześlizguje się pode mną, jak zatracam się we mgle dokoła.Prędkość zaparła mi dech, oślepiła mnie, pozbawiła mnie wszelkiej kontroli, jakąkiedykolwiek miałam.Zniknęła.Cała.Nie było jej.Mnie też.I trudno.I wtedy to zobaczyłam - punkt pomiędzy jej uszami, gdzie obraz wciąż był ostry,miejsce, w którym widziałyśmy to samo.Wszystko inne zamieniło się w łomot:kopyt, serca, strachu, prędkości.Z ziemi pod nami podniósł się pył, moje nogizłączyły się z bokami Darling.W tamtej chwili byłyśmy jednym ciałem, któregoprzeznaczeniem było roztrzaskać się i zginąć.Poczułam energię przepływającąprzez mój kręgosłup przy jej obrocie, uderzenie jednego punktu jej kopyta, gdy sięuniosłyśmy i obróciłyśmy wokół niego, a niebo, ziemia i trybuny zamieniły się wkrwawe smugi.Policzyłam w myślach - raz, dwa i pół - i uniosłyśmy się,wyskakując w drugą stronę areny.Pośrodku zwrot i żołądek podjechał mi do gardła,gdy klacz przeniosła ciężar ciała, zmieniając nogę w locie i opadając na przeciwną wjednym zawrotnie szybkim ruchu.Kiedy jechałyśmy wokół areny, poczułamwzbierają- cą we mnie prędkość i puściłam ją, wszystko puściłam.Nie zostało nic próczpunktu pomiędzy uszami, jądra jej ciała zaciśniętego pod moim.Przez smugę pyłu igorąca widziałam przed nami ogrodzenie i pomyślałam, że się przez nie przebijemy,wzniesiemy się i wzbijemy w powietrze, do lotu, w cokolwiek, co nadchodzi wchwili, gdy życie się kończy, a zaczyna się to coś, co jest po nim.Za moimi oczami pojawiło się słowo: Stop.I osiadłyśmy.Jej tylne nogi sunęłyprzez pył jak płozy sanek po śniegu.Dokoła nas podniosły się kłęby kurzu.Koniec.Przenicowany świat wrócił na właściwą stronę.Bicie serca, oddech, pył, sędzia,widownia.Nastała chwila ciszy, a potem eksplozja dzwięku, wiwatów, Modliszkistojące na trybunach, wykonujące swój mały taniec, podczas gdy pani Altmanpodskakiwała obok nich, klaszcząc w dłonie nad głową.Język miałam suchy i pokryty pyłem, wargi przyschnięte do zębów, tak żemusiałam się napracować, żeby je uwolnić.Odwróciłam Darling w stronę bramy,gdzie z ogrodzenia zwisały blizniaki Pope z rozdziawionymi ustami.Obok nich mójojciec podskakiwał na zdrowej nodze, machając kulą nad głową i wolną rękąuderzając o metalową poręcz ogrodzenia.- Moja krew! - krzyczał.- Moja córeczka!A potem była już zupełnie inna bajka. rozdział dziesiątyNastępnego dnia zaczęło padać.Rano zerwał się wiatr, niebo pociemniało nadniebieskimi górami na wschodzie, osuwając się pod własnym ciężarem iprzybierając postać długich, ciemnych palców, które sięgały do ziemi.Do południahoryzont zniknął za masą szarych chmur, a powietrze drżało słodkim, wilgotnymchłodem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl