[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przyszedłem po twe rozkazy  rzekł  do podróży. Do jakiej podróży? Podkomorzyna wybiera się do Warszawy! Co ci się stało? Najniezawodniej, doktor jej jechać każe (którego nie widziała), a więc i mywynosić się stąd musimy.Rumieniec gniewu oblał twarzyczkę Myryli, tupnęła nóżką. Parfait! doskonale!  zawołała i zaczęła się śmiać na pół z gniewem.Skądże ta wiadomość? Przyniósł mi ją Kazio w tej chwili od Migury, którego dziś rano przywołano idano mu tę dyspozycję.Maryla kiwnęła głową dumnie i spojrzawszy w zwierciadło, aby trochę włosypoprawić, nic nie mówiąc, wyszła z pokoju.Gerard pozostał.Wprost udała się do Zofii.Rzadko teraz bywała u niej, zdziwiła się więc Zosia,siedząc już ubrana przy stoliku; zobaczywszy kuzynkę, rzuciła pióro, wstała iwyszła na jej powitanie. Proszę cię  odezwała się, łagodząc głosik o ile możności, piękna Maryla cóż mi to znowu dziś rano za nowinę przyniesiono, podkomorzyna się wybierado Warszawy?Zosi rumieniec wystąpił na twarz. Nic o tym nie wiem  rzekła. Musi to być coś bardzo nagłego, nowego,bo ja o żadnym do podróży wyborze dotąd nie słyszałam.Niedowierzająco popatrzyła na nią Maryla. Jeżeli kuzynka o tym nie wie, prawie bym to chciała wziąć za jakąśniedorzeczną bajkę.Jakżebyś znowu nie wiedziała!  Uśmiechnęła sięzłośliwie. Doprawdy? Zosia, zmięszana, spuściła oczy. Jeżeli tak jest w istocie  odpowiedziała spokojnie  zapewne się o tymzaraz dowiemy. Wie już o tym pan Migura, któremu dano dyspozycję  dodała Maryla.Przykro nam będzie rozstać się, bo naturalnie ja muszę wrócić do siostry, a niewiem prawdziwie, kiedy się zobaczymy.Wyrazy te, same z siebie niewinne, wymówione były z takim szyderstwemdobitnym, że Zosia, tknięta nim, podniosła oczy śmiało. Pani  zawołała, zapominając umyślnie tytułu kuzynki  nie godzi się byćtak okrutną dla kogoś, co choć, na nieszczęście, stał się przykrym zrządzeniemlosu, wcale nie jest temu winien.Nie od dziś widzę, że jestem nie tylko dla pani,ale dla całej rodziny nienawistną.Nie zasłużyłam na to.Nigdym złą myśląnawet nie zgrzeszyła przeciw wam, a ucierpiałam wiele.Nie spodziewając się tak otwartego wystąpienia, Maryla stała jakiś czaszmięszana, ochłonęła prędko jednak. Ale z jakiegoż powodu te wymówki?  rzekła szydersko  cóż panimożesz nam mieć do zarzucenia.Nasza rodzina u stóp jej aż dwóch adoratorówzłożyła w ofierze.Możnaż wymagać więcej? któż by z nas śmiał pani uchybić?Ja? Ale nie mam na to odwagi! biedna istota, zepchnięta na drugi plan, dopodrzędnej roli.Czyżbym się na to ważyć mogła? Jeżelim mimowolnie dała jakipowód do nieukontentowania, najmocniej przepraszam! po stokroć, a błagamnie skarżyć mnie przed babunią i nie gubić nieszczęśliwej.To mówiąc, dygnęła uroczyście, rozśmiała się szydersko i wyszła.W progu, doktórego stała tyłem, przerażona, dopiero teraz zobaczyła stojącą nieruchomąpodkomorzynę, która z politowaniem patrzeć się na nią zdawała.Unikającspotkania i przykrych tłumaczeń, babunia w tejże chwili odwróciła się i znikła.Maryla, cała drżąca, wyszła blada do swojego pokoju i rzuciła się na krzesło,oburącz chwytając za głowę.Zrozumiała to bardzo dobrze, iż przedpodkomorzyną skompromitowała się swym postępowaniem w sposóbnajnieszczęśliwszy.Zastała u siebie Gerarda jeszcze, ale odezwać się do niegonie mogła, zbyła go bólem głowy i odprawiła.Poszedł do siebie.Jeszcze on i Kazio zajmowali się ubraniem do śniadania, rozmyślając nad swympołożeniem, gdy do pana Kazimierza wpadł szybko z twarzą pomięszanąMigura. Zlituj się pan, coś pan najlepszego zrobił.Biedy mi nawarzyłeś strasznej!Okazuje się, że podkomorzyna w tej chwili wcale nie ma zamiaru wyjeżdżać, aja jej dobrze nie zrozumiałem.Mówiła mi tylko o koniach i powozach nawypadek wyjazdu, który może i za miesięcy kilka nie nastąpi.Pan musiałeś otym powtórzyć komuś jako o bliskim już wyjezdzie i dostałem najokropniejsząburę.Załamał ręce.Kazio, który się właśnie golił, stał z brzytwą w ręku i twarzą namydloną,osłupiały.  Zlituj się pan, odrób, co zrobiłeś, na teraz mowy o wyjezdzie nie ma.Kazio, nie rzucając brzytwy, zawołał: Ale to nie ja!Migury już nie było.Pan Kazimierz, zawsze z brzytwą w ręku, biegł doGerarda. Na Boga! Gerardzie! posiałeś plotki o wyjezdzie! Babka się gniewa! pewnieśbył u Maryli, bodaj cię z twoją paplaniną.Wyrosła z tego nieprzyjemna historia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl