[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A.skąd? spytał chłop po namyśle. Pytajcie lepiej, gdzie mnie nie było? odparł swalgon.Najczęściej ponad Niemnem tu się włóczę, bo to moja rodzinnaziemia; i w Pillenach ci bywałem, ale dawno już temu.Co się tomałżeństw nabłogosławiło i wiele im naśpiewało! Hm! swalgon! zamruczał wieśniak jużci musi to być, kiedymówicie, żeście nim, ale odzieży swalgona nie widzę na was, anipasa, ani. Co za dziw! odparł żwawo, przybliżając się ostrożnie, swalgon. Obdarli mnie Niemcy na granicy i byliby powiesili, gdybym się imochrzcić nie dał.Rzucili mnie do wody i takem ocalał. I uszedłeś z rąk niemieckich?! zawołał pilleńczyk. To cud!Oni nie przepuszczają nikomu, ani starym, ani młodym i wszystkichnas wybić myślą.A jeszcze poznawszy swalgona.Głową pokiwał niedowierzająco. Ja im życia nie winienem począł podróżny nie daliby mi go,ale Perkunas mnie wszechwładny obronił.Gdy do wody rzucili, a jamna dno poszedł, wrzask posłyszeli z dala, ulękli się zasadzki ipierzchnęli, a jam do brzegu dopłynął.Pies już tylko burczał.Swalgon pozbierawszy kij, torbę i węzełki leżące na ziemi zbliżył siędo wieśniaka zdając się pewnym gościny, o którą nawet nie prosił.Zawrócili się obaj ku chacie. Siądę się ogrzać u was rzekł swalgon. Gdyście nadeszli,zębami dzwoniłem.Zima coś wcześnie nadchodzi.Umiem, gdypotrzeba, jaką chcąc pieśń zaśpiewać, a i wróżyć potrafię, czy z piwa,czy z wody, czy z wosku, jak kto zażąda.Choroby odpędzam, bydłupomogę.Wieśniak nie odpowiadał nic, lecz stręczącego się nie odpędzał.Wlekli się powoli ku numom i lepiankom, z których gdzieniegdziewychylały się głowy, wychodzili ludzie, wyskakiwały psy, a za nimiwybiegały bose i na pół nagie dzieci.Pusta przed chwilą okolica ożywiła się.Obcego jakiegoś człowieka,choć swojaka, Litwina, wszyscy byli ciekawi.Tuż stała granica, którą już Niemcy zajmowali i od niej grozili; każdysię rad był dowiedzieć, czy włóczęga nie przynosił wieści o jakimnapadzie, zaborze lub choćby poruszeniu nad rubieżą.Tacy ludzie, co się snuli ciągle, wiedzieli wiele.Ci, którzy spostrzegli, że podróżny ku lepiance Gajlisa zmierzał,poczęli też iść do niej gromadnie.Nie te to już stare czasy szczęśliwa były na Litwie, co przed wieki!Zawsze nieprzyjaciel jakiś napadał wprawdzie, ale w głębiny kraju niesięgał i były błogosławione okolice za puszczami, za bagnami, kędynoga jego nie postała.Tu od niepamiętnych wieków siedzieli ludziejak w gniezdzie, o reszcie świata nie wiedząc prawie; tu rosły i dębyboże, i gaje święcone; tu płynęły wody żywiące i leczące; tu panowałpokój i ponad łąki a gaje rozlegały się Litwinek dajnos (pieśni) idzwonki ich dziewiczych fartuszków, które nigdy im utaić się niedozwalały.Teraz zmieniło się wiele, od czasu, jak Krzyżacy padli obozemżelaznym nad granicą i poczęli pobratymcze Prusy, niższą ziemię iwyższą wojować, niszczyć, niepokoić.W najgęstszej puszczy nie można było mieć spokoju, najświętszychmiejsc nie szanowano: paliły się Romowe, wycinano baublisy,(Baublisy (litews.) drzewa poświęcone bogom), lud mordowano ignano.Potrzeba było stać nieustannie na straży z wytężonym uchem,a na pierwszy odgłos podejrzany uchodzić albo się gromadzić kuobronie ognisk starych.Toteż nadgraniczne powiaty powoli się wyludniały, gromady się znich wynosiły w puszcze i błota, a Kunigasy tylko po grodziskachsiedzieli, zbrojni, czujni, do ostatka obraniając groby ojców a ziemiędziadów.Wszystko się zmieniło powoli pod naciskiem tego wroga, i staraswoboda leśna musiała paść ofiarą, bo wojna potrzebowała wodzów iposłuszeństwa.Smutnieli ludziska.Ci, co dawniej o obcych i sąsiadach nic nie wiedzieli i wiedzieć niechcieli, teraz na najmniejszy szmer od Zachodu pilno nastawiali ucha.Ukazanie się obdartego swalgona, nieznanego w osadzie, obudzałoniezmierną ciekawość.Mógł i on coś przynieść z sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]