[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O sobie.Dyrektor kliniki zatrzymał się tuż przed nim, sięgnął do kieszeni po brązową jak suchypatyk cygaretkę.- Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, powiedziałem, że nie jest pan swoim własnymwrogiem.Podtrzymuję diagnozę.To poczucie winy, prawda? Straszliwy balast.Liczę, żewspólnie postaramy się zmniejszyć jego ciężar.- Tutaj? - Nataniel szerokim gestem objął zabudowania Magnolii.- Trudno mi w touwierzyć.Przecież to wy powinniście być tymi złymi, prawda?Lampet westchnął.- Widzę, że niczego pan się nie nauczył.My naprawdę jesteśmy tutaj po to, żeby wampomóc.Tylko po to.To nasze jedyne zadanie.Nataniel spojrzał głęboko w studzienne oczy rozmówcy.- Doktorze - powiedział wolno - pan nie jest żadnym lekarzem.Nie jest pan nawetszarlatanem.Pan jest diabłem.Lampet uśmiechnął się krzywo.- No cóż, tak.Jestem diabłem.Poniekąd.Co w niczym nie zmienia postaci rzeczy.Pan tujest na terapii, panie Zwoliński.Robimy, co w naszej mocy, żeby pana wyleczyć.Stąd możnaodejść, sam pan widział, prawda? Pan ma teraz pamięć, imię, świadomość straty.To ogromnypostęp.Nie wszystkim jest dany, zapewniam.- Regina?Doktor skinął głową.- Na przykład.Nataniel przygryzł nerwowo wargę.- Boże, nigdy bym nie przypuszczał.Tamtej nocy, kiedy uciekałem, pijany, zaszczuty.Jakbym nie był sobą.Nie sądziłem, że się zdobędę, że zechcę.Zawsze uważałem, żesamobójstwo to ostateczne tchórzostwo.To po prostu dziwne.Koła pociągu.Wciąż jewidzę.Dlaczego tak bardzo się pomyliłem? Dlaczego myliłem się przez cały czas, wewszystkim?Szczupła dłoń Lampeta zacisnęła się na ramieniu pacjenta.- %7łąda pan ode mnie za trudnych odpowiedzi.Ja mogę tylko wskazać panu drogę.Musipan wyzbyć się lęku.Wyzbyć wstydu, który jest fałszywy.Otworzyć, oczyścić, spojrzeć woczy prawdzie o sobie.Już zrobił pan ogromny krok w dobrą stronę.Nie ma się czego bać.Pamięta pan? Chmurny mówił prawdę.Strach zabija.Człowiek zakuty we własny lęk niestawi czoła swojej własnej duszy, nie zniesie mroku, który w niej panuje.Ale też nie ujrzytam światła.Ktoś tak zamknięty, zaciekły w lęku jak Supeł czy Regina zamyka przed sobądrogę.Walczymy o nich od lat, ale to takie trudne przypadki.- Mówi pan jak rasowy lekarz.- Jestem lekarzem.Cieszy mnie, kiedy widzę efekty kuracji.- To o mnie?Lampet spoważniał.- W szczególności.Trochę pan u nas namieszał.Ma pan siłę, ciekawość i chęćnawiązywania więzi.Interesują pana inni, nie tylko własny pępek.To tutaj zaskakującecechy.- Inni? Chyba niespecjalnie.- Nie? Chciał pan pomóc Supłowi, Albertowi, Letycji.- zawiesił głos.Nie, o Letycji Nataniel nie miał ochoty rozmawiać.- To po prostu ludzkie - skwitował.- Ludzkie? Zabawne słowo w naszym ośrodku.- Więc piekło to po prostu klinika? Lecznica dla wariatów z chorą duszą? Tylko tyle?- Jak pan widzi.- A gdzie kotły z wrzącą smołą i cała malownicza reszta?Lekarz westchnął.- To pacjenci zapewniają sobie sami.- Każdy człowiek trafi po śmierci w takie miejsce?- Nie wiem.Niech pan nie pyta.Pewnie są tacy, których nie trzeba leczyć.Którzy przeszliprzez życie wystarczająco silni i zdrowi, żeby przenieść się na drugą stronę bez niezbędnejkuracji.- Pan nie wie - powtórzył Nataniel.- Nie wie nic o dobrych, uczciwych ludziach.No tak.To zrozumiałe.A ci zli? Ci naprawdę zli? Potwory? Przecież mieliśmy z nimi do czynienia,widzieliśmy na własne oczy, do jakich podłości jest w stanie posunąć się człowiek.Wszyscyto ujrzeliśmy, na wojnie.Co z esesmanami, komendantami obozów, gestapowcami, samymHitlerem wreszcie? Zbrodniarzami bolszewickimi? Ubekami? Co z nim, batiuszką, z tymtyranem z piekła.Co z nim będzie, kiedy już wreszcie przestanie oddychać, doktorze?- Ze Stalinem, pyta pan?Nataniel waha się przez moment.- Tak.Na przykład z nim.Też znajdzie się w pięknym sanatorium pośrodku lasu, gdziecały troskliwy personel będzie się dwoił i troił, żeby wyleczyć biedaka? %7łeby wskazać mudrogę do światła?Lampet uśmiechnął się słabo, ze smutkiem.- Gorycz przez pana przemawia.Gorycz i nienawiść.Straszne uczucia.Destruktywne.Aledobrze, powiem panu.Tak w ramach terapii, na pocieszenie.Mamy też inne ośrodki.Zamknięte.Specjalne.Dla dużo poważniejszych przypadków.Lecz i tam robimy, co w naszejmocy, żeby wyleczyć pacjentów lub choćby pomóc im w miarę możliwości.Bo niektórzy nierokują zbyt wiele nadziei.Rozumie pan? Dla nas to bardzo frustrujące.Bardzo.Nataniel odwrócił na chwilę wzrok, popatrzył na las, wprost w białe od żaru niebo.Jegopalce zacisnęły się nerwowo.- Powiedział pan więzi.Czy to znaczy, że jakieś uczucia, nie wiem, przyjazń, może coświęcej, byłyby pomocne w.- Mam panu wskazywać drogę - przerwał zdecydowanie dyrektor kliniki.- Niekopniakiem wysyłać w podróż.To przekracza moje kompetencje.Nataniel w zamyśleniu pocierał podbródek.Zawahał się, ale jednak odważył zadaćpytanie:- Jak tam jest, doktorze? Co mnie czeka tam dalej?Dyrektor kliniki pokręcił tylko głową.Twarz miał skupioną i smutną, choć starał sięprzywołać na usta uśmiech.- Pewnie mi pan nie uwierzy, ale nie wiem.Nie udzielono mi żadnych wskazówek,przyjacielu.Pacjent wzruszył ramionami.- Mama mi powtarzała, że diabeł jest księciem kłamstwa.Lampet wysupłał z kieszeni zapałki, zaciągnął się cygaretką.- I tego świata.Tylko tego świata, panie Zwoliński.Nataniel odwzajemnił uśmiech.- Chciałem pana przeprosić, doktorze.yle pana oceniłem.Przykro mi.Wyciągnął dłoń.Brwi Lampeta uniosły się w niemym zdumieniu.- Pan mnie przeprasza? - powtórzył po chwili.- Wroga rodzaju ludzkiego?- Lepiej być diabłem niż ubekiem, prawda?Dyrektor kliniki roześmiał się i mocno uścisnął dłoń pacjenta.- Nie przestaje mnie pan zadziwiać, panie Zwoliński - rzekł z nutą szczerości w głębokimgłosie filmowego amanta.* * *Zobaczył Letycję, kiedy przełaziła przez ogrodzenie, a potem długimi krokamiprzemierzała ścieżkę wiodącą do jej domku, obciągając z wściekłością sukienkę.Twarz miałabladą, oczy spuchnięte od płaczu.- Letycjo! - zawołał z daleka, ale tylko przyspieszyła kroku.- Poczekaj!Dogonił ją zdyszany, lecz odwracała głowę, milcząc uparcie.Ze złością strząsnęła dłoń,którą spróbował położyć jej na ramieniu.- Letycjo, daj spokój! Ja wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]