[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na zewnątrz tarczy ochronnej czarownicy pozbierali sięz ziemi, ale stali nieruchomo, obserwując rozwój wydarzeń.- Jack.- Pete dotknęła jego ramienia.Wyczekiwanieczarowników, ich uśmiechy wywoływały w niej silniejszedreszcze niż jakakolwiek magia.- Treadwell! - krzyknął znowu Jack.- Wyłaz, draniu!Wyjdz i stań do walki!Z lekkim westchnieniem w powietrzu zmaterializowałsię punkcik srebrnego światła, niczym główka od szpilki,oznaczający przejście do innego świata.- Jack Winter - małostkowy i teatralny jak zwykle.- Nie - odparł Jack, obserwując rozrastający się punkt.- Tym razem odsyłam cię z powrotem.Nie ma w tym nicmałostkowego.Treadwell, który przybrał srebrną, widmową postać, zatrzymał wzrok na Pete.- Twój mag powinien lepiej zadbać o swój ochronnyczar - orzekł.- Skoro zostałem wyzwany, to zacznę.Wymamrotał coś pod nosem po łacinie.Jack złapał sięza głowę i zacisnął usta.Tarcza ochronna zamigotała i zgasła.Dwóch czarowników doskoczyło i odciągnęło Pete odJacka, który upadł na kolana.Treadwell uniósł mu głowę i zatopił w jego policzku jeden z lodowatych pazurów o długich szponach.- To takie proste.Takie rozczarowujące.- Jack! - Pete rzuciła się w uścisku dwóch czarowników.- Możesz mnie zabić, jeśli chcesz - wycedził Jack.Oczypłonęły mu błękitnym ogniem, tak że nie widać było w ogólebiałek ani tęczówek.- Bądz pewien, że pociągnę cię za sobąna dół, do ponurego miasta, ty pieprzony, wydrążony w środku, mglisty kutasie!- Nie wątpię.Mylisz się co do mnie, i to bardzo, Jack.Nie pragnę twojej śmierci.Wręcz przeciwnie, wbrew wszel-kim twoim domniemaniom, okazałeś się dla mnie użyteczny.- Co ty pieprzysz?! - warknął Jack.- Twój umysł jest zepsuty, a twoje zdolności są osłabione i ulotne, zniewolone zbyt wieloma brzemionami - syknął Treadwell.- Za to ciało nada się idealnie.Po raz pierwszy Pete widziała Jacka niepewnego i zagubionego.- O czym ty bredzisz? - wykrztusił.- Wy, umarli, niepotraficie mówić z sensem.- To było dziecinnie proste, Winter.Wyciągnąć cię z kryjówki i przyciągnąć do siebie.Wystarczyło jedynie uderzyćwe wrażliwą strunę twojej dumy i dać ci szansę prześcignięcia mnie.Zjawiłeś się, ty i twoja zewnętrzna powłoka, którą zamierzam wykorzystać.- Zjawa.I Arkanum - wyszeptała Pete.Treadwell zamroził powietrze wokół siebie, tak że Pete zesztywniałypoliczki i palce.- To tylko przynęty - zgodził się Treadwell.- Jak widać,skuteczne.Może nie na tyle, żeby powstrzymać KruczegoMaga, ale wystarczające, by zmienić trajektorię jego lotu.- Myślisz, że nie mam żadnego planu! - żachnął się Jack.- %7łe wbiegnę w każde drzwi, które przede mną otworzysz?- Uważam, że nie jesteś w stanie oprzeć się szansie udowodnienia, jaki jesteś szalony.Nie sądzę, żebyś teraz miałlepszy plan niż wtedy, gdy zabiłem cię po raz pierwszy.Treadwell roześmiał się.Na powierzchni umysłu Petebył to odgłos syczącej pary wodnej.Na jego skinienie jeden z czarowników zaszedł Jacka od tylu i wbił mu długinóż w nerki.- Oczywiście, powtórne narodziny są bolesne - rzekł Treadwell.- Z zasady transformacja to agonia duszy.Spoczywaj- 342 -w spokoju, Kruczy Magu.Ja tylko sprowadziłem cię na krawędz śmierci, w pewne ciasne miejsce na tym świecie.- Teraz przejmie jego ciało - wyjaśnił czarownik - i stanie się materialny.- Wśród czarowników zapanowało radosne podniecenie.Pete usłyszała jakiś pojedynczy głos, który bez przerwykrzyczał: Nie!".To słowo odbijało się zwielokrotnionymechem, aż zaschło jej w gardle, i wtedy Pete zdała sobiesprawę, że to ona krzyczy.- Mistrzu Treadwellu! - zawołał trzymający ją czarownik.- A co z kobietą?- Zabij ją - polecił mu Treadwell.- Została zatruta przezmaga.- Jack, tak mi przykro - jęknęła Pete.Jack leżał nieruchomo.Miał otwarte oczy i wzrok skierowany ku górze.Palce drżały mu coraz słabiej, a jego pierśledwie się unosiła.Czarownik wyposażony w nóż podszedł do Pete.Dwajpozostali odchylili jej głowę do tyłu, żeby odsłonić szyję.- Hej! - powiedział jeden z nich.- Możemy się jeszczezabawić, zanim to zrobisz.- Albo potem - dodał drugi.Czarownik z nożem w ręce zawahał się.- Byle szybko.Czarownicy zaczęli zamykać Jacka w kręgu z nakreślonych kredą symboli.Na pięciu ramionach gwiazdy postawili świece, rozpinając wokół niego pajęczynę.Treadwellzmierzył swoją ofiarę żarłocznym spojrzeniem, gładząc jejskórę widmowymi palcami.Jack jęczał i rzucał się w konwulsjach za każdym razem, gdy jeden z tych strasznych pazurów wbijał się w jego ciało.- Przytrzymaj ją za ramię, Hodges, ta baba ma jaja - powiedział czarownik, któremu było wszystko jedno, czy zgwałcą ją przed, czy po śmierci.- Przysięgam - zagroziła Pete - że jeśli podejdziesz zablisko, to rozerwę cię na strzępy.- Stul pysk - rzucił Hodges.- Powinnaś się cieszyć, że tomy, a nie mistrz Treadwell.Pozostali mężczyzni roześmiali się - Hodges śmiał sięnajgłośniej.Na chwilę rozluznił chwyt.Pete wykorzystałaten moment nieuwagi i zanurkowała w dół, a potem w bok,dzięki czemu uwolniła prawe ramię i, nie namyślając siędługo, wbiła dwa palce w gardło Hodgesa.Czarownik wydał z siebie charkot przypominający dzwięk piły tarczoweji padł na kolana.- Jasna cholera!- Nieważne - powiedział drugi czarownik.- Treadwell zaczyna rzucać czar.Skończ z nią, i to szybko, zanim będzieszmusiał mu się tłumaczyć, dlaczego nie staliśmy w kręgu.Pozostali czarownicy zaczęli recytować po łacinie, otaczając Jacka ciasnym kołem.Czarownik z nożem zamachnął się na Pete, ale okazała się szybsza.Złapała nóż poniżejostrza i przez chwilę zmagała się z czarownikiem.Po krótkiej walce udało jej się złamać mu nadgarstek.Czarownik wrzasnął, a Pete spojrzała na ostatniego ze swoichoprawców.Krew pulsowała jej w żyłach tym samym rytmem, co wirująca wokół nich Czerń.Musiała coś zrobić, nie mając do dyspozycji ani magii, ani nawet ludzkiej siły.Odwróciła nóż w dłoni, opierając ostrze o swójbrzuch. Możesz zostać ranny, krwawić i umrzeć w ciasnej przestrzeni między jednym światem a drugim".- 344 -Ta decyzja mogła okazać się tragiczna w skutkach, alePete nie miała innego wyjścia.Jack przyszedł po nią i zmierzył się z Treadwellem, a teraz umierał, lecz tym razem niez powodu własnej dumy, ale przede wszystkim dlatego,że chciał jej pomóc.Poczuła, jak ostrze przebija jej skórę.Kropla świeżej, ciepłej krwi stoczyła jej się po brzuchu.- Treadwell! - wrzasnęła głosem odartym z wszelkichemocji.Treadwell odwrócił swój straszliwy wzrok w jej kierunku.- Co to ma znaczyć?- Jeżeli tak bardzo zależy ci na Jacku - powiedziała Pete, cała roztrzęsiona - to chodz i wez go ze mnie.- Po tychsłowach Pete podniosła nóż i zatopiła go w brzuchu, głęboko i wystarczająco mocno, by się zaklinował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]