[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sachiko wzruszyła ramionami.- Tak się nieszczęśliwie składało, że wedukacji Mariko od czasu do czasu zdarzały się przerwy.Składały się na to różne przyczyny, wtym nasze częste przeprowadzki.Wiele przeżyłyśmy, Etsuko.Gdyby nie wojna, gdyby mój mąż nadalżył, Mariko miałaby zapewnione wychowanie odpowiednie dla rodziny o takim, jak nasz statusie.- Tak.Niewątpliwie - odparłam.Niewykluczone, że Sachiko wyczuła coś w moim tonie, gdyż spojrzała na mnie uważnie, agdy zaczęła mówić, w jej głosie brzmiało napięcie.- Nie musiałam opuszczać Tokio, Etsuko.Uczyniłam to ze względu na Mariko.Przyjechałamtu, by mieszkać w domu mego wuja, gdyż uznałam, że tak będzie najlepiej dla mojej córki.Niemusiałam tego robić, wcale nie musiałam wyjeżdżać z Tokio.Skłoniłam się.Sachiko patrzyła na mnie przez chwilę, potem odwróciła się i wbiła wzrok wrozciągającą się za drzwiami ciemność.- Jednak opuściłaś swego wuja - powiedziałam.- A teraz chcesz opuścić Japonię.Sachiko obrzuciła mnie gniewnym spojrzeniem.- Dlaczego mówisz do mnie w taki sposób, Etsuko? Dlaczego nie możesz mi dobrze życzyć?Czyżbyś mi zazdrościła?- Ja naprawdę dobrze ci życzę.I zapewniam cię, że.- Mariko będzie dobrze w Ameryce, dlaczego nie chcesz w to uwierzyć? Znacznie lepiej niżtutaj.Będzie mieć większe szansę; kobietom w Ameryce jest dużo lepiej.- Pragnę cię zapewnić, iż cieszę się razem z tobą.Jeżeli zaś chodzi o mnie, to cieszę się z tego,co mam, i chyba nie mogłabym być szczęśliwsza.W pracy Jira wszystko układa się jak trzeba, a terazoczekujemy dziecka, właśnie wtedy, kiedy bardzo tego pragnęliśmy.- Może zostać kobietą interesu, a nawet aktorką.To jest właśnie Ameryka, Etsuko, jest tammnóstwo możliwości.Frank mówi, że ja też mogę zostać kobietą interesu.Takie rzeczy są tammożliwe.- Nie mam wątpliwości.Chodzi tylko o to, że ja sama jestem szczęśliwa z tym, comam.Sachiko patrzyła na dwa małe kociaki, drapiące obok niej tatami.Przez kilka chwilpanowało milczenie.- Muszę wracać - odezwałam się wreszcie.- Będą się o mnie martwić.- Podniosłamsię, ale Sachiko nie spuszczała wzroku z kociąt.- Kiedy wyjeżdżasz? - spytałam.- Za kilka dni.Frank przyjedzie swoim samochodem i zabierze nas.Przed końcemtygodnia powinniśmy być na pokładzie statku.- Rozumiem, że nie będziesz już pomagać pani Fujiwara.Etsuko spojrzała na mnie z krótkim, pełnym niedowierzania śmiechem.- Etsuko, niedługo czeka mnie wyjazd do Ameryki.Nie ma potrzeby, żebympracowała dalej w jadłodajni.- Rozumiem.- Może byłabyś tak dobra, Etsuko, i poinformowała panią Fujiwara o mojej decyzji.Nie planuję już więcej się z nią spotykać.- Więc nie powiesz jej sama?Sachiko westchnęła ze zniecierpliwieniem.- Etsuko, czy nie spostrzegłaś, jak nienawistna była praca w jadłodajni dla kogośtakiego jak ja? A jednak nie uskarżałam się i robiłam to, co mi kazano.Jednak to już minęło ibynajmniej nie ciągnie mnie do tego miejsca.- Jedno z kociąt szarpało za rękaw jej kimona,więc dała mu ostrego klapsa, po którym małe stworzenie umknęło pośpiesznie do swojegokąta.- Więc pozdrów ode mnie panią Fujiwara - powiedziała.- I życz jej wszystkiegonajlepszego w interesach.- Uczynię tak.Teraz jednak wybacz mi, muszę już iść.Tym razem Sachiko wstała i odprowadziła mnie do drzwi.- Przyjdę pożegnać się z tobą przed wyjazdem - obiecała, gdy wkładałam sandały.Początkowo sen zdawał się zupełnie niewinny: śniłam o czymś, co widziałampoprzedniego dnia - o małej dziewczynce, której zabawy obserwowaliśmy w parku.A potem,następnej nocy, sen powrócił.I powracał niejednokrotnie w czasie kilku ostatnich miesięcy.Niki i ja obserwowałyśmy, jak dziewczynka buja się na huśtawce - w to popołudnie,gdy wybrałyśmy się do wioski na spacer.Był to trzeci dzień wizyty Niki; rzęsisty deszczprzerodził się w mżawkę.Już od kilku dni nie wychodziłam z domu i gdy wyszłyśmy na krętąalejkę, odetchnęłam z prawdziwą przyjemnością.Niki spacerowała trochę za szybko, a jej wąskie, skórzane buty skrzypiały przykażdym kroku.Choć bez trudu dostosowałam się do jej tempa, wolałam nieco spokojniejsząprzechadzkę.Niki, jak sądzę, musi się dopiero nauczyć, że spacer sam w sobie może stanowićprzyjemność.Ponadto zdawała się zupełnie niewrażliwa na uroki wiejskiego krajobrazu,mimo iż tu właśnie się wychowała.Powiedziałam jej to w czasie spaceru, a ona odparłaszorstko, że to nie jest prawdziwy krajobraz wiejski, a tylko jego sztuczna wersja dlamieszkających tu zamożnych ludzi.Zmiem twierdzić, że ma rację; nigdy nie wybrałam się napółnoc, do rolniczych obszarów Anglii, gdzie - jak zapewnia Niki - można zobaczyćprawdziwy wiejski krajobraz.Niemniej jednak z tych alejek emanuje cisza i spokój, któreprzez lata nauczyłam się doceniać.Gdy dotarłyśmy do wioski, zaprowadziłam Niki do herbaciarni, gdzie zachodziłam razna jakiś czas.Wioska jest mała - tylko kilka hoteli i sklepów.Herbaciarnia położona jest narogu ulicy, nad piekarnią.Tego popołudnia usiadłyśmy z Niki przy stoliku obok okna iwłaśnie stamtąd przyglądałyśmy się tej małej dziewczynce bawiącej się w parku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]