[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby tylko nie dostrzegł wyrazu rozczarowania na mojejtwarzy.– Nie martwię się – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.– Owszem, martwisz.Spójrz na siebie.Jesteś spięta jakspinka – odparł ze śmiechem, a ja zaczęłam walczyć z mięśniamiwłasnej twarzy, aby w końcu się rozluźniły i nadały jej spokojnywyraz.– To się już nie powtórzy – powiedział ponownie.–Zrobiłem to tylko ze względu na Sandersona.– Świetnie.– No to świetnie – zawtórował mi, po czym chwycił mnie zarękę, zamknął drzwi mojej szafki i jak gdyby nic, jakbyśmy byliprawdziwą zakochaną parą, poprowadził mnie w stronę klasy.Chociaż… w jaki sposób miałam rozróżnić, co jestprawdziwe, a co nie? Wyglądało na to, że jestem jedyną osobą,która ma z tym problem.rozdział pięćdziesiątyTata był zachwycony, kiedy poprosiłam go o podpisaniezgody na zimowy wyjazd.– Ach, to cudownie.Peter cię przekonał, żebyś pojechała?Kiedy miałaś dziesięć lat, wywróciłaś się i nie mogłaś siępodnieść.Od tej pory nie chciałaś słyszeć o nartach.– Tak, pamiętam – odparłam.To było koszmarne.Buty przymarzły mi wtedy do nart.Wydawało mi się, że w oczekiwaniu na pomoc leżę na śniegu całąwieczność.– A może po Bożym Narodzeniu pojechalibyśmy wszyscy doWintergreen? Peter też – zaproponował tata, oddając mi podpisanyformularz.A więc to tak.Pogrążał mnie mój własny ojciecmarzyciel.– Mogłabyś wziąć kombinezon Margot.I jejrękawiczki.Nie miałam zamiaru mówić mu, że większą część wyjazduzamierzam spędzić w nie na stoku, ale w domku, przedkominkiem, z filiżanką pysznej czekolady w jednej dłoni i książkąw drugiej.Dobrym pomysłem byłoby też chyba zabranie drutów iwłóczki.Kiedy wieczorem rozmawiałam z Margot i powiedziałam jejo wszystkim, zdziwiona zapytała:– Jak to? Przecież ty nienawidzisz nart.– Będę jeździć na snowboardzie.– Tylko… uważaj na siebie – powiedziała z wahaniem wgłosie Margot.Myślałam, że boi się, żebym za bardzo się nie poobijała, alekiedy następnego wieczoru wpadła do mnie Chris, żeby pożyczyćsukienkę, podsunęła mi całkiem inną myśl.– Wiesz, że na wyjeździe zimowym wszyscy się bzykają?Ten wyjazd to jedna wielka, w dodatku sankcjonowana przezszkołę bzykalnia.– Co?– To właśnie na wyjeździe w pierwszej klasie straciłamdziewictwo.– Myślałam, że straciłaś je w męskiej przebieralni!– A, no tak.Nieważne.Chodzi o to, że na wyjeździeuprawiałam seks.– Ale przecież tam są nauczyciele! – stwierdziłam.– Jakludzie mogą uprawiać seks, mając za ścianą swoich opiekunów?– Oni są starzy i wcześnie chodzą spać – uświadomiła mnieChris.– A wtedy wszyscy się wymykają.Poza tym na zewnątrzprzy domku jest wielki basen z gorącą wodą.Wiedziałaś o tym?– Nie, Peter mi nic nie mówił – odparłam.Co z tego? Po prostu nie wezmę kostiumu ani szlafroka ityle.Przecież nie zmuszą mnie, żebym weszła do basenu, jeśli niebędę chciała.– Na moim wyjeździe ludzie siedzieli w nim na waleta.Na waleta?!– Jak to? – zapytałam, a oczy o mało nie wyszły mi z orbit.–Na golasa?– Dziewczyny pozdejmowały góry od kostiumów.Przygotujsię na to, że tym razem może być podobnie – powiedziała Chris.–W ubiegłym roku podobno pan Dunham poszedł do basenu razemz uczniami.To akurat trochę dziwne.– To jakieś dzikusy – wymamrotałam.– Raczej dzikuski.Głównie dziewczynom odwala.Nie martwiłam się o to, że Peter będzie próbował ze mnąjakichś numerów.Wiedziałam, że tego nie zrobi, ponieważ w ogólenie rozpatrywał naszej relacji w tych kategoriach.Martwiło mnie co innego, a mianowicie to, że ludzie będą odnas tego oczekiwali.Czy żeby uwiarygodnić naszą relację, będęmusiała nocami przemykać chyłkiem do jego pokoju, udając, żecoś między nami było?Nie chciałam narobić sobie kłopotów, ale już nie raz sięprzekonałam, że Peter jest w stanie namówić mnie do robieniarzeczy, na które wcześniej nie miałam ochoty.– Błagam cię, jedź z nami – powiedziałam do Chris, łapiąc jąza rękę.– Proszę!– Wiesz, że nie jeżdżę na szkolne wyjazdy – odparła, kręcącgłową.– Kiedyś jeździłaś!– Kiedyś.W pierwszej klasie.Ale już nie jeżdżę.– Ale ja cię potrzebuję! – krzyknęłam, w desperacji miażdżącjej dłoń.– Pamiętasz, jak w ubiegłym roku kryłam cię, kiedypojechałaś do Coachelli? Przez cały weekend niby cięodwiedzałam, żeby twoja mama myślała, że jesteś w domu.Niezapominaj, co dla ciebie robiłam! Teraz ja potrzebuję twojejpomocy.Niewzruszona Chris wyplątała się z kleszczy moich dłoni ipomaszerowała do lustra, aby skontrolować stan swojej skóry natwarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]