[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinna sprzedawać obrazy albo siedzieć tu i pisać wiersze o miłości dziwiła się za każdym razem na nowo Beata.Dzisiaj zdecydowała się na dwa piękne żółte pomidory i jedną dorodnąmalinówkę. %7łółte są kwaśne, malinówka słodka, będzie pyszna sałatka pomyślała.32RLT Dwa pięćdziesiąt powiedziała ruda.Beata podała banknot i zanim Ruda wydała resztę, oglądała jejmalowniczy strój.Opuściła wzrok w dół, podziwiając koronkowezakończenie długiej spódnicy.I nagle ogarnęło ją znajome przerażenie, które po raz pierwszypoczuła, na widok śpiących w jej salonie satyrów.Na wysuniętej na widok lewej stopie Ruda miała zwykły drewniak zbrązowej skóry.Natomiast na prawej, kowanej w cieniu spódnicy, Beatazobaczyła złoty sandałek ozdobiony kryształkami.Kryształki iskrzyły siętęczowymi barwami, choć nie padało na nie żadne mocne światło.Szczupłąkostkę prawej stopy oplatała ażurowa, nabijana opalami i turkusami złotabransoleta, przywodząca na myśl jakieś egzotyczne sceny z seraju.Wylęknione spojrzenie Beaty napotkało spojrzenie rudowłosej.Zielone oczy zamigotały, jakby przechwytując jej myśli.Beata drżącą ręką wzięła podaną resztę i odeszła. Zaczęło się szepnęła do siebie.Minęła starą wredną kwiaciarkę, której nie cierpiała za natrętne ihałaśliwe namawianie do zakupów wszystkich, którzy znalezli się wpromieniu pięciu metrów od niej.%7łeby ochłonąć, weszła do osiedlowego sklepiku i pokręciła siępomiędzy regałami kupując chleb i masło.Dławił ją od niedawna znajomystrach, pojawiający się, ilekroć myślała o swoich halucynacjach. Wrócę i spytam ją pomyślała nagle, zdobywając się na odwagę.Ruda sprzedawczyni pomidorów siedziała nadal na murku obokswoich skrzynek.Zachowywała się trochę swobodniej, tak jakby już miałazbierać się do domu.Jedną rękę oparła o murek, w drugiej trzymała zapalo-nego papierosa.Zaciągała się głęboko, odchylając głowę do tyłu i33RLTwydmuchując dym.Założyła nogę na nogę, Prawą kiwając w powietrzu.Naobydwu miała zwykłe drewniaki wykończone brązową skórą.Beata nawet nie podeszła bliżej.Ruda zobaczyła ją i uśmiechnęła się.Do siebie, a może do niej.Tajemniczo i przewrotnie, trochę złośliwie, jakbyokazując zadowolenie z bezkarnie spłatanego figla.Potem zebrała resztę pomidorów i zaczęła się pakować.Beata, znów wytrącona z równowagi, powlokła się w stronę swojegobloku.Minęła grupę pijaczków stale wystających na ryneczku i weszła wuliczkę prowadzącą do jej budynku.Skinęła głową starszej sąsiadce miesz-kającej z mężem na parterze w mieszkaniu po tej samej stronie klatki.Szczęśliwa oblubienica szepnęła do siebie, wspominając czułe zabiegi jejmęża. Kochankowie poza społeczną normą.Dziwne myśli kłębiły się w jej głowie.Najsilniejszy był strach, alebyła też ciekawość, zupełnie irracjonalne zainteresowanie procesemszaleństwa, jakiego spodziewała się doświadczyć.Cóż będzie się z niądziało? Jaki będzie jej dalszy los? A może pewnego dnia nie da sobie rady,wejdzie na najwyższe piętro najwyższego budynku w mieście i pofrunie wniebyt?W domu postanowiła zabić ponure rozmyślania ciężką pracą.Wymieniła wodę w akwarium z żółwiami.Włączyła muzykę na pełnyregulator i zabrała się za szorowanie wszystkiego.Kran w kuchni, włączonyprawie cały czas, napełniał obie komory zlewozmywaka wodą.Beataśpiewała razem z ulubionym piosenkarzem.Samotny tryb życia sprzyjałnauce na pamięć słów wielu piosenek.Ulubieni wykonawcy byli jej kum-plami.Często śpiewała z nimi w duecie.Nagle woda w zlewozmywaku przestała odpływać.Z rur zaczęłydobiegać dziwne odgłosy, bulgoty, a potem rozwlekłe wibracje i stukanie.34RLTPrzerażona Beata zakręciła kran i patrzyła bezradnie mętną powierzchnięwody, która zamarła na tym samym poziomie i dobrą chwilę nie zmieniałaswojego położenia.Potem milimetr po milimetrze zaczęła opadać w dół.Beata odetchnęła z ulgą, ale odechciało się jej słuchania muzyki.Wyłączyła radio i wróciła do kuchni obserwować postępy odpływu.Zanim resztki wody znikły ze zlewozmywaka, zaabsorbowały ją noweokoliczności.Pierwszy raz, od kiedy się tu wprowadziła, ktoś zapukał do jej drzwi.Właściwie nie zapukał, a uderzył parę razy tak przenikliwie, że nie mogławłasnym uszom uwierzyć, by zwykłe drzwi potrafiły wydać z siebie takwściekłe i agresywne dzwięki.Szybko podbiegła i otworzyła.Naprzeciwko siebie zobaczyła nowegosąsiada z dołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]