[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludność,proszona przez policję o pomoc, posłusznie przyglądała się zdjęciom, rozważanaróżne możliwości bez rezultatu.Wśród mieszkańców Luton była też pewna 17-letnia dziewczyna i jej bracia wwieku 14 i 15 lat Jak wszystkie dzieci, bywali oni często w kinie, a w drodze doszkoły czy na spotkanie z kolegami codziennie przechodzili obok co najmniej kilkusklepów, z wystaw których spoglądały na nich oczy z twarzy, która nigdy wrzeczywistości nie istniała.Były to dzieci zamordowanej.%7ładnemu z nich nie zaświtałnawet cień podejrzenia, że zdjęcie może przedstawiać ich matkę.Ojciec powiedziałim, że matka wyjechała do krewnych.Nie miały powodu, by mu nie wierzyć.Gdy apele do ludności o pomoc w śledztwie nie dały żadnych rezultatów, policjapostanowiła odszukać odzież zamordowanej.Była to naprawdę ostatnia szansaidentyfikacji zwłok, przy tym szansa niewielka.Nikt nie był w stanie zaręczyć, że jejodzież nie leży po prostu w szafie w jej miejscu zamieszkania.Przystępując doposzukiwań, nie liczono więc na sukces.Jak się jednak miało okazać, dopiero tametoda dała efekty.Praca, jaką wykonała policja w tej sprawie, była zaiste ogromna.Przesłuchaniasetek osób, żmudne poszukiwania ogromnej liczby zaginionych i wreszcie przejrzenieśmietników miejskich, miejsc wywózki odpadków i zaniedbanych terenów, któreokoliczni mieszkańcy powoli zamieniali w śmietniska.Brzmi to niewiarygodnie, leczekipy funkcjonariuszy przeszukały wszystkie takie miejsca w Luton i okolicy,wydobyły ze stosów odpadków całą odzież, jaka się tam znajdowała (a także szmaty,co do których istniał choćby cień podejrzenia, że kiedykolwiek służyły jako ludzkieodzienie) i dostarczyły na komisariat.Tam badano każdy kawałek tkaniny, starając sięustalić, skąd pochodzi i czy mógł być noszony przez zamordowaną kobietę.Stopieńzniszczenia nie grał żadnej roli.Całkiem słusznie przyjęto, że jeśli sprawcapostanowił pozbyć się odzieży swej ofiary, najpewniej pociął ją na kawałki, by niemogła zostać pózniej rozpoznana, jeśli znajdzie ją i włoży jakiś włóczęga.Wydawać by się mogło, że po trzech miesiącach od znalezienia zwłokwyszukanie i identyfikacja odzieży zamordowanej jest zadaniem niewykonalnym ijeśli w ogóle kiedykolwiek policja ustali, kim była tajemnicza kobieta, to na pewnonie tą drogą.Tymczasem ta żmudna i uciążliwa praca przyniosła upragnionerozwiązanie.Na podmiejskim śmietnisku znaleziono pocięte kawałki czarnego, damskiegopłaszcza.Policjanci zwrócili na nie uwagę właśnie ze względu na to, że tkanina zupełnie jeszcze nie zniszczona, bo płaszcz był stosunkowo nowy została pociętanożyczkami.Któraż kobieta zniszczy całkiem dobry płaszcz i to w niepewnych,wojennych czasach?! Pozbierano wszystkie kawałki, rozrzucone po całym śmietniku ina jednym z nich odkryto metkę z pralni chemicznej.Takich zakładów usługowychbyło w Luton kilka, w całej Anglii trudno zliczyć.Spróbowano najpierw wmiejscowych pralniach i oto już właścicielka drugiej, do której udali sięfunkcjonariusze, stwierdziła, że właśnie w jej zakładzie używa się takiego stempla.Numer na metce dotyczył niejakiej pani Rene Manton zamieszkałej przy RegentStreet w Luton.Gdy policjanci udali się pod ten adres i wpuszczono ich do salonu,jeden rzut oka na fotografię pani domu, stojącą na kominku, powiedział im, że otoposzukiwania zostały zakończone.Ponadto pani Manton opuściła dom 18 listopada,na dzień przed znalezieniem worka z koszmarną zawartością.Dlaczego nikt znajbliższych i sąsiadów nie rozpoznał kobiety na zdjęciach, choć policja nie miała ztym trudności? Cóż, zadziałał tu zapewne pewien mechanizm psychologiczny.Rodzina i znajomi zamordowanej byli przekonani, że udała się ona w dłuższeodwiedziny do swych krewnych, nie przyszło im zatem do głowy, że zdjęcia (istotnieniezbyt podobne) mogą ją przedstawiać.Nastawienie policjantów było natomiastzupełnie inne i podobieństwa dopatrzyli się bez trudu.Pan domu, Bertrie Manton, poinformował policję, podobnie jak przedtem własnedzieci i sąsiadów, że jego żona pojechała do swego brata do Grantham.Dodał jeszcze,że ich pożycie nie układało się ostatnio najlepiej z powodu rzekomej skłonności paniManton do przelotnych romansów z żołnierzami z pobliskich koszar i że opuściła onadom po kłótni, jaka wybuchła z tego właśnie powodu.Bez trudu stwierdzono, że pani Manton w ogóle do Grantham nie dotarła.Położnaz Luton, która opiekowała się nią podczas ciąży, otrzymała pod koniec listopada listnapisany rzekomo przez zmarłą, informujący ją, że zamierza spędzić w Granthamczas pozostały do rozwiązania.Matka pani Manton otrzymała natomiast trzy listy zadresem zwrotnym w Hampstead.Nazwa ta pisana była błędnie: Hamstead , gdyzapytano Mantona o pisownię tego wyrazu, popełnił ten sam błąd.Wkrótce potwierdzono identyfikację pani Manton na podstawie dokumentacjiznalezionej u jej dentysty oraz odcisku palca, który znajdował się w domu przyRegent Street na słoiku z marynatą, a który był identyczny z odciskiem jednego zpalców zamordowanej.Bertie Manton, pracownik Straży Pożarnej, został aresztowany pod zarzutemzabójstwa żony.Wkrótce przyznał się, że zabił ją w afekcie, podczas sceny zazdrościo jej kontakty z żołnierzami.Plątał się jednak w zeznaniach, w wyniku czego afektwydawał się wątpliwy.Manton najpierw próbował dusić żonę, po czym, gdy straciłaprzytomność zmasakrował jej twarz ciężkim taboretem.Zapakował ciało w worek izawiózł nad strumień pod osłoną ciemności.Uznany winnym, Bertie Manton został skazany na śmierć.Wyrok wykonano.Buck RUXTONLekarz, znany pod nazwiskiem Buck Ruxton, jest postacią dość egzotyczną.Naprawdę nazywał się Bikhtyar Rustomii Ratanji Hakim, urodził się i wychował wzamożnej rodzinie hinduskiej w Bombaju, był też Parsem, czyli wyznawcą religiiZaratustry.Studia medyczne Ruxton ukończył w Bombaju, po czym przybył do Londynu,zapewne w celu pogłębienia swej wiedzy.Po kilku latach tytuł lekarza przyznano mutakże na Uniwersytecie Londyńskim, dzięki czemu zyskał prawo wykonywaniazawodu w Wielkiej Brytanii.Sprawiło to, że zdecydował się pozostać tu na stałe, choćpierwotnie planował powrót do Indii.Na jego decyzję wpłynął zapewne fakt, że odpewnego już czasu mieszkał z kochanką, niejaką Isabelle Van Ess, z pochodzeniaSzkotką, która dla niego porzuciła swego męża, Holendra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]