[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęli opróżniać pozostałe palety.Jorge i JW otwierali główki kapusty.Rozcinali je.Wyjmowali plastikowe torebki zbiałym proszkiem.Abdulkarim stał i przyglądał się w milczeniu.Ważył i liczył każdą torebeczkę.Miałosztymować co do grama.Fahdi pakował torebki do walizek stojących w szeregu pod ścianą.Jorge otworzył już jedną z torebek.Wetknął do niej palec.Wtarł proszek w dziąsło, naklasyczną modłę.Smakował dobrze.Jak dziewięćdziesiąt procent.JW był zadowolony.Deal u mety.*Po piętnastu minutach zostały im trzy palety do rozpakowania.Trzynaście walizek z plastikowymi torebkami.Dla wypełnienia - stare koce.Byli prawie gotowi.Połowę walizek mieli niebawem załadować do pickupa Jorgego iJW, a resztę do auta, którym przyjechali Abdulkarim, Fahdi i Petter.Abdulkarim gorliwy.Waga każdej torebki była notowana.Podliczana.Każda walizkamiała zawierać 6,25 kilo koksu.Każda miała być przechowywana w innym schowku na mieście.%7łeby rozłożyć ryzyko.Wtedy: stało się coś dziwnego.Otworzyły się drzwi od strony rampy.Jorge obejrzał się.Spojrzał na wchodzącego.Wciąż trzymał w ręku główkę kapusty.Czy to wszedł Petter?Nie.Wielcy faceci.Gliny?Możliwe.Nie.Goście z kominiarkami na głowach.Obaj w marynarkach.Reservoir dogs, czy co?W rękach broń.Abdulkarim krzyknął.Rzucił się na podłogę.Jorge wyszarpnął swoją broń.JWprzystanął za paletą.Fahdi miał nagle w dłoni swój pistolet.Wypalił.Za pózno.Większy zfacetów, naprawdę olbrzymi, trzymał w ręku niewielki rewolwer.Z lufy uniósł się dym.Fahdiupadł.Jorge nie widział krwi.Drugi facet, z chustką w kieszonce na piersi, zawołał:- Kłaść się na podłodze, ale migiem, bo rozwalimy następnego.JW posłuchał.Jorge wciąż stał.Abdulkarim stał.Wrzeszczał.Klął.Wzywał Allaha.Jego przyboczny leżał na podłodze.Krew było już widać.Strużkę z głowy Fahdiego.Facet zchustką w kieszeni powiedział flegmatycznie:- Stul pysk i kładz się.Wycelował pistolet w Abdula.Gość, który zastrzelił Fahdiego, powiedział:- Ty też, latino gnoju, na podłogę.Jorge położył się.Wypuścił broń.Ledwie widział JW zza kartonów.Abdulkarim teżsię położył na podłodze.Z rękami na głowie.Jorge prawie rozpoznał głos faceta z chustką.Z całą pewnością rozpoznał głos gościa, który strzelił do Fahdiego.59.JW siedział oparty plecami o skrzynię.Ciągnęło chłodem od podłogi.Było muniewygodnie.Ręce miał trochę za mocno oklejone taśmą.Choć nie tak znowu oklejone - w ramach umowy z Nenadem mieli obwiązać go tak, żeby miał szansę się oswobodzić.Kto chciałby siedzieć w chłodni całą noc?Mimo to cała sytuacja oszalała.Po co, cholera, strzelać do Fahdiego? JW nie wiedział, kim są pomocnicy Nenada, aleten wielki skurwiel popełnił ewidentny błąd.Jakiś straszliwy kiks.JW o krok od paniki.Abdulkarim leżał na podłodze, ręce za plecami, przeguby mocno okręcone taśmąizolacyjną.Lecz nie zamierzał się zamknąć - wrzeszczał, pluł i toczył pianę na przemian.Jorge siedział tak jak JW, wsparty o paletę, z rękami związanymi za plecami.Wpatrywał się w niego.Zimny dreszcz przebiegł po plecach JW.Zimno w hali.Jugole robią swoje z zimnąkrwią.Piekielny niefart.Kurwa mać.Nenad i jego pomocnicy rozpakowywali resztę kapusty.Otwierali ją w ten sam sposóbco Jorge, JW i Fahdi.Upychali torebki do walizek.Nie dbali o ważenie czy smakowaniezawartości.Ignorowali krzyki Araba.Nawet nie spojrzeli w stronę JW.Jorge wciąż się gapił.Ale nie na mężczyzn w kominiarkach, którzy kradli stokilogramów koki - gapił się na JW.- Ty im opowiedziałeś, tak?JW pomyślał: skąd Jorge mógł wiedzieć?- Ty głupi chuju, sprowadziłeś ich tu i nawet nie wiesz, z kim masz do czynienia.- Co ty pieprzysz? Nie mam pojęcia, kto to jest.JW odwrócił głowę.Spojrzał w stronę Nenada.Ten trzymał w ręku główkę kapusty.Rozcinał ją ostrożnie nożem do kartonu.Uważnie, by nie uszkodzić torebki.Parę gramówrozsypanych na podłodze - jakieś dziesięć tysięcy koron.Nenad zdawał się ignorowaćrozmowę JW i Jorgego.Może zresztą nie słyszał, wśród przekleństw Abdulkarima.Jorge powiedział przyciszonym głosem:- Przecież chyba nie Fahdi wyśpiewał wszystko i ich wpuścił, żeby od razu dostać wczapę? Abdulkarim? Nie, on by tu nigdy nie sprowadził gości, którzy postrzelą jegonajlepszego przyjaciela.Więc kto to może być? Petter albo ty - bo nie ja.A tobie pół godzinytemu wypsnęło się coś, co mi się teraz przypomniało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl