[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapisałem ostatni adres, jaki mipodano, ale jeśli da mi pan jeden dzień, żebym mógł po-rozmawiać z emerytowanymi służącymi w Ealing, posta-ram się go potwierdzić, podobnie jak pozostałe danez listy.Jackson wziął od niego kartkę.- Dziękuję.Będę bardzo wdzięczny.W innej sytuacji wybrałby się sam, żeby sprawdzić ad-resy, ale High Wycombe było odległe o dwie godziny jaz-dy i zużyłby na drogę przynajmniej pół dnia.Nie chciałna tak długo opuszczać Halstead Hall w obawieprzed przeklętymi zalotnikami lady Celii usiłującymiprzydybać ją gdzieś na osobności.Musiał więc poczekaćna zakończenie przyjęcia.John odwrócił się, żeby odejść, kiedy Jacksonowi cośprzyszło do głowy.- A czy przypadkiem udało się ustalić, czy niania kie-dykolwiek podawała dzieciom laudanum?- Och, prawda, zapomniałem! Klucznik powiedział,że chyba pamięta, iż od czasu do czasu laudanum poja-wiało się w księgach rachunkowych.Ale musi sprawdzić,żeby się upewnić.Chciał wiedzieć, czy życzy pan sobie, abyto zrobił.- John zmarszczył brwi.- Zainteresował się teżnieco, czemu chce pan to wiedzieć.Zainteresowanie nie było niczym dobrym, jeśli Jack-son, ze względu na bezpieczeństwo lady Celii, miał za-chować w tajemnicy ten kierunek swojego dochodzenia.- Słowa jednego z Sharpe'ów skłoniły mnie do zajęciasię tym wątkiem.Ale proszę mu powiedzieć, żeby się nieprzejmował.A kiedy sam spotka się z nianią, po prostu zada jej topytanie, chociaż właściwie nie był przekonany, czy spra-wa warta była choćby wzmianki.Ale pod skórą czuję, że zapamiętałam rzeczy najzupeł-niej realne.Westchnął, przypomniawszy sobie, z jakim ogniem la-dy Celia wypowiedziała tamte słowa.Nieważne, ile spra-wiała mu kłopotów i jak bardzo starał się trzymać od niejz daleka, nie potrafił zbagatelizować jej sennych wspo-mnień i nie zająć się nimi.Może była najbardziej irytują-cą kobietą, jaka kiedykolwiek znalazła się w jego pobli-żu, ale nie zasługiwała na lekceważenie.93Rozdział VIIelii nie zdziwiło, że nie zastała nikogo przy stole.Było za wcześnie na pobudkę dla ludzi, którzy tań-Cczyli i grali w karty długo w noc, do pierwszej nad ra-nem.I gdyby nie fakt, że nie mogła spać, sama także by-łaby jeszcze w łóżku.Bezsenności nie byli winni jej adoratorzy.Pózniejszeprzekomarzania się z lordem Devonmontem jasno po-kazywały, że jej wzmianka o małżeństwie nie spłoszyłago.A książę zatańczył z nią jeszcze dwa razy.Przy dru-gim tańcu stał się całkiem miły i usiłował ją nakłonić, że-by poważnie rozważyła możliwość przyjęcia jego oferty.Tylko jedno ją powstrzymywało: jego chłodny pocału-nek.Zwłaszcza kiedy mogła go porównać z gorącymi po-całunkami pana Pintera.Przeklęty człowiek.Nieważne, jak długo powtarzałasobie, że jego pocałunki nic nie znaczyły, jej zraniona du-ma chciała wierzyć, że jest inaczej.Jej zraniona dumaupierała się, że były zbyt namiętne, żeby miały służyć je-dynie daniu jej nauczki.Jej zraniona duma była cholernym utrapieniem.- Wicehrabia de Basto, milady - rozległ się głosod drzwi.Odwróciła się gwałtownie i ujrzała lokaja, wprowa-dzającego wicehrabiego do jadalni.- Dzień dobry panu.Widzę, że przyjechał pan wcześnie- odezwała się wesoło, zadowolona, że przerwał jej roz-ważania.Podszedł z szerokim uśmiechem, żeby ująć jej rękę,unieść ją do ust i musnąć wargami w kontynentalnym stylu.- Nie chciałem tracić ani chwili z czasu, jaki mogę spę-dzić w towarzystwie tak pięknej damy.Niekiedy musiała się wysilić, żeby zrozumieć, co mówize swoim ciężkim akcentem, ale te słowa dotarły do niejbez problemu.- Cieszę się, że pan przyjechał.Proszę się poczęsto-wać śniadaniem - wskazała na kredens.- Dziękuję, chyba powinienem skorzystać.Wyjecha-łem z miasta bez śniadania.Spieszyłem się, żeby paniązobaczyć.- Mrugnął do niej.Powstrzymała śmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]