[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zacząłem mówić.To początek wyjawiania tajemnic.Annie, ta Irlandka, trzyma pieczę nad sypialniami.Jestw Ravenscourt od czasu, gdy lata temu właściciel domu, alkoholik, zapisał go w testamencie ośrodkowi odwykowemu.Zawszemnie beszta i karze, gdy przyłapuje mnie na spaniu w ciuchach.Teraz mówi, żebym zmienił pościel.Zciągam poszwę i wlokę siępo schodach do pralki. A co z prześcieradłem? pyta Annie, kiedy wracam.Jęczę.Zciągam prześcieradło z łóżka i schodzę z nim na dół.Gdy włażę z powrotem, ledwie żyję ze zmęczenia.Annie namnie czeka. Zapomniałeś o poszewce mówi.Mrużę oczy. No, już Annie opiera ręce na biodrach. Zmienićpościel to znaczy: poszwę, prześcieradło i poszewkę.Jest jak półtorametrowa skała z granitu z wierzchołkiemsiwych włosów.Z takimi kobietami się nie dyskutuje.Więcprzede mną jeszcze jedna wycieczka na dół. W ten sposób się nauczysz mówi Annie, gdy wracambez tchu. Następnym razem nie zapomnisz.I mógłbyś poprostu przestać spać w ubraniu.Rozumiesz? Wieczorem zmieniasz ubranie na nocną bieliznę i kładziesz się spać. Ale czuję się strasznie zmęczony.Patrzy na mnie surowo. Przebierasz się i kładziesz, wtedygdy idziesz spać.Rano o siódmej wstajesz.Cały dzień jesteś nanogach.Nie kładziesz się spać, dopóki się nie przebierzesz i niepołożysz wieczorem do łóżka.Szanuję ją.Rozumiem, że jest twardą kobietą, i traktuję tę jejstanowczość jako rodzaj uprzejmości.I wstyd mi, że musi mnieuczyć, jak żyć.Wstyd mi, gdy powołuje się dla mnie specjalną grupęo nazwie higiena osobista".Teraz jestem raczej czysty, ale ludziewytykają palcami moje pogniecione ubrania i mówią, że wyglądamjak tramp.Dawniej wiedziałem, kiedy mam jeść, kiedy spać i jak sięubierać, ale stopniowo pozbywałem się tej wiedzy razem ze swoimczłowieczeństwem.I teraz muszę się tego wszystkiego uczyć.Annie daje mi lekcję gotowania.Niezle się rozumiemy.Ale gdypotem odkrywa, że kuchnia nie błyszczy na medal, jej twarz stajesię jak granit i bez wahania wymierza mi karę.Początkowo jej za tonienawidzę, ale wiele wypitych kaw i wypalonych papierosów pózniej jestem jej za to wdzięczny.Z Annie zawsze wiadomo co i jak.Jej niewzruszone egzekwowanie zasad dodaje otuchy.Możemy wychodzić w grupie na zewnątrz bez nadzoru, podwarunkiem, że wszyscy trzymamy się razem.Możemy pójść domiasta czy na plażę, w dziesięć albo piętnaście osób, choć terazw ośrodku przebywa nas więcej.Idziemy ulicami jak ogromne,rozszarpane zwierzę.Nie łączy nas nic oprócz substancji, którąniegdyś zażywaliśmy, ale niektórzy zaczynają nawiązywać przyjaznie.W końcu zwierzamy się sobie ze swoich tajemnic.Gdy przychodzimy na plażę, siadamy na piasku i palimypapierosy.Nie ma tu zbyt wielu ludzi, bo większość zostaławessana przez potężny kompleks Butlins, leżący nieco dalej przywybrzeżu.Jakieś małe dzieci wbiegają do wody, a potem wracajądo rodziców, piszcząc z radości.Nad głowami skrzeczą mewy.Psy szaleją ze szczęścia, że mają tyle przestrzeni, wody i ogrompiasku.O brzeg rozbijają się niewielkie fale.Muszle i kamyki,które biorę do ręki, emanują ciepłem całego dnia.Wszystkiesą wyjątkowe i piękne.Słońce zaczęło zniżać się ku zachodowii powoli czerwienieje.Pierwszy raz, odkąd tu przyjechałem nie, to pierwszy raz od wielu lat czuję jakiś rodzaj spokoju,małą iskierkę nadziei w mojej niedoli.Następnego dnia jedna z terapeutek wzywa mnie na werandę.Jest blada.Widzę, że trzęsą jej się ręce.Ktoś do mnie dzwoni.Prowadzi mnie do biura i mówi, że to telefon z komisariatuna West Endzie.Głos w słuchawce informuje mnie, że wkrótceprzyjedzie mnie przesłuchać dwóch funkcjonariuszy. W jakiej sprawie? Prowadzimy dochodzenie w sprawie trzech powiązanychze sobą przypadków śmierci na West Endzie i sądzimy, że możenam pan pomóc.Uginają się pode mną nogi.Terapeutka jest przerażona.Patrzy na mnie surowo, zastanawiając się, czy policja mnie niearesztuje.Przychodzi Alan; ma ściągnięte brwi.Zabiera mniena dwór i wypalamy papierosa.Opieram się plecami o ścianę.Na twarzy czuję słońce.Dociera do mnie, że niepewnie, i nawetnieświadomie, zacząłem tu budować nowe życie.To jeszcze bardzo chybotliwa konstrukcja, ale już wiem, że istniała, bo właśnierunęła.Słyszę śmiech w mojej głowie.Komisja już mnie osądziła, orzekła, że jestem winny, i odesłała mnie do więzienia.Alan mi się przygląda. W życiu! mówię. W życiu nikogo nie zabiłem.Nagle widzę tamtą Japonkę, odgarniającą ciemne włosyz łagodnej, smutnej twarzy.Widzę Johna leżącego na podjezdzie z sinymi ustami.Alan patrzy na mnie uważnie. Przypuszczasz w ogóle, coto za przypadki śmierci, o które chcą cię pytać? Kilka tygodni temu zostałem dotkliwie pobity i wtedymnie przesłuchiwali.Ale to może być ktokolwiek.Ludzie naWest Endzie umierają. Miałeś do czynienia z jakimiś poważnymi przestępcami? Raczej tak.Nie wiem.Potrzebowałem narkotyków, więcrobiłem mnóstwo rzeczy i znałem wielu ludzi. Odpowiadałeś wcześniej na ich pytania? Kiedy zostałeśpobity. Nie.Zmyśliłem jakąś historię, bo mówili, że mogę dostaćodszkodowanie.Alan wzdycha. Mark.Chcesz zostać na terapii? Tak.Chcę być czysty słyszę swój głos.Mówię to jasnoi stanowczo, bo chcę wierzyć samemu sobie.Chociaż gdzieśw środku, bardzo głęboko, ciągle nie wydaje mi się to możliwe.Gdzieś bardzo głęboko, kiedy budzę się codziennie rano, myślę,że tego samego wieczora już mnie tu nie będzie. W takim razie powiedz policji o wszystkim.Całe życieokłamywałeś innych i siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]