[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznałajęczmień. Kim jesteś? zapytała.Usta młokosa poruszyły się bezgłośnie.Oczy miał wielkie jak kurze jajka. P. zdołał tylko wykrztusić. P. Gdy się poruszył, jego kolczugazagrzechotała głośno. P.P. Proszę? zapytała Brienne. Czy chcesz powiedzieć proszę ? Dotknęła jegogrdyki sztychem miecza. Odpowiedz mi, proszę, kim jesteś i dlaczego mnie śledzisz? Nie p.p.proszę. Wsadził sobie palec w usta i wyjął stamtąd grudę błota, apotem splunął. P.P.Pod.Tak się nazywam.P.P.Podrick.P.Payne.Brienne opuściła miecz.Poczuła nagły przypływ współczucia dla młokosa.Przypomniała sobie pewien dzień w Wieczornym Dworze i młodego rycerza z różą w dłoni.Przyniósł ten kwiat dla mnie.Tak przynajmniej powiedziała jej septa.Musiała jedynie przywitaćgo w zamku ojca.Miał osiemnaście lat i długie, rude włosy opadające na ramiona.Ona miaładwanaście lat i włożyła nową, ciasno sznurowaną suknię o gorseciku ozdobionym granatami.Oboje byli tego samego wzrostu, ale Brienne nie mogła spojrzeć mu w oczy ani wypowiedziećprostych słów, których nauczyła ją septa. Ser Ronnecie.Witam cię w zamku mojego pana ojca.Cieszę się, że wreszcie mogę ujrzeć twoją twarz. Dlaczego mnie śledzisz? zapytała chłopaka. Czy kazano ci mnie szpiegować?Służysz Varysowi czy królowej? Nie.%7ładnemu z nich.Nikomu.Brienne miała wrażenie, że Podrick ma około dziesięciu lat, ale bardzo kiepsko sobieradziła z oceną wieku dzieci.Niezmiennie wydawało jej się, że są młodsze niż w rzeczywistości,być może dlatego, że sama zawsze była duża jak na swój wiek. Nienaturalnie duża zwykłamawiać septa Roelle. I podobna do mężczyzny. Na tej drodze jest zbyt niebezpiecznie dla samotnego chłopca. Nie dla giermka.Jestem jego giermkiem.Giermkiem namiestnika. Lorda Tywina?Brienne schowała miecz. Nie.Nie tego namiestnika.Tego, który był przedtem.Jego syna.Walczyłem w bitwieu jego boku.Krzyczałem: Półmężczyzna! Półmężczyzna!.To giermek Krasnala pomyślała.Brienne nawet nie wiedziała, że miał giermka.Tyrion Lannister nie był rycerzem.Przemknęło jej przez głowę, że pewnie można się byłospodziewać, iż będzie miał młodocianego służącego albo i dwóch, pazia i podczaszego, kogoś,kto pomógłby mu się ubierać.Ale giermka? Dlaczego mnie śledzisz? zapytała. Czego chcesz? Chcę ją odnalezć. Chłopak wstał. Jego panią.Szukasz jej.Brella mipowiedziała.Jest jego żoną.Nie Brella, lady Sansa.Pomyślałem sobie, że jeśli ją znajdziesz.Wykrzywił twarz w grymasie nagłego bólu. Jestem jego giermkiem powtórzył.Deszczspływał mu po twarzy. Ale on mnie opuścił.SA SAKiedyś, gdy była jeszcze małą dziewczynką, wędrowny minstrel zatrzymał się wWinterfell na całe pół roku.Był już stary, miał białe włosy i ogorzałe od wiatru policzki, aleśpiewał o rycerzach, przygodach i o pięknych damach.Kiedy odjeżdżał, Sansa płakała gorzkimiłzami, błagając ojca, żeby kazał mu zostać. Zaśpiewał nam już po trzy razy każdą pieśń, którą zna odpowiedział łagodnymtonem lord Eddard. Nie mogę go zatrzymywać wbrew jego woli.Nie ma potrzeby płakać.Obiecuję ci, że przyjadą tu inni minstrele.Przez co najmniej rok nie zjawił się jednak żaden.Sansa modliła się do Siedmiu wsępcie i do starych bogów pod drzewem sercem, prosząc ich, żeby przysłali staruszka zpowrotem albo jeszcze lepiej sprowadzili tu innego minstrela, młodego i przystojnego.Alebogowie jej nie odpowiedzieli i w komnatach Winterfell zapanowała długa cisza.To jednak było dawno, gdy była jeszcze głupiutką dziewczynką.Teraz byłatrzynastoletnią panną i już zakwitła.Wszystkie jej noce były pełne pieśni, a za dnia modliła się ociszę.Gdyby Orle Gniazdo zbudowano jak inne zamki, śpiew umarłego słyszałyby tylkoszczury i klucznicy.Mury lochów były wystarczająco grube, by pochłonąć pieśni, podobnie jakkrzyki.Ale podniebne cele zamiast murów miały powietrze i każdy zagrany przez umarłegoakord odbijał się echem od kamiennych ramion Kopii Olbrzyma.A pieśni, które wybierał.śpiewał o Tańcu Smoków, o pięknej Jonquil i jej błaznie, o Jenny ze Starych Kamieni i KsięciuWażek.O najpodlejszych zdradach i morderstwach, o wisielcach i krwawej zemście.Zpiewał ożałobie i smutku.W całym zamku nie było miejsca, w którym Sansa mogłaby się skryć przed tąmuzyką.Jej tony unosiły się w górę po krętych schodach wieży, znajdowały dziewczynę, gdybyła naga w kąpieli, i zakradały się do jej sypialni, nawet jeśli zamykała szczelnie okiennice.Unosiły się w zimnym, rzadkim powietrzu i tak jak ono wypełniały ją dreszczem.Choć od dniaśmierci lady Lysy w Orlim Gniezdzie nie padał śnieg, nocami zawsze było bardzo zimno.Głos minstrela był silny i słodki.Sansa uważała, że brzmi jeszcze lepiej niż przedtem,stał się bogatszy, przepajały go ból, strach i tęsknota.Nie rozumiała, dlaczego bogowie obdarzylitak pięknym głosem podobnie niegodziwego człowieka.a Paluchach wziąłby mnie siłą, gdybyPetyr nie kazał ser Lothorowi mnie strzec powtarzała sobie. I zagłuszał graniem mojekrzyki, kiedy ciotka Lysa próbowała mnie zabić.To jednak nie pomagało jej w znoszeniu tych pieśni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]