[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy skończyła,zapytał:- Czy powiedziałaś Jane to wszystko? Potaknęła.Potrząsnął głową.- Nie powinna była wracać do niego.Może nie wróciła? Jesteś pewna, że niezostawiła żadnej kartki?Nie sprawdzała.Kiedy ją znalazła, okazało się, że Jane napisała tylko: Zostawię samochód na stacji.Przepraszam, Jane".Dopiero o dziesiątej tegowieczora Jane się odezwała.Kiedy zadzwonił telefon, Liza leżała już w łóżku, więcchwyciwszy szlafrok, zbiegła na dół, do zimnej kuchni.Beth dawno już spała.Nigdzie nie było widać Phila.Musiał wciąż jeszcze pracować w swym atelier wstodole.- Przepraszam, że uciekłam.- Liza poznała po głosie, że Jane płacze.-Leżałam wiele godzin i nie mogłam zasnąć.Myślałam o tym, co dla mnie zrobiłaś, iAnula & ponaousladanscnagle zdałam sobie sprawę, że nigdy nie zasnę.Więc wstałam i wyjechałam.Chciałam z nim porozmawiać.- Jane długo milczała.- O co chodzi? Co się stało?- Pomyślałam, że jeśli go złapię w pracy, będę z nim mogła porozmawiaćbez ryzyka, że ona tam będzie.Myślałam, że zdołam go przekonać, że zrozumie, żeto nie ma sensu.Niestety.Nie chciał mnie słuchać.Zachowywał się wobec mnie wobecności recepcjonistki w sposób grubiański.Wyszedł i pojechał do domu, a kiedyja tam dotarłam, był już na górze i drzwi były zamknięte.%7łałuję, że tam pojechałam.- Och, Janie.Tak mi przykro.- Liza zadrżała.Odeszła ze słuchawką w rękuna całą długość kabla od aparatu telefonicznego, co pozwoliło jej zapalić lampkę nakomodzie.Na dworze padało.Słyszała bębnienie kropel deszczu o szyby.- On tu jest.Na górze.Z nią.- Jane załkała.- Lizo, on mnie już nie chce.- Wróć, Janie.Wróć do nas.My ciebie chcemy - powiedziała ciepło Liza.-Posłuchaj, nie zostawaj tam.- Już miała powiedzieć, że to nie jest bezpieczne, aleugryzła się w język.Co za sens jeszcze bardziej straszyć Jane.- Przyjadę rano.Może.- Jane, musisz.- Nie mogę teraz wyjechać.Muszę spróbować jeszcze raz.- Nagle jej głoszanikł na krótko, jak gdyby się odwróciła od słuchawki.- Nie rozłączaj się.Słyszękroki.On chyba schodzi na dół.Zadzwonię jutro.- Jane, nie odkładaj.Ale już było za pózno.Jane się rozłączyła.Liza stała przez chwilę, patrząc na słuchawkę w swojej ręce, a potem wolnoodłożyła ją na widełki.Próbowała sobie wyobrazić scenę, jaka się rozgrywa nadrugim końcu linii.- Adam! - Jane uśmiechnęła się z ulgą.- Dobrze się czujesz? Wpatrywałsię w nią w milczeniu przez pełną minutę, a ona naglezdała sobie sprawę, że jego wzrok wcale nie jest skupiony na niej, aleprzenika ją na wskroś, jakby jej wcale tam nie było.- Adam? - powtórzyła tym razem bardziej nieśmiało.- Czy ty mnieAnula & ponaousladanscsłyszysz?Wyglądał tak, jakby spał.- Adam? - Ostrożnie zbliżyła się do niego i położyła mu rękę na ramieniu.-Adamie, kochany, czy ty mnie słyszysz?Spojrzała poza niego, na drzwi.W domu było bardzo cicho.Słyszała tylko rykwiatru w gałęziach gruszy pod oknem.- Adamie, chodzmy do kuchni.Tam jestcieplej.Posłusznie poszedł za nią, więc spokojnie zamknęła drzwi i przekręciłaklucz w zamku.Zamknęła oczy i nabrała głęboko powietrza.- No dobrze.Może usiądziemy, nastawię wodę na herbatę.Była zajęta przy zlewie nalewaniem wody do czajnika, ale obserwowała mężakątem oka.Wciąż patrzył w przestrzeń, zachowywał się jak lunatyk.Kiedy już postawiła czajnik z wodą na kuchence, usiadła obok niego przystole i wzięła go za rękę.Była lodowato zimna.Rozcierając ją delikatnie,uśmiechnęła się do niego.- Może powinniśmy rozpalić ogień w sąsiednim pokoju? Jest tak zimno, żechyba zaraz zacznie sypać śnieg, wiesz.Wczoraj wieczorem na farmie pojawił sięszron na szybach.- Przygryzła wargę.Nie powinna wspominać farmy.Ale możejeśli wspomni o wizycie Lizy, wywoła to u niego jakąś reakcję.- Adamie, Lizabyła bardzo zaniepokojona tym, co tu się wydarzyło wczorajszej nocy.Nie zareagował.Wciąż błądził wzrokiem gdzieś daleko.- To straszne, że kazałeś jej jechać od razu z powrotem do Walii.Byłaskonana.Nagle zdała sobie sprawę, że on słucha.Jego oczy przestały błądzićbezmyślnie i zaczął jej słuchać uważniej.Odetchnęła z ulgą.- Adamie, musimy porozmawiać o tym, co się wydarzyło.Nie jestem pewna,czy dobrze zrozumiałam.- Przerwała, bo Adam wstał nagle, odsuwając krzesłotak raptownie, że upadło na podłogę.- Brid? - Patrzył na drzwi.Jane zbladła.Ona także spojrzała na drzwi.Klamka poruszała się powoli dogóry i na dół.Anula & ponaousladansc - Adamie, nie wpuszczaj jej.Musisz ze mną porozmawiać.- Chwyciła goza rękę, ale ją odepchnął.- Brid? To ty? - Przeszedł szybko przez kuchnię, przekręcił klucz w zamku iotworzył drzwi na oścież.W sieni nie było nikogo.Jane wycofała się za stół.- Czy to ona?Adam spojrzał w górę schodów.- Nie idz tam, Adamie.- Bała się.- Nie idz tam.- Muszę, Jane.Jak ci się to nie podoba, to idz sobie.- Ale to jest mój dom, Adamie.- Jej lęk przemienił się w końcu w złość.- Inie mam zamiaru go opuszczać.Ja także cierpiałam.Ja także straciłam syna.Niejesteś w swym bólu sam.Aleja staram się stawić temu czoło.Walczę z czymśrzeczywistym, nie błądzę w pajęczynie fantazji i perwersji.Jeśli ktoś ma odejść, topowinieneś to zrobić ty.Jesteś szalony! No, dalej, wynoś się! - Ochrypła odkrzyku.Odwrócił się od niej i wyszedł do holu.- Rób, co ci się podoba - powiedział cicho.Jego głos stracił nagle całą swąsiłę.Adam zaczął wolno wstępować na schody.Jane spędziła tę noc zamknięta w kuchni.Nazajutrz rano zaczekała, czy nieusłyszy jakiegoś poruszania się Adama na górze, a potem wstała, podeszła do drzwii czekała za nimi z kluczem w ręce.Będzie musiał zejść na śniadanie.Kiedyprzyjdzie, wpuści go, zatrzaśnie za nim drzwi i zamknie je na klucz.Ale nie przyszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]