[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Intencją ceremoniału hieros gamos wydaje się bowiem być uznanie i wyniesienie seksualności kobiety na ołtarze.Zwróćmy uwagę na to, że akt ten nie czynił kobiety zależną, bowiem mężczyzna był kimś nieznanym i nie wolno było w żaden sposób kontynuować zawartej w świątyni znajomości.Mało tego, kochanie się z nieznajomym często było ze strony kobiety aktem leczącego i kojącego współczucia, gdy był to mężczyzna stary lub chory, który szukał w kontakcie z kobiecym bóstwem - z życiodajną Matką - okazji do odnowienia sił życiowych.Mężczyzna, który w taki sposób kontaktował się z boskim wymiarem kobiety, był zobowiązany przekazać niebagatelną sumę na rzecz świątyni.W ten sposób anonimowy akt seksualny stawał się ofiarą dla bogini płodności, źródła wszelkiego życia, z którą kobieta jednoczyła się, ofiarowując swoją bezinteresowną miłość, współczucie i - miejmy nadzieję - radość nieznanemu mężczyźnie.Dodajmy, że dzieci narodzone w wyniku takiego spotkania nazywane były po grecku parthenioi, czyli "narodzone z dziewicy" i cieszyły się wielkim poważaniem.Niełatwo jest zrozumieć taką sytuację, ale przeczuwamy, że była w tym jakaś mądrość, że działo się tam coś bardzoistotnego.Szczególnie, gdy odniesiemy to do naszych współczesnych doświadczeń i ocen dotyczących seksualności.Pamiętajmy, że ten swoisty sakrament dotyczył również mężczyzn.Dla wielu młodych mężczyzn był okazją do inicjacji seksualnej.Nie po kryjomu, z byle kim i byle gdzie, w atmosferze występku, w ukryciu i zawstydzeniu - tak jak to często jest naszym udziałem - ale w świątyni.A więc nie tylko kobiety odkrywały święty, prawdziwy wymiar swojej seksualności, ale i mężczyźni mogli odkryć święty wymiar kobiety, doświadczając, być może, od czasu do czasu własnej świętości.Istotnym mankamentem tego rytuału było to, że - jak donoszą źródła - mężczyźni mogli wybierać sobie kobiety, z którymi dochodziło do zbliżenia.Łatwo można sobie wyobrazić, w jak upokarzającej sytuacji znajdowały się te niewybierane.W trosce o symetrię dobór partnerów powinien się odbywać na zasadzie losowania.Niemniej możemy przypuszczać, że doświadczenie, w którym kobieta i mężczyzna spotykali się na ołtarzu świątyni, a ich seksualność znajdowała pełny wyraz w atmosferze uświęcenia, kształtowało nieznany nam gatunek kobiet i mężczyzn.Pewnie nie bez powodu te właśnie kobiety, które zawarły "święte małżeństwo" miały prawo zwać się "dziewicami".Przydomek "dziewica" świetnie koegzystował w tych czasach z przydomkiem "ladacznica" czy "prostytutka".Isztar ponoć mówiła o sobie często, że jest prostytutką.Afrodyta, bogini seksualności, prokreacji, zmysłowości, miała przydomek "dziewica".Z kolei wielka chińska Bogini Księżycowa, która miała dominującą pozycję w hierarchii bogów, była jednocześnie patronką prostytutek! Jak to się wtedy przedziwnie splatało! Przecież prostytutka nie utożsamia się z życiodajnym bóstwem i nie łączy się ze swoim klientem w transcendentnym doświadczeniu boskiej jedności.Prostytutka ciężką pracą, której - zgodnie z etycznym kodeksem prostytutek - nie powinna lubić, zarabia na życie.Czyżby w prostytucji też było coś świętego?Przypomina mi się historia zapisana w kronikach zen.Pewna młodziutka gejsza, upokorzona i obolała, zapukała do bram buddyjskiego klasztoru.Została przyjęta i spędziła wiele długich lat w reżimie praktyki zen.Gdy osiągnęła swoje głębokie przebudzenie, jej nauczyciel, opat klasztoru, zapytał: "co teraz będziesz robić"? Miał, być może, nadzieję, że zostanie w klasztorze i będzie mu pomagać w nauczaniu innych.Ale ona odpowiedziała: "wracam tam, skąd przyszłam".I wróciła do domu gejsz, gdzie wielu zagubionym mężczyznom pomogła odnaleźć Drogę.Na wystawie tantrycznej rzeźby buddyjskiej, którą oglądałem parę lat temu w Kolonii, byłem poruszony do głębi pięknymi rzeźbami, przedstawiającymi dwoistego Buddę, czyli postać Buddy-mężczyzny, siedzącego w pozycji lotosu i kobiety-Buddy, siedzącej na jego udach i obejmującej go nogami, połączonej z nim w akcie seksualnym.Cała forma tchnęła siłą, miłością i spokojem.Pomyślałem sobie wtedy: jaka szkoda, że w naszej kulturze postawienie tej pięknej figury na ołtarzu byłoby czymś niewłaściwym.Nasze stereotypy relacji między płciami i czarne dziedzictwo lęku i poczucia winy związane z seksualnością nigdy by na to nie pozwoliły.Tymczasem praktykującym w tradycji buddyzmu tybetańskiego, na pewnym etapie treningu, zaleca się medytację nad figurą dwoistego Buddy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]