[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Streściłem mu sytuację.Zadzwonił do kilku znajo-mych w Norwegii, którzy zawiadomili policję w pobliżumiejsca zamieszkania Stanghelera.Po kilku godzinach ner-wowego wyczekiwania dowiedziałem się, że policja od-wiedziła Stanghelera w domu i znalazła go pijanego jak bela.Okazało się, że telefonował do mnie po bibie, jaką urządził1Ali Hassan Salameh: znany również jako Czerwony Książę, o któ-i*yni mówiono, że był głównym planistą masakry na Igrzyskach Olimpij-skich w Monachium.Pózniej został zlikwidowany przez Mosad w Bejrucie.419 z okazji zakończenia pracy nad artykułem, a ja zle zinter-pretowałem jego wylewność.Stangheler miał powody do świętowania.Norweskie or-ganizacje stojące na straży praw azylantów, znane pod nazwąNOAS, złożyły pozew przeciw tajnym służbom, w którymstwierdzano świadome pogwałcenie paragrafów 325 i 121norweskiego prawa karnego.W kilka dni po ukazaniu sięartykułu Svein Urdel, szef tajnych służb (Overvaakintjeneste),złożył rezygnację.Norweskie środowiska polityczne próbowały przedstawićcałą aferę jako zwykłe nieporozumienie, ale Ephraim powie-dział mi, że za pośrednictwem tajnych kanałów Norwegowiewyraznie dali do zrozumienia, że nie będą tolerować jakiej-kolwiek aktywności Mosadu na terenie Norwegii.Na dowódpoważnych zamiarów odwołali swego łącznika z Tel Awiwui zażądali, aby łącznik Mosadu nie odwiedzał Oslo aż doodwołania.Był to dla Mosadu prawdziwy cios.Po wydarzeniach w Norwegii, Mosad otrzymał kilkapodobnych policzków w twarz, w czym - stwierdzam to zdumą - miałem swój udział.Czego nie osiągnąłem książką(czyli nie przekonałem Izraelczyków, że Mosad jest omylny),udało mi się uzyskać dzięki całej serii wpadek izraelskiegowywiadu.Choć obywatele Izraela wciąż widzieli w Mosadzieboga, był to już nieco gorszy bóg niż przedtem.Podczas gdy Stangheler prowadził swoje śledztwo, Eli, zktórym nie chciałem mieć nic do czynienia, odwiedził mniew Kanadzie i powiedział, że ma zamiar opuścić Mosad,ponieważ nie jest w stanie dłużej znosić otaczających goludzi.Stwierdził, że więcej niż połowa nowych rekrutówwywodzi się z szeregów mesjanistycznych sekt religijnych.Jeśli za moich czasów wydawało mi się, że atmosfera wMosadzie jest parszywa - mówił - to nie mogę sobiewyobrazić, jak jest tam teraz.Obecnie połowa personeluMosadu zamieszkiwała baraki osiedleńców na okupowanym420 Zachodnim Brzegu.Już to pozwoliło mi zorientować się, jakdalece Mosad przesunął się na prawą stronę.Eli chciałwiedzieć, czy mam jakieś dojście do amerykańskich służbspecjalnych.Nie miałem żadnych, poza numerem telefonu, pod któryod czasu do czasu przekazywałem informacje od Ephraima.Było już za pózno, żeby wykorzystać go jako dwustronnykanał łączności, ponieważ teraz każdy, z kim będę siękontaktować, może podejrzewać, iż szukam materiału donowej książki.Poza tym żadna agencja wywiadowcza niepała sympatią do kogoś, kto ujawnił sekrety macierzystejorganizacji.Nigdy nie wiadomo, czyje sekrety ujawni na-stępnym razem.Udało mi się jednak zdobyć zaufanych przyjaciół, którzyochotniczo zaangażowali się w pozytywne rozwiązanie prob-lemów narodu palestyńskiego.Niektórzy z nich mogli miećodpowiednie koneksje, ale pociągnąłbym za sznurki tylko wnaprawdę bardzo ważnej sprawie, a ludzie, do którychzwróciłbym się o pomoc, powinni dokładnie wiedzieć, o cochodzi.Ephraim podobno wiedział o podróży Eliego do StanówZjednoczonych i stwierdził, że chyba też zorganizuje sobiecoś w Stanach.Miał tu rodzinę i bez problemu mógł uzyskaćzieloną kartę.- Coś mi się wydaje, że ostatni będzie musiał zgasićświatła na lotnisku Ben-Gurion - powiedziałem, nawiązującdo starego dowcipu, który często opowiadano w czasiedepresji poprzedzającej wojnę sześciodniową.Wojna, oczy-wiście, całkowicie odmieniła nastroje.Obaj wybuchnęliśmy śmiechem i rechotaliśmy przezdłuższą chwilę, odrobinę redukując napięcie towarzyszącenam od samego początku rozmowy.Właśnie wtedy, rozmawiając z Elim, zidałem sobie sprawę,że zaszedłem znacznie dalej niż on.Eli, a także Uri, wciąż421 wierzyli w syjonistyczny sen, byli bardziej podobni do ludzi,których znałem w Izraelu, moich przyjaciół i rodziny.Nawetjeśli uczestniczyli w działalności, którą większośćIzraelczyków uważałoby za przejaw ekstremizmu, robili todlatego, że głęboko wierzyli w sens ideologii, syjonistycznejideologii.Ja nie podzielałem już tej wiary.Dla mnie państwo Izraelnie było już spełnieniem starożytnego marzenia.Terazuważałem je za urzeczywistnienie koszmaru wrogości,ponurą twierdzę o murach zbudowanych z rasistowskichuprzedzeń, zza których wymachuje się biało--niebieską flagąciemiężonego ludu.Nie chciałem dłużej tkwić w tymkoszmarze.Moje obecne działania sprowadzały się dopokazania ludziom wymachującym flagą ich oczywistychwad, aby zastanowili się nad swoim postępowaniem iskorygowali obrany kurs.Może wtedy będą mogliprzyłączyć się do rodziny narodów świata na równi zinnymi.- Planują coś na Cyprze - rzekł Eli i wcisnął mi do rękikartkę papieru.Wyglądała na stronę wyrwaną z niewielkiegonotatnika.- Co to jest?- Numer telefonu na Cyprze.Posterunku policji.Masz donich zadzwonić i powiedzieć, że ktoś włamał się do tegobudynku.- Co to za budynek?- Nie mam pojęcia i wcale nie chcę wiedzieć.Ephraimpowiedział, że powinieneś zadzwonić pojutrze.Dopilnuj,żeby zrobić to dokładnie o piątej trzydzieści czasu cypryj-skiego.- To wszystko, co wiesz?- Wiem tylko, że będzie tam zespół Yarid, robiąc coś,czego robić nie powinni.- To mi wystarczy - stwierdziłem.422 Eli nie zatrzymał się długo.Był zawstydzony tym, żeopuszcza Mosad i kraj, wyczułem również, że nie czuje siędobrze w moim towarzystwie.Nie potrafiłem tego wy-tłumaczyć, ale ja również czułem się z nim nieswojo, toteżnie zatrzymywałem go, choć krążyło mi po głowie milionpytań i byłem niezwykle ciekaw jego odpowiedzi.Wtorek, 23 kwietnia 1991 r.Zatelefonowałem o ustalonej porze i po blisko dwudziestuminutach ślęczenia przy aparacie udało mi się dotrzeć dokomendanta posterunku, którego poinformowałem o wtarg-nięciu intruzów do biurowca.Nie zrobiłem na nim wielkiego wrażenia, ale po spraw-dzeniu adresu i upewnieniu się, że trzy szczytowe piętrabudynku zajmuje ambasada irańska, postanowił posłać kogośna miejsce.Jak się okazało, zaspół Yarid, składający się zsześciu osób, czterech mężczyzn i dwóch kobiet, niespodziewał się jakichkolwiek kłopotów.Aby nie ściągać nasiebie uwagi, zameldowali się na wyspie w dwóch różnychhotelach i udawali turystów.Dwóch mężczyzn zajęło pokójprzyległy do apartamentu, w którym planowano zorganizo-wanie stacji nasłuchowej.Sprzęt został już zainstalowany iw każdej chwili mógł zacząć odbierać sygnały z pluskiew,jeśli tylko pluskwy zostaną umieszczone na miejscu przezpozostałych członków zespołu.Jedna para miała wejść do budynku i założyć pluskwy naprzewody telefoniczne, podczas gdy druga para miała zająćpozycje przed budynkiem, aby w razie kłopotów ostrzecinstalatorów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl