[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On dygotał.Oczy szeroko otwarte i przerażone.Zagubione.- Powiedz moim dzieciom.- zaczął i powoli uniósł broń do jej głowy.Trzy szybkie wystrzały poniosły się po pustym, zapylonym garażu.Widziała, jak Holck przy każdym podskakuje, widziała ból i szok w jego oczach.Odrzuciło go do tyłu, zwalił się na ziemię.Objęła się ramionami i czekała.Zbliżał się Meyer.Przestrzegał procedur.Zwiatło skierowane na postrzelonego, brońw gotowości.Lund patrzyła na kształt na podłodze.Czekała na ruch.Nic.Dziesięć minut pózniej ratownicy zakładali szwy na potylicy Lund.Ciało leżało wtorbie, krew sączyła się przez szczeliny.W zalewie niebieskich świateł błyskowych, pośród kakofonii syren.Jan Meyer oparłsię o swój wóz i palił zaciekle, trzymając papierosa drżącą dłonią.Patrzył na Lund.Myślał.Zastanawiał się, ile różnych zakończeń mogła mieć ta akcja.Istniały jakieś inne słowa? Inne wybiegi? Czy może droga prowadziła tylko jednym szlakiem,prosto do nieuniknionego końca?Podszedł Lennart Brix.Granatowy prochowiec.Szalik burberry zawiązany staranniepod szyją.Można by pomyśleć, że wraca z opery.Rozejrzał się i zapytał:- Skąd wiedziałeś, dokąd jechać?Meyer patrzył na Lund siedzącą w karetce, jak z kamienną twarzą poddaje sięzabiegom ratowników.- Zrobiłem to samo co Lund.Zadzwoniłem do byłej żony.Brix wyciągnął prawą rękę, dłonią do góry.Jego skórzane rękawiczki też pasowałybydo opery.Meyer dokończył papierosa, rzucił go w ciemność, wstał i wyciągnął broń z kabury.Sprawdził magazynek, wyjął go.Podniósł broń za kolbę, lufą w dół i położył Brixowi nadłoni.Potem magazynek.- Przeprowadzimy postępowanie.Musimy.- Jasne.- Zostaniesz powiadomiony.Trzeba powiedzieć rodzicom dziewczyny.Poklepał Meyera po plecach.- Dobra robota - dodał.- Teraz się prześpij.Wypuścili Hartmanna o dziesiątej.Lund po drugiej stronie korytarza patrzyła, jakodbiera swoje rzeczy.- Jest mi pan winien wyjaśnienia? - spytał Hartmann Brixa.- Nie sądzę.Chce pan podpisać odbiór rzeczy czy nie?Hartmann wziął krawat i zegarek.Podpisał się na formularzu.- Mamy umowę? - spytał niepewnie.- W jakiej sprawie?- W sprawie.no, tak jak mówiłem.Na szarej, nieruchomej twarzy Brixa nie odbijało się żadne uczucie.- Ujawniamy zeznania dopiero, gdy sprawa trafia do sądu - powiedział.- Ponieważ tanie trafi.- Dziękuję.- Proszę mi nie dziękować.Hartmann wpatrywał się w zegarek.Czas.- Nie ma za co - dodał Brix z uśmiechem.Znowu latarka.Tym razem świecił jej w oczy lekarz policyjny.- Masz lekkie wstrząśnienie mózgu.Idz do domu odpocząć.- Nic mi nie jest.- Ostrożnie przeciągnęła przez głowę czarno-biały sweter.Zauważyła rozdarcia, których się nie da naprawić, i zdała sobie sprawę, że musi kupić nowy.Otworzyły się drzwi.Wszedł Bengt z ręką na temblaku.Wyglądał na bardziejwstrząśniętego niż po swoim wypadku.- Jeszcze nie skończyłem - powiedział lekarz.Bengt go zignorował.- Gdyby szwy puściły, trzeba będzie założyć nowe.Podszedł i objął ją.Lund cały czas wyglądała na korytarz.Widziała Hartmanna, jak wkłada swój szarypłaszcz i rusza do drzwi.Lekarz zakasłał.- Powiedziałem, że nie skończyłem.Lund delikatnie odsunęła się od Bengta.Znowu wyjrzała na korytarz.- Powiedziałam, że nic mi nie jest.Ale Hartmanna już nie było.Na zewnątrz czekał Morten Weber z samochodem.- To był Holck.Uwięził Sarah Lund.Miała szczęście, że uszła z życiem.Hartmann patrzył na światła miasta i myślami wybiegał do przodu.- Kto ci powiedział?- Twoja adwokatka.Wszystkie zarzuty zostały wycofane.Mówi, że możesz ichpozwać.W pięty im pójdzie.- Nie będę nikogo pozywał.Gdzie Rie?Morten milczał dłuższą chwilę.- Nie można już było nic poradzić, Troels.Głosowali.Wykluczyli cię z wyborów.Przykro mi.- Jeszcze zobaczymy.Gdzie ona jest?- Bremer zwołał konferencję prasową.Hartmann wyglądał przez okno.Zimowa noc.Ktoś, kogo znał, może go nie lubił, aleznał, umarł.A wcześniej prowadził życie, które zatajał przed wszystkimi dokoła.Troels Hartmann zdał sobie sprawę, że nie jest sam.Nie bał się już.Uwolnił się oddemonów.- Nikt nigdy się nie dowie o tym, co się stało w domku - powiedział.- Zeznałeś policji.- Nikt nigdy się o tym nie dowie.Wracamy do walki, Morten.- Troels!- Zostałem skrzywdzony! - ryknął Hartmann.- Nie rozumiesz?Weber milczał.- Jestem ofiarą.Tak samo jak ta Birk Larsen.- Nie tak samo - przerwał mu Morten.- Jeśli chcesz grać na współczuciu, rób touważnie.- Racja.- Hartmann wyjął telefon i zastanowił się, do kogo zadzwonić w pierwszejkolejności.- Zabierajmy się do roboty.Pokój hotelowy zamienił się w ruinę.Potłuczone lustra.Brzydkie obrazy na podłodze.Vagn Skarbak patrzył na milczącą Pernille, która siedziała roznegliżowana na łóżku.Pijany Norweg był przerażony.- Nie spodziewałem się, że ona wpadnie w szał! Wziąłem numer z jej telefonu.To japo pana zadzwoniłem.Skarbak ciągle miał na sobie robocze ciuchy.Ręce trzymał w kieszeniach.Czarnaczapeczka.Pochylił się nad nią.- Pernille.Wpatrywała się w niego i nic nie mówiła.- Już w porządku? - jęczał Norweg.- Ja nic nie zrobiłem.Do niczego nie doszło.Myślałem, że ona tego chce i.Spojrzał na Skarbaka porozumiewawczo.- Wściekła się.To znaczy.Nie wiedziałem, że ona jest mężatką.Myślałem, że szukatowarzystwa.- Wynocha stąd! - wrzasnął Skarbak i wypchnął go za drzwi.Wrócił do niej.Ukląkł przy łóżku.- Pernille.Chyba powinnaś się ubrać.Siadł wyprostowany na krześle.Chwycił z łóżka jej rajstopy.Nie wzięła ich.- Och, na miłość boską.Próbował je na nią naciągnąć.Poddał się.- Gdzie twoje buty?Bez odpowiedzi.Rozejrzał się.Znalazł czarne buty.- Szukałem cię.Dzwonili z policji.Z butami wcale nie poszło mu łatwiej.- Pernille! Nie mogę cię ubrać!Spojrzała na niego bez słowa.- Znalezli tego, co ją zabił.Nie poruszy się.Nie pomoże mu.Znowu buty.- Rozumiesz, co mówię? Dopadli go.Nie żyje.Na jej nieruchomej twarzy nie pojawił się żaden grymas.Nie wypowiedziała anisłowa.- Nie żyje - powtórzył Skarbak.Wzięła od niego buty, powoli wciągnęła je na nogi.Vagn Skarbak rozejrzał się popokoju.Posprzątał trochę.Poprawił kwiaty, postawił stłuczoną lampę.Zabrał ją z hotelu.Przyjechał małą ciężarówką.Pachniała zatęchłymi dywanami.- Lotte z chłopcami jest u twoich rodziców.Miałaś wiadomości od Theisa?Nic, tylko światła i ruch uliczny.Ani słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]