[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam ani jednegowłasnego centa! Wyobrażacie sobie, jak beznadziejnie się czuję? Jaka się czuję zależna? Jakieto okropne? - Czując, jak przeszywają ją dreszcze, otuliła się mocno płaszczem.- Ale jakoś so-SRbie z tym wszystkim poradzę.Muszę się zdecydować, jak rozmawiać z dziećmi.Wydaje mi się,że nie powinnam im nic mówić, dopóki sama nie będę tego pewna.Mam rację?Annie skinęła głową.- Chyba że one mogłyby wpłynąć na zmianę twojej decyzji.Z przekonaniem, które jeszcze się umocniło na wspomnienie popołudniowej kłótni, Tekerzekła: - Na to już za pózno.John tak samo nie chce sklejania tego małżeństwa jak i ja.- Zwró-ciła się do Sama.- Prawda?Upłynęła chwila, zanim Sam cicho odpowiedział: - Prawda.Ból, jaki sprawiła jej ostatnia utarczka z Johnem, uodpornił Teke na bolesną prawdę, któ-ra jeszcze przed tygodniem czy dwoma mogłaby jej sprawić przykrość.- A to prowadzi do mojego drugiego problemu.Boże Narodzenie stanie się kolejnymkoszmarem.Nie chcę do tego dopuścić.- Myślę, że powinniśmy wszyscy jechać na narty - powiedziała Annie.Teke się wzdrygnęła.- Wszyscy? Przecież nie chcesz, żebym ja tam była.- Chcę.Ale czy to nie będzie męczarnia dla Michaela, który nie może jezdzić na nartach?- Chcesz, żebym ja była z wami? - Sądziła, że to ostatnia rzecz na Ziemi, jakiej by sobieAnnie życzyła.- Owszem, Teke - powtórzyła Annie tonem, jakim mogłaby się zwracać cierpliwa na-uczycielka do niezbyt pojętnego ucznia.- Chcę, żebyś była z nami, ty i twoje dzieci.- Ale dlaczego?- Bo musimy dalej żyć.Teke pragnęła tego nad życie, ale nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.- Razem? Potym wszystkim, co się stało?Annie się zamyśliła.- Byliśmy ze sobą tak blisko.Myślałam, że wszystkim nam to od-powiada.Tak bardzo wspieraliśmy się nawzajem, a teraz pora nauczyć się stać o własnych si-łach.Ale przecież przeżyliśmy razem tyle dobrego.Nie możemy tego odrzucić, prawda? Dziecichcą być razem, a wiemy, że John tam nie przyjedzie, więc ty będziesz mogła się trochę odprę-żyć.- Ale czy ty będziesz mogła się odprężyć? - spytała Teke, rzucając szybkie spojrzenia naSama.Wydawało się, że Annie musi się uporać z tym pytaniem.- Spróbuję - odpowiedziaławreszcie.SRPrzez te wszystkie tygodnie po wypadku Michaela Teke była świadoma, jak bardzo jejbrakuje Annie.Jednak dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo ją kocha.Gdyby sytuacja byłainna, w tej chwili przytuliłaby się do niej z całej siły.Zamiast tego otarła tylko łzy z kącikówoczu i powiedziała:- No cóż, dobrze, że przynajmniej dziewczynki będą mogły z wami pojechać, nawet jeślimy z Michaelem zostaniemy w domu.- Drżącymi ustami złapała oddech i powróciła do swojejlisty problemów.- Dwa ostatnie problemy są już natury technicznej i wiążą się ze sobą.Muszęprzedsięwziąć kroki dla swojej ochrony.Muszę mieć jakieś pieniądze, swoje konto.I muszęuzyskać od Johna tyle pieniędzy, żeby móc utrzymać dzieci.Potrzebuję prawnika.- PopatrzyłaSamowi w twarz.- Znasz kogoś dobrego?- Och, Teke! To okropne.- To jest konieczne, Sam.Uwierz mi.Z mojego małżeństwa już nic nie zostało do ocale-nia.Jestem gotowa się z tym pogodzić.I jeśli płaczę po nocach, to nie dlatego, że opłakuję Joh-na.Po prostu żal mi dzieci, które przez to wszystko cierpią.Może jeśli John i ja jasno postawi-my sprawę rozwodu, dzieciom będzie łatwiej przez to przejść.Nie prosiłabym cię o kontakt doprawnika, bo wiem, że w ten sposób znów musisz stanąć przeciwko Johnowi, ale naprawdę ni-kogo nie znam i nie mam kogo poprosić o pomoc.Potrzebuję pomocy.Podaj mi tylko nazwi-sko.Po dziesięciu minutach, z kartką z nazwiskiem i numerem telefonu adwokata w kieszeni,szła przez lasek do domu.Rozdział 16Annie nie lubiła dorocznych wydziałowych przyjęć z okazji Bożego Narodzenia.Składa-ło się na to wiele przyczyn.Pierwsza, przyjęcie odbywało się zbyt wcześnie, zaledwie w dru-gim tygodniu grudnia, kiedy się jeszcze miało w ustach smak indyka ze Zwięta Dziękczynienia.Po drugie, był to okres, kiedy piętrzyła się praca charakterystyczna dla końca semestru, copewnie było do zniesienia dla wykładowców nie obarczonych rodzinami, ale dla Annie, któramiała obowiązki rodzinne - i to teraz większe niż kiedykolwiek - koniec semestru oznaczałjeszcze więcej nie przespanych nocy niż zwykle.Trzeci powód, dla którego przyjęcia bożona-rodzeniowe były dla Annie męczarnią, wiązał się z miejscem, gdzie się odbywały.Otóż, była tojedna z niewielu okazji, na które otwierano salę wyłożoną ciemnym drewnem, wypełnionąciężkimi starymi meblami o aksamitnych obiciach, a oświetloną światłem wielkich kandela-SRbrów, salę, która miała w sobie ponurą, staroświecką atmosferę.Wrażenie było tym gorsze, żeprzyjęcia wydziałowe nie miały charakteru oficjalnego.Nie zapraszano także gości spozauczelni ani nie było tradycji przychodzenia z małżonkami czy osobami towarzyszącymi.Tymrazem Annie chętnie widziałaby się tutaj u boku Sama.Przyjechała spózniona.Nałożyła sobie na talerz krewetki i wzięła kieliszek wina, poczym rozejrzała się wokół.Natychmiast przyszło jej do głowy, że może to jednak dobrze, iż niema tutaj Sama.Susan Duffy wyglądała zabójczo w seksownej sukience.Natalie Holstrom niebyła od niej gorsza.Potem przyszła jej do głowy druga myśl: jak smutna była ta pierwsza myśl.Nigdy przedtem takie myśli jej się nie zdarzały.Jakże by chciała nigdy ich nie zaznać!Dołączyła do najbliższej grupy przyjaciół i chwilę z nimi pogawędziła.Potem przeszłado następnej grupy i stanęła w milczeniu, słuchając rozmowy jednym uchem.Widywała tychludzi niemal codziennie i właśnie dlatego uważała, że przyjęcie miałoby większy sens, gdybyzaprowadzono zwyczaj przychodzenia z osobami towarzyszącymi.To ożywiłoby rozmowy inadałoby im nowy wymiar.Chętnie poznałaby żony swoich kolegów i mężów koleżanek.Niemiałaby też nic przeciwko temu, żeby pochwalić się własnym mężem.- Znudzona? - spytał Jason, stając za jej plecami.Odwróciła się do niego.- No cóż.Akademickie dyskusje mają w sobie coś małomiasteczkowego.W kółko wał-kuje się te same tematy.- To się nazywa dogłębna analiza.Annie uśmiechnęła się.- I nadal chcesz dołączyć do takiego towarzystwa?- Owszem - odrzekł, a głos mu się nieco wzniósł.- Równie dobrze ja mogę prowadzić dogłębne analizy jak jakiś inny facet.Może nawetbędę to robił lepiej.Zresztą - dorzucił sucho - nie mogę się już wycofać.Za bardzo się zaanga-żowałem.Albo mogę to robić dalej, albo objąć posadę sprzątacza w domu towarowym.- Wystąpiłeś już o stypendium?- Jeszcze nie.Wypełniłem wszystkie formularze.Teraz czekam, kiedy znajdę się w osta-tecznej potrzebie.Annie nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak się czuje człowiek, który nagle z bogaczastaje się nędzarzem, starała się więc być wyrozumiała dla jego nonszalancji.Lubiła Jasona, po-dziwiała jego inteligencję i błyskotliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]