[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weszliśmy do środkaspodziewając się walki z kilkoma Wyklętymi, a zamiast tego trafiliśmy na WielkiegoDemona.Abbadona, jednego ze Starożytnych.Pana Upadłych.- Cóż, wygląda na to, że Upadli będą musieli od tej pory radzić sobie bez niego -skwitował Simon.- Nie jest martwy - odezwała się Isabelle.- Jeszcze nikt nie zabił Wielkiego Demona.%7łeby umarł, trzeba by wykończyć jego fizyczną i eteryczną postać.My go po prostuodstraszyliśmy.- Aha.- Simon wyglądał na rozczarowanego.- A co z Madame Dorotheą? Nic się jejnie stało.Urwał, bo Alec zaczął się krztusić i rzęzić.Jace zaklął pod nosem.- Dlaczego jeszcze nie jesteśmy na miejscu?- Jesteśmy.Po prostu nie chcę władować się w ścianę.Kiedy Simon podjechał na róg,Clary zobaczyła, że drzwi Instytutu są otwarte, a w łukowatym wejściu stoi Hodge.Gdy tylkofurgonetka się zatrzymała, Jace wyskoczył na chodnik, po czym nachylił się do środka i wziąłAleca na ręce, jakby ten ważył tyle co dziecko.Isabelle podążyła za nim.Brama Instytutuzatrzasnęła się za nimi z hukiem.Ogarnięta nagłym zmęczeniem Clary spojrzała na Simona.- Przepraszam.Nie wiem, jak wytłumaczysz Ericowi tę krew.- Pieprzyć Erica - rzucił beztrosko przyjaciel.- Dobrze się czujesz?Nie mam nawet draśnięcia.Wszyscy zostali ranni, ale ja nie.- To ich praca, Clary - przypomniał jej Simon łagodnym tonem.- Walka z demonami,tym właśnie się zajmują.- A co ja robię? - zapytała, szukając odpowiedzi w jego oczach.- Zdobyłaś Kielich, tak czy nie? Clary skinęła głową i poklepała się po kieszeni.- Tak.Na twarzy Simona odmalowała się ulga.- Bałem się pytać.To dobrze, tak?- Tak.- Clary pomyślała o matce i zacisnęła dłoń na Kielichu.- Wiem, że tak.* * *Na szczycie schodów powitał ją Church, miaucząc jak syrena mgłowa, a następniezaprowadził ją do izby chorych.Przez otwarte podwójne drzwi Clary zobaczyła nieruchomąpostać leżącą na jednym z białych łóżek.Hodge pochylał się nad Alekiem, Isabelle stała obokniego ze srebrną tacą w rękach.Jace a z nimi nie było.Stał przed izbą chorych oparty o ścianę, z zakrwawionymidłońmi zaciśniętymi w pięści.Kiedy Clary zatrzymała się przed nim, otworzył oczy.Miałrozszerzone zrenice, przez co całe złoto zostało wchłonięte przez czerń.- Co z nim? - zapytała łagodnie.- Stracił dużo krwi.Zatrucia jadem demonów są częste, ale Ponieważ to był WielkiDemon, Hodge nie jest pewien, czy antidotum, które zwykle stosuje, zadziała.Clary odetchnęła głęboko.- Jace.Drgnął.- Nie.Clary znów zaczerpnęła tchu.- Nie chciałam, żeby coś stało się Alecowi.Tak mi przykro Spojrzał na nią, jakbyzobaczył ją po raz pierwszy.- To nie twoja wina, tylko moja - powiedział.- Twoja? Nie, to nie jest.- Właśnie, że tak.- Głos mu się łamał.- Mea culpa, mea maxima culpa.- Co to znaczy?- Moja wina, moja bardzo wielka wina, po łacinie.- Z roztargnieniem, jakbybezwiednie, odgarnął jej lok z czoła.- Część mszy.- Myślałam, że nie wierzysz.- Mogę nie wierzyć w grzech, ale czuję się winny - odparł.- My, Nocni Aowcy,żyjemy według pewnego kodeksu, a on nie jest elastyczny.Honor, wina, pokuta, te rzeczy sądla nas realne i nie mają nic wspólnego z religią, a jedynie z tym, kim jesteśmy.Oto, kimjestem, Clary, jednym z Clave.- W jego głosie zabrzmiała rozpacz.- Mam to we krwi i wkościach.Więc powiedz mi, skoro uważasz, że to nie moja wina, dlaczego, kiedy zobaczyłemAbbadona, nie pomyślałem o swoich towarzyszach wojownikach, tylko o tobie? - Ujął wdłonie jej twarz.- Wiem.wiedziałem, że Alec zachowuje się inaczej niż zwykle.Wiedziałem, że coś jest nie tak.Ale mogłem myśleć tylko o tobie.Pochylił głowę, tak że ich czoła się zetknęły, a jego oddech owiewał jej rzęsy.Claryzamknęła oczy i pozwoliła, żeby jego bliskość ogarnęła ją jak fala.- Jeśli on umrze, będzie tak, jakbym go zabił - powiedział Jace - Pozwoliłem umrzećojcu, a teraz zabiłem jedynego brata, jakiego miałem.- To nieprawda - szepnęła Clary.- Prawda.- Niemal do siebie przylegali, a mimo to Jace trzymał ją tak mocno jakbynic nie mogło go upewnić, że jest realna.- Co się ze mną dzieje, Clary?Clary zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad odpowiedzią.i usłyszała chrząknięcie.Otworzyła oczy.W drzwiach izby chorych stał Hodge.Jego wymuskany garnitur był pokrytyrdzawymi plamami.- Zrobiłem, co mogłem.Dostał środki przeciwbólowe, ale.- Pokręcił głową.- Muszęskontaktować się z Cichymi Braćmi.Ten przypadek przekracza moje umiejętności.Jace wolno odsunął się od Clary.- Ile czasu zajmie im dotarcie tutaj? - zapytał.- Nie wiem.- Hodge ruszył korytarzem.- Natychmiast wysłałem Hugona, ale Braciaprzybywają według swojego uznania.- Ale tym razem.- Nawet Jace musiał wyciągać nogi, żeby dotrzymać krokuHodge'owi.Clary została daleko w tyle i wytężała słuch, żeby usłyszeć, co mówią.- Inaczejon umrze.- Możliwe - przyznał Hodge.W bibliotece było ciemno i pachniało deszczem.Pod otwartym oknem zebrała siękałuża wody.Na ich widok Hugo zakrakał i podskoczył na swojej grzędzie.Hodge podszedłdo niego, po drodze zapalając lampę na biurku.- Szkoda, że nie odzyskaliście Kielicha - rzekł z rozczarowaniem w głosie, sięgając popapier i pióro wieczne.- Myślę, że to byłoby jakimś pocieszeniem dla Aleca, a z pewnościądla jego.- Przecież ja mam Kielich.- Clary zrobiła zdziwioną minę.- Nie powiedziałeś mu, Jace?Jace zamrugał, ale Clary nie umiała stwierdzić, czy to z powodu zaskoczenia, czynagłego blasku.- Nie było czasu.Wnosiłem Aleca na górę.Hodge zesztywniał trzymając pióro wpowietrzu.- Masz Kielich?- Tak.- Clary wyjęła naczynie z kieszeni.Było chłodne, jakby kontakt z jej ciałem nie wystarczył, żeby ogrzać metal.Rubinyiskrzyły się jak czerwone oczy.Pióro wyśliznęło się z palców Hodge'a i upadło na podłogę.Zwiatło lampy skierowane ku górze nie był korzystne dla jego twarzy.Uwypuklało wszystkiezmarszczki surowości, troski i rozpaczy.- To jest Kielich Anioła?- Ten sam - potwierdził Jace.- Był.- Mniejsza o to - przerwał mu Hodge.Odłożył papier na biurko, podszedł do swojegoucznia i chwycił go za ramiona.- Wiesz, co zrobiłeś?Jace ze zdziwieniem spojrzał na nauczyciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]