[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będzie to dlaPrusów sygnał, że ucieczka na drugą stronę jest niemożliwa.Jeżeli nie są kompletnymiidiotami, zrozumieją, że wszelki opór jest bezcelowy, a próba przedarcia się przez jeziorooznacza śmierć. Fuks odłożył wskaznik i spojrzał na brygadiera. Doskonale! Mamy tych bydlaków w garści! Von Redow pokiwał głową. Niechjednak artyleria będzie w pogotowiu, bo gdyby mimo wszystko próbowali szczęścia, musimynatychmiast zniszczyć przystań i wszystkie łodzie.Majorze Nowak zwrócił się do dowódcypiątego regimentu artylerii polowej. Czy pańscy ludzie są już na stanowiskach? Tak jest! O północy podciągnąłem armaty i zgodnie z zaleceniami zająłem pozycjenieopodal jeziora.Jeżeli dojdzie do bitwy, złamiemy szybko ich opór odparł major. Najważniejsze jest aby nie ucierpiał żaden z przebywających w wiosce obywateliRzeczypospolitej.Mistrz uczulił mnie na tę kwestię szczególnie.Zmierć choć jednegoRzeplity może mieć poważne konsekwencje polityczne.Pamiętajcie, że tak czy inaczej naszaoperacja spotka się z powszechną krytyką.Prusowie złożą protest w Sądzie Najwyższym i doKiejsztan zjadą się komisje, które będą starały się udowodnić, że do opanowania wioski niebył potrzebny ostrzał artyleryjski.Całą akcję musimy przeprowadzić tak, żeby każdy, ktotutaj się zjawi, widział jak na dłoni, że podjęliśmy starania, aby obyło się bez rozlewu krwi.Brygadier zmierzył Nowaka uważnym spojrzeniem. Czy dobrze mnie pan zrozumiał? Jak mam, do cholery, rozróżnić cywilów od bandytów, skoro ci nie noszą mundurów? spytał ze złością major. Kiedy otworzę ogień, wioska przemieni się w piekło, a liczba ofiarpójdzie w setki.Dowódca skrzywił się, widać pytanie majora przypomniało mu o dręczących gowątpliwościach. Cała akcja będzie filmowana na dowód, że winą za śmierć niewinnych obarczyć należyPrusów odparł po chwili. Musimy podporządkować się rozkazom, ale wierzcie mi, gdybynie one, rozprawiłbym się z tymi bydlakami inaczej.Nie byłoby żadnych podchodów inegocjacji.Ani jeden Prus nie opuściłby wioski żywy.Czy macie jeszcze jakieś pytania?Oficerowie milczeli, oczekując rozkazów.Von Redow spojrzał na zegarek i uśmiechnąłsię z zadowoleniem. Panowie, pora ruszać.Bóg was poprowadzi. On z nami zawsze i wszędzie!Oficerowie zasalutowali i opuścili namiot.Von Redow spoglądał za nimi przez chwilę, poczym wrócił do stanowiska radiostacji. Aącz z Knigsbergiem powiedział do operatora. Bezpośrednio ze sztabem.* * *Wartownik na kościelnej dzwonnicy ziewnął szeroko.Przetarł zaczerwienione zniewyspania oczy.Było już widno.Pasemka porannej mgły unosiły się z łąk, aż do odległej o kilkaset łokci,wciąż ciemnej ściany lasu.Czyste, bezchmurne niebo zapowiadało piękną pogodę.Prus omiótł zmęczonym wzrokiem skraj puszczy.Nie spodziewał się, że cokolwiekzobaczy.Jednak coś sprawiło, że aż drgnął i, nie odrywając spojrzenia od tego, co przykułojego uwagę, sięgnął po lornetkę.Senność opuściła go w jednej chwili.Z lasu wysypywali się krzyżaccy żołnierze.Nie kryli się wcale, dobrze widoczni mimosnującej się wciąż mgły.Wartownik aż otworzył usta ze zdumienia.Były ich już dziesiątki, zajmowali stanowiskana krańcu łąk.Lornetka wysunęła się z nagle zdrętwiałych dłoni, zawisła na piersi.Prus trącił nogąswego towarzysza, który, oparty o belkę, spał w najlepsze. Co jest?! Stało się coś? Ten poderwał się nieprzytomnie. Krzyżacy! Bij w dzwon, ja powiadomię resztę! Wartownik chwycił karabin i zbiegłpo schodach.Drugi z Prusów, niezupełnie jeszcze rozbudzony, chwycił grubą konopną linę ipociągnął ją z całych sił.* * *Mateusz naciągnął na głowę koc, lecz uporczywe bicie dzwonu docierało i przez tęzasłonę, płosząc sen bezpowrotnie.Otworzył oczy, spojrzał na zegar i mruknął ze złością: %7łeby was pokręciło!Odrzucił koc i podszedł do okna wychodzącego na dziedziniec. Co jest, do cholery? Widok uzbrojonych Prusów, zbierających się pod stajnią,wprawił go w osłupienie.Drzwi pokoju otworzyły się z hukiem.Czterech przemytników wpadło do środka, omalżenie wywalając przy tym futryny. Pali się, czy co?! Mateusz odwrócił się od okna. Wyglądacie, jakby was diabełgonił. To ty nic nie wiesz?! krzyknął Otto, machając w stronę okna obiema rękami.Krzyżacy stoją pod lasem! Kilka tysięcy wojska! Rozumiesz, co to znaczy? Niech to szlag! Mateusz chwycił w pośpiechu koszulę. Wiecie, co zamierzająPrusowie? Skąd mamy wiedzieć?! krzyknął Sołtys, spoglądając niespokojnie na dziedziniec.Dowiedzieliśmy się o wszystkim kilka minut temu!Mateusz założył szybko buty i, wpychając koszulę w spodnie, ruszył niezgrabnie w stronędrzwi. Dokąd idziesz? spytał Kuna. Nie zamierzam skończyć na szubienicy.Trzeba stąd wiać. Teraz to mówisz?! Otto roześmiał się nerwowo. Gdybyś mnie posłuchał, bylibyśmyjuż w Rzeczypospolitej! Przestań się mazgaić. Mateusz zmarszczył czoło, rzucając w stronę Brandenburczykagrozne spojrzenie. Jeszcze nas nie złapali.Kuna usiadł ciężko na łóżku, objął głowę rękoma i wymamrotał zbolałym głosem: Aleśmy się wpieprzyli.Mój Boże, dlaczego zsyłasz na nas te wszystkie nieszczęścia!Cośmy Ci, Panie, zawinili? Czemu, do cholery, to robisz?! zakończył z pretensją.Mateusz trącił górala w ramię, otworzył drzwi i ruchem głowy wskazał korytarz. Idzcie do siebie i zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy.Jeśli Prusowie podejmą walkę,kilku ludzi w bitewnym zamęcie ma szansę na ucieczkę. Co będzie, jak się poddadzą? spytał ponuro Sołtys. Wieś jest okrążona! Którędychcesz wiać?! Tu wszędzie lasy odparł niecierpliwie Mateusz, spoglądając jednocześnie na zegarek. Jakoś sobie poradzimy. Genialna myśl. Otto wzruszył ramionami, przyglądając się Mateuszowi ze złośliwąsatysfakcją. Jakoś sobie poradzimy? To wszystko, co potrafisz wymyślić? Chcesz teraz o tym rozmawiać? Twarz Mateusza spąsowiała, a w oczach pojawił siębłysk nie wróżący niczego dobrego. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać?Brandenburczyk otworzył już usta, lecz wreszcie machnął tylko ręką i powiedziałchłodno: Chcę się tylko stąd wydostać.To wszystko.Skoro wiesz, jak to zrobić, idę z tobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]