[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porter, wspinającysię pięćdziesiąt stóp nade mną, zrobił gwałtowny ruch w górę, by dosięgnąć chwytu leżącego nieco zawysoko.Potrącił przy tym kilka kamieni zaklinowanych w kominie.Runęły z grzechotem w dół, a jeden,nieco większy od piłki do krykieta, pozbawił mnie przytomności.Byłem na szczęście dobrzeubezpieczony, Porter zaś zdołał się podciągnąć.Zawisłem na linie, a po kilku sekundach odzyskałemświadomość i mogłem wspinać się dalej.Przed wyruszeniem rankiem ze schroniska w Pen-y-Pass zjadaliśmy bez pośpiechu śniadanie iwygrzewaliśmy się na słońcu z kufelkiem piwa.Snowdon to góra wymarzona do wspinaczki, ponieważskała nie jest zwietrzała ani śliska.Najwyższe ściany wznoszą się na tysiąc stóp, lecz wszystkie dają sięzdobyć, choć niekiedy z wielkim trudem, a po zakończeniu drogi zawsze jest jakaś łatwiutka ścieżka, którąmożna zbiec na dół.Wieczorem, po powrocie do schroniska, prażyliśmy się w saunie.Pamiętam, z jakąciekawością przyglądałem się własnemu ciału: połamanym paznokciom, poobcieranym kolanom igruzłowatemu mięśniowi, który zaczynał się formować nad podbiciem stopy i wydawał się piękny wskutekswojej celowości.Najgorsze chwile przeżyłem podczas wejścia na jedną z przepaścistych zerw Lliweddu.W miejscu, gdzie konieczne było całkowite skupienie, w pobliżu naszej grupy pojawił się kruk zataczającyna nieboskłonie szerokie koła.W dziwny sposób zupełnie mnie to rozproszyło.Podczas wspinaczkiczłowiek porusza się tylko w dół, w górę i na boki, a ptak zdawał się sugerować inne możliwości ruchu, corodziło pokusę puszczenia ściany. XKiedy skończyłem gimnazjum i pojechałem na wakacje do Harlech, Anglia wypowiedziała Niemcomwojnę.W parę dni pózniej postanowiłem wstąpić do armii.Chociaż gazety przepowiadały, że wojnazakończy się szybko (a już na pewno przed świętami), miałem nadzieję, że potrwa na tyle długo, by odwleckoszmarną perspektywę pójścia w pazdzierniku do Oksfordu.Nie rozważałem możliwości bezpośredniegoudziału w działaniach wojennych, spodziewając się służby garnizonowej w kraju.Sądziłem, że nakontynencie będzie walczyła armia regularna.Oprócz tego oburzało mnie cyniczne pogwałcenieneutralności Belgii przez Niemców.Chociaż mniej więcej dwadzieścia procent gazetowych opisówniemieckich zbrodni wojennych odrzucałem jako propagandowy wymysł, wierzyłem jednak w pozostałeosiemdziesiąt procent.Widziałem niedawno wycinki prasowe z tamtych lat ilożone w porządkuchronologicznym:Wieść o zdobyciu Antwerpii powitano radosnym biciem w dzwony (to znaczy bito w dzwony wKolonii i innych miastach niemieckich - R.G.).- Kólnische Zeitung.Jak podaje Kólnische Zeitung, po zajęciu Antwerpii miejscowych duchownych zmuszono do bicia wdzwony na znak radości.- Le Matin.Do londyńskiego Timesa dotarła via Paryż wiadomość z Kolonii, iż nieszczęsnych księży belgijskich,którzy po upadku Antwerpii odmówili bicia w dzwony na znak radości, skazano na ciężkie roboty.-Corriere della Sera.Do Corriere della Sera dotarła via Londyn sprawdzona wiadomość z Kolonii, iż barbarzyńscyzdobywcy Antwerpii ukarali nieszczęsnych księży belgijskich, którzy heroicznie odmówili bicia w dzwonyna znak radości, wieszając ich w dzwonach głowami w dół jako żywe serca.- Le Matin.Traf chciał, że znalazłszy się po kilku miesiącach na froncie, służyłem w kompanii, w której czterechna pięciu subalternów miało matki Niemki albo ojców naturalizowanych w Wielkiej Brytanii.Jeden zkolegów powiedział:- Wstąpiłem do wojska w samą porę.Gdybym zwlekał jeszcze miesiąc, uznano by mnie za szpiega.Stryja internowano w Alexandra Pałace, a ojcu pozwolono zachować członkostwo klubu golfowego tylkodlatego, że ma na froncie dwóch synów.- Cóż - odrzekłem - po tamtej stronie frontu służy moich czterech wujów i kilku kuzynów.Jeden zwujów jest generałem.Ale to bez znaczenia.Nie przechwalam się nimi.Wspominam tylko o wuju DickuPoore, admirale brytyjskim dowodzącym w Nore.Pośród nieprzyjaciół był także mój brat cioteczny Conrad, jedyny syn niemieckiego konsula wZurychu.W styczniu tysiąc dziewięćset czternastego roku poszedłem z nim na narty na lesiste wzgórza nadmiastem.A pewnego dnia zjechaliśmy razem na saneczkach po Dolderstrasse w samym Zurychu, gdzielatarnie miały słupy osłonięte workami z piaskiem, a na wieloosobowe sanie konne, wpadające w poślizgna zakrętach, najeżdżały z trzaskiem ażurowe jednosiedzeniówki.Mnóstwo ludzi łamało przy tym ręce inogi, lecz mieszkańcy uważali to za przedni kawał.Conrad przesłużył wojnę w bawarskiej piechocieszturmowej i zdobył niemiecki Order Zasługi, przyznawany jeszcze rzadziej niż brytyjski Krzyż Wiktorii.Wkrótce po zakończeniu wojny wysłano go na rekwizycję do małej wioski nad Bałtykiem, gdzie zginął zrąk bandy bolszewików.Był człowiekiem łagodnym i dumnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]