[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zewsządotoczył ich mrok.Słabe światło przebijającego się przezchmury słońca z trudem przenikało przez wysokie witraże.Tańczące płomyki kilku świec wcale nie poprawiały tejsytuacji.Zaległa wielka cisza.Pod osłoną imponujących kolumn,pod kamiennymi łukami, które krzyżowały się nad ichgłowami, królowało wrażenie wieczności.Trzymając się zaręce, poszli wolno środkową nawą o nieregularnychkamiennych płytach, kierując się w stronę ołtarza.Ich milczenie stało się czymś w rodzaju wymiany,komunii.Już kiedyś tak szli, pod identycznym sklepieniem.Ale wtedy kościół był zalany słońcem, a oni ubrani wnajpiękniejsze stroje.Dzisiaj dzień był szary, zaś ich ubraniawilgotne i mało odświętne.- Lauro, czy chcesz być moją żoną na dobre i na złe?Głos Paula obudził echo w małym kościółku.Laurazadrżała na dzwięk tych słów. - Tak, chcę.A ty, czy chcesz być moim mężem?- Tak, chcę być twoim mężem.Wyszli z kościoła bez dzwięku dzwonów, bez deszczukonfetti, bez błysku fleszy fotografów, ale z tą samą wiarą wich miłość.Za kościołem znajdował się mały cmentarz.Jeden zkamieni nagrobnych pokrywały świeże kwiaty, których mrózjeszcze nie uszkodził.W innym miejscu, podobnym do tego,Madeleine spoczęła na wieki.Laura mocniej ścisnęła rękę Paula.On zaś natychmiastodpowiedział na jej uścisk.- Nie chcę już praktykować medycyny - rzuciła Lauranieoczekiwanie.Paul objął ramieniem barki żony, jak przystało naopiekuna.- To ja chcę tego, czego ty chcesz.Niewieleobchodzi mnie medycyna, chcę zbudować nasze wspólneżycie.Chcę, abyś wreszcie była szczęśliwa.Ale ty, Lauro, czynaprawdę wiesz, czego pragniesz?- Pragnę czegoś innego niż śmierć, cierpienie,niesprawiedliwość, czegoś odmiennego od bólu, wyrzutówsumienia, żalu.A one są tam wszechobecne, wszechmocne,nie mogę już tego znieść.- A ja? A my? Czy to coś innego? Uśmiechnęła się.- Tak, oczywiście, a zresztą jest.Teraz musi mupowiedzieć!- Co takiego jest, Lauro?Wsunęła ramię Paula pod swoje przedramię, przyciągającrękę męża do swojego brzucha i przyciskając ją lekko.- Spodziewam się dziecka.- Te słowa tak były napełnioneuczuciem, tak ciche, że Paul z trudem je zrozumiał.Nie ruszył się z miejsca, wstrzymując oddech.Jednosłowo, jeden gest wystarczyłby do zniweczenia tej chwili,którą chciał zachować w pamięci.Ta myśl owładnęła nim, takdelikatna, tak pełna nadziei.Czekał tylko na znak od Laury,aby przywrzeć do niej.Wsunął rękę pod miękki pulower żony.Prawie nieśmiało pogłaskał jej delikatną skórę, zaledwiemusnął.Laura odwróciła się do niego i spojrzała mu prosto woczy.- Nie wiem, jak tam się znalazło, ale jest tam!Paul chwycił ją w ramiona, przytulił, wsadził nos wzagłębienie jej szyi i stali tak przez długą, rozkoszną chwilę.Laura zdobyła pewność, że mąż ją kocha, tylko ją i żadnąinną.- Będziemy je chronić przed wszystkim - powiedział,gładząc jej brzuch.Laura pomyślała o Julie, o swojej siostrze i o niewielkichzmarszczkach, które pojawiły się na jej twarzy, o Tanguym,który wracał do zdrowia z dala od rodziny, o jego matceValerie, której trzeba było zabrać go siłą, o Mathilde ztragicznym brzemieniem mimo tak krótkiego życia, oThibaud, który został całkiem sam.Chronić ich dzieckoprzed wszystkim.gdybyż to tylko było możliwe!Przeniosła spojrzenie aż na równe rzędy grobów po obustronach żwirowej alejki.U stóp jednego z nich kępkakrokusów wyłaniała się z ziemi, żółta plama walcząca zszarością.Nagle Laura poczuła, że w głębi jej brzucha kształtuje się irośnie powoli wielka kula.Zadrżała.To nowe odczucie byłotakie dziwne!- Co się dzieje? - zapytał Paul z lekkim niepokojem.- Ja.ja myślę, że ono się poruszyło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]