[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lady Benborough z wielką życzliwością uświadomiła jej, żeDarcy jest zdeklarowanym kawalerem, zanadto zaangażowanym w sprawy swoichstajni, by szukać żony i chcieć założyć rodzinę.Sara doszła więc do wniosku, że imszybciej zakończy znajomość, tym lepiej.Lady Benborough nie myliła się, kawalerskie życie bardzo odpowiadałoDarcy'emu.Odkąd jednak poznał Sarę Twinning, wszystko się zmieniło.Naturalniedoskonale wiedział, jak bardzo jej się podoba.- 53 -SRMimo to Sara zdecydowanie odrzucała składane przez niego propozycjewprowadzenia jej do świata zmysłów i rozkoszy, a właściwie odsuwała ichprzyjęcie w nieokreśloną przyszłość, domagała się bowiem małżeństwa.To byłojak przykładanie pistoletu do głowy.Taka taktyka budziła u Darcy'ego gwałtownysprzeciw.Przemyślał kwestię ślubu i doszedł do wniosku, że uzyskałby niewielekorzyści.Przymus irytował go dodatkowo.Teraz, gdy muzyka milkła, spojrzał wpiękne oczy Sary i postanowił dać jej jeszcze jedną szansę ogłoszenia kapitulacji.Wiedział, że jeśli tym razem mu się nie uda, będzie musiał wyjechać i zrezygnowaćz pokazywania się w Londynie do końca sezonu.Sara już chciała odejść, by dołączyć do czekającej lady Benborough, gdyDarcy ujął ją za ramię i zręcznie pociągnął ku drzwiom na taras.Zorientowała sięw tym manewrze i zaczęła stawiać opór, ale uspokoił ją kilkoma szybko rzuconymisłowami:- Chcę tylko z panią porozmawiać.Chodzmy do ogrodu.Kamienny taras biegł wzdłuż całej długości domu, a schody przy jego końcuprowadziły na niższy poziom, do ogrodu.Pochodnie wyznaczały bieg parkowychalejek, w których można było dostrzec zarys niejednej pary.Darcy bez pośpiechusprowadził Sarę na dół.Rześkie wieczorne powietrze chłodziło rozpalone głowy.Szli w milczeniu, ciesząc się swoją obecnością.Przy końcu alejki znajdowała siębiała altanka, zgodnie z nadzieją Darcy'ego pusta.Sara przystanęła pośrodku mrocznego wnętrza i spojrzała na Darcy'ego,który ujął ją za ręce.Przez chwilę trwali tak, patrząc sobie w oczy.Potem Darcypochylił się i odnalazł usta Sary, która, urzeczona nastrojem, pozwoliła się objąć.Poddała się pragnieniu i rozchyliwszy wargi, cieszyła się pocałunkiem.To właśniew tym momencie Darcy skradł jej duszę.Pieszczota stawała się coraz bardziej intymna; Darcy przesuwał dłonią poplecach Sary, powoli docierając coraz niżej.Sara uświadomiła sobie nagle, co siędzieje.Przestraszona, wyrwała się z objęć Darcy'ego i zaczęła uciekać.Zaskoczony Darcy stał samotnie pośrodku altany.Zerknął na żółtą kokardkęz sukni Sary, która zaczepiła się o mankiet jego fraka, i strząsnął ją na podłogę.Potem podszedł do drzwi, których trzask zdążył już wybrzmieć, otworzył je i za-czął nasłuchiwać oddalających się kroków.Sara rzuciła się w stronę zarośli otaczających altankę.Biegła, póki niezabrakło jej tchu, aż wreszcie, łapiąc ustami powietrze, przystanęła w ogródkuurządzonym wśród równo przyciętych żywopłotów.Dostrzegła tu marmurowąławeczkę.Bezsilnie opadła na nią i ukryła twarz w dłoniach.- 54 -SRDarcy podążał za nią, kierując się wyraznie słyszalnym chrzęstem żwiru.Gdy jednak dotarł do miejsca, gdzie wśród wysokich żywopłotów alejki porosłytrawą, stracił trop.Dopiero po dobrym kwadransie dostrzegł postać skuloną naławce.Sara zdążyła ochłonąć.Ustąpiło przerażenie słabością, jaką okazała.Była złana siebie, nie rozumiała, jak jeden pocałunek mógł ją całkowicie rozbroić.Byłarównież zła na Darcy'ego za sprowokowanie tej sceny.Właśnie powtarzała sobiegniewnie, że już nigdy więcej go nie zobaczy, gdy stanął obok niej.Zerwała się narówne nogi.Ucieszywszy się, że Sara nie płacze, Darcy natychmiast chwycił ją za rękę,żeby zapobiec kolejnej ucieczce.Szarpnęła się, ale bez powodzenia.- Niech pan mnie z łaski swojej puści, lordzie Darcy - syknęła.- Dobrze, ale musi pani dać mi słowo, że nie będzie próbowała uciec.Sara milczała.- Chciałem, moja droga, porozmawiać o naszej.dziwnej znajomości -powiedział Darcy.- Nie sądzę, żeby było o czym.- Czyli zaprzecza pani, że coś nas łączy?- To nie ma znaczenia, czy cokolwiek nas łączy - odparła zadowolona z tego,że jej głos zabrzmiał pewnie.Krótko jednak cieszyła się satysfakcją.Darcy wykorzystał chwilę nieuwagiSary, stanął za nią i objąwszy ją od tyłu, przyciągnął do siebie.Zmartwiała.Tak jązaskoczył, że nie zdołała stawić oporu.- Masz rację, gołąbeczko - odezwał się.- Niewiele nas łączy.Możepowinniśmy to zmienić?Z tymi słowami Darcy zaczął delikatnie całować ją po karku, za każdymrazem odrobinę przesuwając usta.Sara musiała w duchu przyznać, że jest to bardzoprzyjemne.- Już od kilku tygodni mówię, że marnujesz się jako dziewica.Pomyśl tylkoo wszystkich tajemnicach rozkoszy, które moglibyśmy wspólnie odkryć, gdybyśzostała moją kochanką.- Nie chcę zostać pańską kochanką! - Sara naparła na trzymające ją ramię,uznała jednak, że nie ma szans się wyrwać.- Nie? - Głos Darcy'ego zadzwięczał jej tuż przy uchu.- Może warto byposzerzyć twoją wiedzę, moja droga? Powinnaś być w pełni świadoma tego, coodrzucasz.Nie chcemy chyba, żebyś podjęła błędną decyzję dlatego, że niczego nie- 55 -SRspróbowałaś, prawda?Sara nie bardzo rozumiała, o czym Darcy mówi, on tymczasem znów zacząłokrywać pocałunkami jej szyję.Wrażenia, które to w niej budziło, były wnajwyższym stopniu niepokojące.- Niech pan przestanie! Dobrze pan wie, że nie powinien tego robić!Znieruchomiał.- Tak, masz rację.Wiem, że nie powinienem.- Musnął wargami jejobojczyk.- A jednak pragnę, żebyś dzieliła ze mną pieszczoty.Ponieważ niechcesz się na to zgodzić, muszę tymczasem zadowolić się tym, co mam.Sara nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa.Miała wrażenie, że całe jejciało zaczyna płonąć.Darcy też nie rozumiał tego, co stało się potem.Zamierzał tylko uzmysłowićtej upartej istocie, jakie są jej rzeczywiste pragnienia, i dać jej przynajmniejnamiastkę prawdziwej rozkoszy, jaką mogliby razem przeżyć.Tymczasem Sara nagle zaczęła gorliwie odpowiadać na jego pieszczoty,obrócił ją więc ku sobie, by mieć w zasięgu jej usta i móc poprowadzić lekcję dalej.I rzeczywiście, lekcja była dużo dłuższa, aż wreszcie księżyc znikł za chmurami ipozostawił ich w całkowitej ciemności.* * *Jak, u diabła, pozbyć się tej kobiety? Książę, prowadząc lady Mortland, dwarazy pokonał już długość tarasu.Nie chciał schodzić w cieniste alejki.Niezamierzał dłużej poświęcać swej uwagi lady Mortland
[ Pobierz całość w formacie PDF ]